Jak może zakończyć się dla właściciela składu węglowego nalewanie oleju opałowego za pomocą węża zakończonego pistoletem? W przypadku naszego kraju dodatkową akcyzą w wysokości 350 tysięcy złotych, hipoteką na dom oraz blokadą rachunków bankowych.
Perypetie Anny Kubis zaczęły się w 2008 roku kiedy to Urząd Celny stwierdził, że skoro firma pani Anny zaopatrywała klientów w olej opałowy przeznaczony na cele opałowe za pomocą dystrybutora z wężem i pistoletem to równie dobrze urządzenie mogło służyć do tankowania pojazdów. Zgodnie z urzędniczą interpretacją należało naliczyć akcyzę w wysokości 2 tys. zł. za tysiąc litrów. Wynik? 350 tysięcy złotych. Poza tym zablokowane zostały rachunki bankowe.
Na szczęście Anna Kubis nie załamała się. W 2009 roku Izba Skarbowa w Lesznie wydała korzystne dla niej orzeczenie zgodnie z którym wąż z pistoletem nie może być automatycznie uznany za odmierzacz paliw ciekłych, a więc nie można naliczać wyższej akcyzy bez udowodnienia przeznaczania oleju opałowego do celów napędowych. W odpowiedzi resort finansów z urzędu zmienił decyzję na niekorzystną dla właścicielki składu węglowego. Następnie sprawa trafiła do poznańskiego WSA, który również przyznał rację pani Annie. Ostatecznie spór (po długich perypetiach) rozstrzygnął Naczelny Sąd Administracyjny. Orzekł on, że urzędowe organa bezprawnie naliczyły małej firmie z Wielkopolski wyższą akcyzę. Wyrok jest prawomocny.
Czytaj także: Powstańcy na profilowe!
Dzięki skomplikowanym przepisom i urzędniczej bezduszności Anna Kubis dołączyła do sporej grupy osób, które walkę o własne, uczciwie zarobione pieniądze przypłaciły latami nerwów i życiem w ciągłej niepewności. Cieszyć może jedynie fakt, iż akurat tym razem pechowy przedsiębiorca doczekał się sprawiedliwości.