Zwolennicy możliwości sięgania po aborcję, jak po ciasteczko, tracą grunt pod nogami. Kolejne ich argumenty padają pod naporem rzeczywistości. W toku tego procesu wysuwają coraz ciekawsze pomysły. Jeden z nich zakłada by wspierającym życie kazać płacić dodatkowe pieniądze na utrzymanie uratowanych brzdąców.
Argument ten jest interesujący, ale tylko z psychologicznego punktu widzenia, bo doskonale ilustruje jak tonący mocno chwyta się ostrej (choć pomysł jest niezwykle tępy) brzytwy. Zaciska pięść, rani siebie i bredzi.
Zawsze mam z tym argumentem kłopot, bo gdy go słyszę to wywołuje u mnie niekontrolowany napad śmiechu. Jest to problem, bo aborcja to poważny temat. Nie żartuję i mówię to całkiem serio. Przecież tu chodzi o ludzkie życie.
Czytaj także: O aborcji dla opornych, moim zdaniem
Wróćmy jednak do meritum sprawy. Aborcjoniści twierdzą, że obrońcy życia są nieodpowiedzialni. Ratują dzieciaki przed śmiercią, a potem nie troszczą się o ich los. Dlatego co miesiąc powinni łożyć pieniądze na domy dziecka, samotne matki, rodziny wielodzietne i instytucje pomagające dzieciom w różnych chorobach. Bo oczywiście uratowane maluchy na pewno zasilą bidule i będą chore.
Sami jednak niechętnie dają przykład. W znikomy sposób zajmują się dalszym losem matki, która usunęła ciąże i nie są zainteresowani tym w jakim stanie psychicznym jest kobieta. Aborcja przecież to nie jest sięgnięcie po ciasteczko i zostawia mocny ślad w umyśle matki. Nierzadko powoduje to załamania i depresje, które mogą odezwać się dopiero po latach. W sferze fizycznej usunięcie dziecka może spowodować powikłania, które będą zagrożeniem dla zdrowia. Jednak zwolennicy aborcji nie wysuwają propozycji by finansowo pomagać tym kobietom.
Zastanawiam się, jakie konsekwencje w społeczeństwie przyniósłby pomysł aborcjonistów. Proszę sobie wyobrazić odważnego mężczyznę. Spotyka na ulicy studenta i bandytę, który trzyma przy głowie żaka broń. Obezwładnia on bandziora i ratuje życie napadniętego. Zamiast „dziękuję” dobrodziej widzi wyciągnięte ręce żądające składki na stypendium.
Musielibyśmy też zrewidować bajki. Ilu bohaterów baśni „lekkomyślnie” ratowało innych nie pomagając im w dalszych losach? Ile pieniędzy, według aborcjonistów, miałby miesięcznie wypłacać mieszkańcom Krakowa pogromca smoka wawelskiego?
Drodzy Państwo ktoś tu chce nam wmówić, że za ratowanie życia ponosi się winę.
fot. Wikimedia Commons