Burza, która rozpętała się po wydaniu książki „Resortowe Dzieci” jest dobitnym przykładem skompromitowania przez dziennikarzy „Gazety Polskiej” środowiska polskiej prawicy.
Książka wydana dla jednego obozu w celu skompromitowania drugiego obozu zawsze pociągnie za sobą reakcję tego drugiego. Najwyraźniej Dorota Kania nie pamiętała o tym, nie umieszczając na łamach książki wzmianek o osobach będących w PZPR, czy mając tam krewnych postaci kojarzonych z prawą stroną sceny politycznej. Furialny atak osób umieszczonych w książce jest oczywiście zrozumiały (co nie oznacza że słuszny – ciężko jest mi uwierzyć w to że wielu dziennikarzy jest tak wysoko w mediach ze względu na swój talent) i wcale nie dziwię się rosnącym jak grzyby po deszczu artykułom odwetowym – ten jest dla was taki fajny, bo sprzyja PiS-owi, a był w PZPR kiedyś. To działa, wyobraźmy sobie tylko że tej książki nie wydali Kania, Targalski i Małosz, ale Lis, Machała i Żakowski i dotyczyłaby ona dawnych agentów SB, którzy dzisiaj krzyczą „Bóg, Honor, Ojczyzna”.
Dla wielu osób książka stanowi znakomity wyborczy argument: wygra partia prawicowa? Przekopią ci życie, znajdą dziadka w Wehrmachcie, pradziadka w PPS, a potem udowodnią że w prostej linii jesteś potomkiem jakiegoś krzyżaka. To działa, wszyscy przecież pamiętamy strach przed wejściem ABW o 6 rano i koniecznością popełnienia samobójstwa w łazience.
Postulat walki z dawnymi resortowcami jest słuszny, ale trudny do zrealizowania. Przykład mieliśmy u początków II RP, kiedy narzekano na opóźniającą się repolonizację. Fakt, III RP trwa już o 4 lata dłużej niż II RP, ale nietrudno zauważyć, że takie wojenki tylko nabijają „resortowym dzieciom” popularność i współczucie ich fanów, „bezlitośnie opluwanych przez zwolenników Kaczafiego”.
Cytując wywiad przeprowadzony z Dorotą Kanią przez Roberta Mazurka „Opisujemy ludzi nadających ton w mediach, a wśród nich nie ma dziś osób o poglądach konserwatywnych. I tak jest przez ostatnie dwadzieścia lat. Jedni, jak Michnik, Żakowski czy Olejnik, nadają ton, a inni są w drugim szeregu i podejmują głos przewodników stada, roznosząc go, gdzie się da.” Tylko czym różni się takie nadawanie tonu od zachęcania do głosowania na Prawo i Sprawiedliwość podczas spotkań promujących książkę?
Z pozostałościami komunizmu trzeba walczyć, ale walczyć racjonalnie. O tym niektórzy niektórzy chyba czasem zapominają…