Krakowską siedzibę polskich królów, u podnóża którego miał się gnieździć smok – odwiedza co roku niezliczona liczba turystów. Jej zwiedzanie, wbrew pozorom, nie musi oznaczać towarzystwa tłumów. Tak jest w przypadku najstarszych, średniowiecznych zabudowań Wawelu.
Mieszkający w Krakowie znajomi ostrzegali mnie przed wizytą na Wawelu. To był maj tego roku: „Jeśli w ogóle, to tylko w tygodniu i to najlepiej z rana. W żadnym razie w weekend!” – perswadował jeden z nich.
Faktycznie, osobom zwiedzającym Wawel często kojarzy się on z kolejkami, tłumem i walką o bilety. Taka też była moja wizja królewskiego wzgórza: miejsca silnie związanego z polską państwowością, które warto zwiedzić, choć cała wizyta nie musi być bezstresowa.
Na wzgórze wawelskie wdrapałem się w piękny, ciepły, sobotni poranek: okoliczności idealne dla dzikich hord turystów. Owszem, na dziedzińcu przed Centrum Informacji przybywało zwiedzających, zapewne żądnych wejściówek. Psychicznie przygotowałem się na ścisk, a może i przepychanki. Jak bardzo się myliłem.
Turysta na Wawelu ma do wyboru kilka wystaw i tras wycieczkowych. Moją uwagę od razu przykuła ekspozycja „Wawel zaginiony”. Chwytliwy tytuł, sugerujący, że zobaczymy coś, co na co dzień jest skryte i niedostępne. Tajemnicze, więc warte poznania.
Wawel: relikty rotundy
Gwoździem programu na tej ekspozycji są relikty rotundy z przełomu X i XI w. jest to najstarszy zabytek architektury murowanej, jaki można oglądać w obrębie wzgórza wawelskiego. Kościółek w formie walca posadowiony jest wprost na skale. Przylegają do niego cztery absydy.
Miejsce to wydaje się jednym z najciekawszych na całym wzgórzu. Z reguły przyjmuje się, że kościół ten pełnił funkcję kaplicy pałacowej. Sugerowano też, że pełnił on funkcję baptysterium, mauzoleum, a nawet pierwszej katedry wawelskiej. Jaka jest prawda? Pewnie nigdy się nie dowiemy. To temat dla dociekań naukowców, głównie archeologów i historyków.
Archeolodzy odkopali i zrekonstruowali tę rotundę w początkach XX w. Od 1975 r. jej pozostałości udostępniono w ramach parku archeologicznego. Jest to park nietypowy, bo rotunda jest dziś przesklepiona znajdującym się nad nią budynkiem.
W ten majowy, sobotni poranek spoglądałem na rotundę w prawie absolutnej ciszy. Ani śladu turystów. Odległe śmiechy i hałasy docierały aż z dziedzińca. Zaskoczyło mnie to, że przy wejściu na wystawę nie było kolejek, tłumów. Nikomu nie było spieszno przyglądać się pierwszym budowlom Wawelu – ludzie pobiegli podziwiać ociekające przepychem apartamenty królewskie i arkadowy dziedziniec (swoją drogą część jego oryginalnych elementów wymieniono, a oryginalne trafiły na jedną z części wystawy „Wawel zaginiony”).
Historia zatoczyła koło…
Był to więc idealny moment do zadumy nad tysiącletnią historią naszego kraju. Sprowokowały mnie do niej niepozorne na pierwszy rzut oka denka średniowiecznych naczyń, prezentowane w sali obok rotundy. Widoczne na nich znaki garncarskie pochodzą z okresu, w którym rotunda funkcjonowała w najlepsze. Denka ze znakami garncarskimi zostały odkryte na Wawelu w czasie wykopalisk w połowie XX w. Czym są te znaki? Podpisem garncarza i jego warsztatu, jak często sugerują naukowcy? Jeden z nich: prawoskrętna swastyka – swoją formą wygląda bardzo podobnie do swastyki przejętej przez reżim nazistowskich Niemiec.
W przypadku Wawelu można powiedzieć, że na swój sposób historia zatoczyła koło. Swastyka na słynnym krakowskim wzgórzu zjawiła się znów po niemal tysiącu lat, gdy w czasie okupacji niemieckiej zamek za swoją siedzibę obrał jeden z przywódców III Rzeszy, zbrodniarz wojenny Hans Frank. Liczne sztandary ze swastykami zawisły wówczas w siedzibie polskich królów, choć odbiór i znaczenie symbolu były tak bardzo inne, niż w średniowieczu.
Jednym z miejsc, które naziści przekształcili na Wawelu najmocniej, jest budynek, w którym dziś znajduje się wystawa „Wawel zaginiony”. Pomieszczenia biurowe generalnego gubernatorstwa zaaranżowano w dawnych pomieszczeniach kuchni i wozowni – tam, gdzie dziś możemy obejrzeć średniowieczne garnki z tajemniczymi znakami.
Z zadumy nad dziejami Wawelu wyrwała mnie para, pospiesznie idąca kładką nad rotundą. Czy spodziewała się czegoś więcej, niż odrestaurowanych, już nieco przykurzonych ruin czegoś, co na pierwszy rzut oka wcale nie wygląda na kościół – i kilku szarych skorup?
Źródło: Serwis Nauka w Polsce – www.naukawpolsce.pap.pl, Autor: Szymon Zdziebłowski