Przeszło 100 lat temu, w naszej cywilizacji zapoczątkowano okrutny proceder, który zbiera swe żniwa aż do tej pory. 29 lutego 1913 roku, był dniem rozstrzygnięcia wieloletniej wojny domowej w Stanach Zjednoczonych, między Kongresem a Sądem Najwyższym. SN USA bronił z całych sił obywateli amerykańskich przed wypuszczeniem bestii na wolność.
Owego feralnego dnia została rektyfikowana 16. poprawka do konstytucji USA, dzięki której Kongres mógł wprowadzić podatek dochodowy, a Sąd Najwyższy stał się wobec niej bezsilny. Jak głosi legenda oraz niektóre analizy prawnicze, proces wprowadzenia 16. poprawki, nosi znamiona podstępu i w związku z tym, jego legalność budzi wątpliwości. Ale czy tak było na prawdę, tego dokładnie nie wiadomo. Natomiast istotne jest, że ten przełomowy moment w dziejach ludzkości – swego rodzaju precedens – uruchomił efekt domina, a cień grozy spowił również państwa europejskie. Stan ten trwa aż do dziś.
Czytaj także: Bezwarunkowy (do)chód w kierunku katastrofy - cz. III i ostatnia
Oczywiście przed 1913 rokiem zalążki podatku dochodowego występowały, ale czasowo i dotyczyły zaledwie kilka procent społeczeństwa, a w dodatku były śmiesznie małe. Z biegiem czasu sidła podatkowe dosięgły większości obywateli Europy i USA, a stawki wystrzeliły w górę. Dodatkowo podatek ten, kiedyś miał swoją zasadność. Środki szły głównie na cele wojenne i inwestycje w armie. A do czego on służy dzisiaj w Polsce?
Wydawałoby się, że sprawa jest oczywista. Państwo musi jakoś funkcjonować, więc potrzebny jest podatek, dzięki któremu pojawi się odpowiednia ilość środków w Skarbie Państwa. To prawda – z tym, że są różne rodzaje podatków i należy się zastanowić czy podatek (kara) za pracę jest słuszny, a co najważniejsze – czy jest opłacalny.
Należy przeprowadzić proste rozumowanie. Czy jeśli damy komuś np. 100 zł, jednocześnie potrącając z tej sumy 20 zł, to czy można powiedzieć, że zarobiliśmy 20 zł? Chyba każdy się zgodzi, że takie rozumowanie jest absurdalne. A jeśli dodam do tego, że potrącenie tych 20 zł wiąże się ze sporymi kosztami dla obu stron i poświęconym czasem – sytuacja robi się coraz bardziej irracjonalna. Przecież można było ograniczyć się do przekazania kwoty mniejszej i nie robić tego całego cyrku. Proste. Ale nie dla wszystkich.
Udział podatku dochodowego PIT w budżecie III RP, to zaledwie ok. 15%. Z czego ponad połowa to wpływy pochodzące ze sfery budżetowej, administracji i świadczeń społecznych. W dodatku ściągalność obciążona jest potężnymi kosztami. Jak wskazuje Fundacja Republikańska 80% urzędników Urzędu Skarbowego zajmuje się obsługą i kontrolą podatku PIT – a tyle się mówi o tym, że jest za dużo urzędników. Jest to bardzo kosztowne mielenie tych samych pieniędzy. Przecież Ci ludzie otrzymują pensje (koszt ok. 2 mld zł rocznie), potrzebują komputerów do pracy, systemów informatycznych, budynków, krzeseł, kawy itp. Można sobie tylko wyobrazić ile zatem, z tych 7,5% realnych wpływów, pozostanie. Nie można zapomnieć o kosztach po stronie płacących. Przedsiębiorcy muszą wszystko policzyć, zaraportować i zapłacić, żeby podatnicy musieli znów robić to samo, wypełniając PIT – to ok. 35 mln godzin wypełniania formularzy.
PD jest monstrualnie niewydajnym środkiem pozyskiwania pieniędzy. Przeoczenie? Nie! Zatem powstaje pytanie, jaka jest jego funkcja, skoro można by zastąpić go czymś mniej uciążliwym? Jeśli ktoś próbował swoich sił jako przedsiębiorca, albo jeśli miał okazję rozmawiać z tymi dzielnymi ludźmi, którzy postanowili działać na własną rękę, zapewne słyszał opowieści o mrocznej stronie Urzędu Skarbowego. Wścibskie oko Urzędu Skarbowego zupełnie jak ogniste oko Saurona, rozgląda się szukając tego, czego tak bardzo pragnie… Wypatrzy każdy, nawet najmniejszy grosik, jakim operuje przedsiębiorca. I nie ma takiego przedsiębiorcy, który by się tego oka nie bał. I właśnie o to chodzi, o informację i o strach. Tłumaczenie się z tego, skąd się wzięło i ile się wzięło. Zawartość kieszeni na stół i waruj – obywatelu. I broń Boże, nie pomyl się o chodźby 1 zł, bo będzie trzeba klęczeć na grochu w gabinecie skarbowego oprawcy, prosząc o łaskę i możliwość odkupienia win.
Autor: Grzegorz Żurawiński, czytelnik wMeritum.pl
Fot. sxc.hu