Eksplozja pocisku w Przewodowie wywołała szeroką dyskusję nad reakcją Polski. Jak powinny się zachować władze naszego kraju w przypadku, gdyby to Rosja wystrzeliła przypadkowo rakietę, a pocisk spadłby na nasze terytorium? Sprawę wyjaśnił fachowo prezydencki minister Jakub Kumoch.
Od momentu eksplozji pocisku w Przewodowie trwa dyskusja na temat ewentualnych reakcji Polski na incydenty związane z wojną. Wątek ten został również poruszony w poniedziałek na antenie RMF FM, gdzie gościł szef Biura Polityki Międzynarodowej Kancelarii Prezydenta RP.
– Gdyby to była rakieta wystrzelona przez przypadek przez Rosję, sprawa byłaby tak jasna, że bardzo łatwo byłoby tę sprawę komunikować. Tutaj mamy pewną rozbieżność. To nie spowodowałoby wojny z Rosją, to, że doszło do incydentu – wyjaśnia prezydencki minister.
– Spowodowałoby to na pewno konsultacje w ramach NATO, na pewno żądanie zadośćuczynienia wobec strony rosyjskiej. Na pewno byłoby to bardzo silnym potem argumentem dla części sojuszników na rzecz chronienia nieba nad Ukrainą – dodał.
W trakcie spotkania pojawił się także wątek rozwoju konfliktu za naszą wschodnią granicą. Kumoch zaprzeczył, by istniały naciski na rozpoczęcie rozmów pokojowych z Rosją przez Ukrainę.
– Pojawiają się takie głosy i zaraz po tych głosach udałem się do Kijowa i porozmawiałem czy takie naciski są i czy możemy pomóc. Zapewniano mnie kilkakrotnie i to bardzo różni rozmówcy, że jest to wymysł medialny – stwierdził.
– Nie ma nacisków na negocjacje z Rosją, są naciski na zmianę języka, to jest publicznie przyznane, w momencie, kiedy prezydent Zełeński powiedział, że nie będzie negocjował z Putinem, w tym momencie rosyjska dyplomacja na całym świecie poza europejskim i poza atlantyckim zaczęła opowiadać, oto problem jest taki, że NATO i Ukraina nie chcą rozmawiać, a my jesteśmy gotowi – zaznaczył.
– Poproszono, żeby Ukraina też wyrażała gotowość do rozmów, Ukraina nie jest gotowa do rozmów, warunkiem tych rozmów jest oczywiście wycofanie się sił rosyjskich z Ukrainy – dodał.