Premier Donald Tusk powiedział w piątek podczas szczytu przywódców regionalnych Europejskiej Partii Ludowej (EPL) w Poznaniu, że Juncker jest najlepszym kandydatem na szefa Komisji Europejskiej, ponieważ uosabia Unię Europejską w najlepszym wymiarze. I na popularnym portalu informacyjnym radosny tytuł – Polacy będą zarabiać tyle, co Niemcy.
Po takich informacjach nie wiadomo nad czym bardziej ubolewać. Brakiem wyobraźni dziennikarza? Brakiem jakiejkolwiek wiedzy? A może zwyczajnej uczciwości? Płaca minimalna w Niemczech wynosi w przeliczeniu 5 600 pln brutto. Stanowi to dla polskiego przedsiębiorcy koszt 6 761 pln. I co na to przedsiębiorcy? Co by zrobili, gdyby mieli na każdego pracownika, począwszy od pani sprzątającej i magazyniera, ponosić koszt prawie 7 tys. pln miesięcznie?
Czytaj także: Jak państwo ściąga haracz z Polaków?
Po pierwsze musieliby zwolnić większość pracowników ponieważ ich stanowiska nie wypracowują takiej wartości w skali miesiąca. Po drugie, musieliby podnieść ceny towarów, aby większe przychody pokryły zwiększone podniesienie płacy minimalnej koszty. W efekcie zatem nastąpiłby wzrost bezrobocia i cen towarów, czyli ci którzy jeszcze pracę by mieli i tak nie mogliby więcej za nią kupić dóbr. W skali makroekonomicznej nastąpiłby zatem wzrost inflacji. Czy zatem to rzeczywiście taka świetna wiadomość? Rząd musi zrozumieć, że bogaty kraj to bogaci obywatele. A bogaci są oni wtedy, gdy państwo nie zabiera im wypracowanych pieniędzy ponad niezbędne minimum, a także gdy pozwala im zajmować się wytwarzaniem wartości, a nie produkcją papierów dla rzeszy urzędników, których jest teraz więcej niż za czasów najbardziej zbiurokratyzowanego komunizmu w Polsce. Przecież ich też przedsiębiorca musi utrzymywać.
Pamiętajmy, że także ich pensje musiałyby przekraczać wartość nowej płacy minimalnej. Czyli rząd musiałby zwiększyć pozostałe obciążenia przedsiębiorstw aby zdobyć pieniądze na wypłaty dla sfery budżetowej (urzędnicy, nauczyciele, policja, wojsko itd.). Przypomnijmy jakże prawdziwe słowa Margaret Thatcher: „Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy.”
Oczywiście nie uważam za zasadne braku uregulowania w tej sferze. Dochodziłoby wówczas do nadużyć. Rynek pracy w Polsce nie jest rynkiem zrównoważonym, mającym zdolność do samoregulacji. Jest rynkiem pracodawcy. Nietrudno zatem wyobrazić sobie, że pracodawcy próbowaliby konkurować kosztami pracy oferując pracownikom stawki rzędu kilkuset pln miesięcznie. Takie zaś postępowanie nie uczyni naszych przedsiębiorstw konkurencyjnymi. Zawsze znajdą się większe obszary biedy, które zaoferują niższy koszt pracy. Nie jest to właściwy kierunek konkurowania. Odchodzą już od niego także Chiny. Dziś Chińczycy wracają do własnego kraju z Polski, bo mogą tam więcej zarobić.
„W Luksemburgu od połowy lat 70. obowiązuje płaca minimalna, obecnie w wysokości 11,50 euro za godzinę – powiedział Juncker. – Nie doprowadziło to w Luksemburgu ani do masowej biedy, ani do klęski głodu – zauważył ironicznie luksemburski polityk.” Nie dodał jednak, że nie wprowadzono płacy minimalnej zwiększając ją o 300%. Co to w praktyce oznaczałoby dla naszej gospodarki? Upadek większości rodzimych firm. I oczyszczenie Polski z jakiejkolwiek konkurencji dla firm spoza naszego kraju.
Autor: Jerzy Mirosław, aktywniprzedsiębiorcy.org
Fot.: Blackfish / wikimedia commons