WRAŻENIA OGÓLNE
Mateusz: Dokładnie tydzień temu mogliśmy obejrzeć finałowy odcinek czwartego sezonu „Gry o tron”. Emocje już chyba opadły, dzięki czemu można spokojnie omówić to, co najsilniej zapadło nam w pamięć, a było tego jak dla mnie całkiem sporo i rok 2014 dla fanów serialu był chyba bardzo dobry – dla mnie na pewno lepszy niż poprzedni, i rok i sezon z numerem trzecim. Jak natomiast sprawa ma się z innymi fanami – nie tylko samego serialu, ale także literackiego pierwowzoru?
Sylwia: Na pewno był to sezon lepszy i bardziej owocny niż poprzedni, choć nie da się ukryć, że niektóre wątki jak stały w miejscu, tak stoją nadal. Było kilka mocnych – bardzo mocnych – uderzeń, które sprawiały, że po zakończeniu dwóch czy trzech odcinków można było zbierać szczękę z podłogi. Nie mogę niestety porównać ekranizacji z jej literackim pierwowzorem, z przyczyn osobistych – osobiście nie czytałam żadnej części „Pieśni Lodu i Ognia”. Ale jest w tym jakiś plus – mogę nieskażona książką obiektywnie podejść do niektórych wątków nie porównując w nieskończoność, co zostało pominięte, co zmienione, a co niepotrzebnie dodane…
Jakub: Ogólne wrażenia są w moim przypadku całkiem dobre. Ja będę zawsze kręcił nosem, ponieważ jestem po lekturze wszystkich wydanych tomów sagi „Pieśni Lodu i Ognia”, więc różne skróty fabularne, albo nawet przemilczenia mogą na mnie działać deprymująco. Jednak nie ma co narzekać, bo tak olbrzymią narracje, jaką zaproponował George R.R. Martin trudno upchnąć jednak w ramy serialu. Summa summarum jest dobrze, jednak mam – oczywiście – pewne uwagi.
Mateusz: Ja narzekać w każdym razie nie mogę, do tej pory przeczytałem tylko pierwszy tom sagi Martina, więc siłą rzeczy od drugiego sezonu wszystko, co oglądam jest dla mnie czymś nowym i nie mam żadnego porównania. Zanim przejdziemy do omówienia poszczególnych elementów fabuły, musimy ostrzec czytających o spoilerach. Jeśli nie obejrzeliście czwartego sezonu, bądź został Wam finałowy odcinek – nadróbcie zaległości i dopiero po obejrzeniu całości wróćcie do niniejszego artykułu.
Sylwia: No, chyba że nie będziecie chcieli. To nie jest tak, że Mateusz Was zmusza…
NAJWIĘKSZE PLUSY I MINUSY SEZONU
Sylwia: Największym plusem sezonu jest – jak zresztą zawsze – niemal każda scena z udziałem Tyriona Lannistera. Wpisuje się w to zarówno jego świetnie napisana postać, jak i cała jej historia, ale także genialnie zagrana przez Petera Dinklage’a. Tak naprawdę większość wątków rozwinęła się w tym sezonie ciut, ciut – jakby celowo rozciągana, aby przypadkiem nie brakło historii do kolejnych sezonów. Swoją drogą ciekawa jestem, ilu Starków musi jeszcze zginąć, i ilu musi się pogubić i jak najbardziej od siebie nawzajem oddalić do zakończenia całej sagi.
Najbardziej zawiódł mnie chyba świetnie zapowiadający się na początku (pierwszy sezon) wątek Daenerys. Serdecznie kobiecie współczuje – stara się i stara, a dojść cały czas nie może. Widz zapomina w pewnym momencie dokąd ona zmierza i po co, a skupia się (przynajmniej większość męskiej widowni) na ładnej buzi i tym, co znajduje się pod nią.
Kuba: Plusy? Spoilery sagi. Nie będę wchodził w szczegóły ale pokazanie dowódcy Innych aka Białych Wędrowców, który składał ofiarę z dziecka i wytłumaczenie tej sceny po emisji odcinka na stronie internetowej HBO – kim był kiedyś ten konkretny Biały Wędrowiec (usunięto tę informację, ale w sieci pozostaje wszystko) – otworzyło całkiem ciekawe opcje, co do niektórych wątków w książce. Śmierć Jojena, którzy nadal żyje w książce, jak sądzę, też jest swoistym spoilerem. Może za dużo o tym mówię, ale jestem głodny Wichrów Zimy, które nieprędko niestety ukażą się na półkach w księgarniach. Plus z kolei za to, że całkiem sprawnie przekonwertowaną treść książki w ramy dziesięcioodcinkowego sezonu.
Sylwia: No, tak…coś mi się tam obiło o uszy z tymi spoilerami; ja jednak – nie przeczytawszy ani jednego tomu sagi – pozostanę nadal przy ocenie skupiającej się głównie na fabule. A co z minusami, nasz ekspercie? ;)
Kuba: Brak Lady Stoneheart. Fani liczyli na nią w trzecim sezonie, liczyli na nią teraz jako cliffhanger… no i się przeliczyli. Prawdopodobnie nigdy się nie pojawi w serialu, co stanowi kolejny spoiler dla czytających książki, bo trzeba pamiętać, że serial jest cały czas konsultowany z Martinem. Słaby dla mnie był wątek Daenerys, który zresztą moim zdaniem jest źle prowadzony od samego początku ekranizacji, chociaż dla mnie główny problem tkwi w odtwórczyni tej postaci, czyli Emilii Clarke. Więcej grzechów nie pamiętam.
NAJLEPSZA SCENA
Mateusz: Ten sezon obfitował w tyle naprawdę świetnych scen, że do tej pory mam problem z wybraniem tylko jednej. Zarówno długo wyczekiwana śmierć Króla Joffreya, monolog Tyriona podczas sądu, walka Oberyna z Górą, niektóre sekwencje walki na Murze, sceny rozmów Aryi z Ogarem oraz dosłownie legendarne zejście z tego świata Tywina Lannistera – to były niewątpliwie największe atuty czwartego sezonu. W momencie, kiedy muszę wybrać – będzie to właśnie ta ostatnia przywołana przeze mnie sytuacja. Moment, w którym Tyrion z kuszą w drobnych rękach zaskakuje swojego ojca w wychodku, dialog między nimi i wreszcie – zabójstwo ojca będące chyba najlepszym katharsis, jakiego mógł doświadczyć Tyrion. Napięcie jakie towarzyszy tej scenie, jest wręcz namacalne. Aktorsko jest to chyba najlepszy moment w całym serialu, czuć perfekcję i zgranie aktorów. Druga rzecz, że to wydarzenie w moim odczuciu nie dość, że będzie kluczowe dla dalszej fabuły, to odważę się stwierdzić, że w pewien sposób dzieli serial na dwie części, przynajmniej z perspektywy Lannisterów.
Sylwia: Na temat najlepszej sceny poniekąd wypowiedziałam się już wcześniej, ale jeśli miałabym z korowodu świetnych scen z Tyrionem w roli głównej wybrać najlepszą… byłyby to dwie. Pierwszą z nich niech będzie koniec odcinka, w którym nasz ukochany karzeł stoi przed zgromadzonymi i ogłasza swoją decyzję o sądzie przez walkę. Natomiast drugą będzie – nie mogę się tu nie zgodzić z Mateuszem – scena kibelkowa, w której Tyrion robi to, co chciał już dawno zrobić niejeden z nas… jakkolwiek to teraz brzmi.
Kuba: Zdecydowanie scena z odcinka, w którym Arya z Ogarem odwiedziła gospodę. Trzeba przyznać, że przez cały sezon doskonale się oglądało tę dwójkę na ekranie. Wytworzyła się pomiędzy nimi swoista chemia, która brutalnie została zburzona na sam koniec.
Sylwia: Hm… a mnie w przeciwieństwie do Powyższych Panów sceny z Aryą zaczęły już nudzić… jasne – dialogi z jej udziałem są zazwyczaj świetne, pełne ciętych ripost, celnych uwag i zbyt dorosłych jak na dziecko spostrzeżeń (weźmy jednak pod uwagę, bagaż doświadczeń, jaki dźwiga to „dziecko”), ale obawiam się upodobnienia się jej wątku, do epizodów z Daenerys – obie będą próbowały dojść, aż widz zapomni dokąd idą i w jakim celu.
Mateusz: Myślę, że – na szczęście – podzielenie (śmiertelnie nudnych) losów Daenerys, Aryi akurat nie grozi. Przecież najmłodsza kobietka z rodu Stark w ostatnim odcinku doświadczyła sporej odmiany, jeśli chodzi o położenie, w jakim się znalazła…
NAJGORSZA SCENA
Mateusz: Najgorsze sceny, to przeważnie te, o których nie pamiętamy. Skoro uleciały nam z pamięci, to chyba nie potrzeba lepszego wyznacznika, że nic konkretnego do fabuły nie wniosły. Jednak najgorsza scena z tych, które zostały w mojej głowie to ta nieszczęsna scena „gwałtu”. Co prawda zupełnie nie rozumiem tego szumu wokół gwałtu, którego tak naprawdę nie było. Był to bodajże trzeci odcinek, Jaime – owszem – zmusił Cersei do współżycia, jednak całość została ukazana tak łagodnie i była dziwnie niejednoznaczna. Jednak echo tej sceny rozniosło się po internecie niczym opad radioaktywny po wybuchu bomby. Bo to mało w „Grze o tron” było gorszych scen? Przebijanie kuszą prostytutek dla rozrywki? Zero reakcji. Niemal kompletne odłączenie końskiego łba od reszty ciała? Zero reakcji. Torturowanie Fetora… ekhem… Theona Greyjoja? Zero reakcji. Ponabijane na pale głowy wrogów królestwa, zadźganie nożem brzucha ciężarnej kobiety? Zadziwiające, ale znów zero reakcji. Naprawdę nie jestem w stanie tego zrozumieć. To już dla mnie gorsze było zachowanie Ogara wobec wieśniaka, który pomógł jemu oraz Aryi.
Sylwia: Szczerze mówiąc, nie przypominam sobie, aby jakaś konkretna scena zapadła mi w pamięć jako najgorsza. Pod tym względem żadna się nie wyróżniała, więc nie zamierzam się niepotrzebnie tutaj na ten temat wywnętrzać. A co do gwałtu, o którym wspomina Mateusz… Hmm… może chodziło po prostu o oburzenie – i zdziwienie zarazem – faktem, że to nie Cersei zgwałciła ostatecznie Jaimego, ale na odwrót…?
Kuba: Najgorsza? Zdecydowanie scena, w której Tyrion zabija Tywina – tutaj więc całkowicie rozmijam się w ocenie z Mateuszem i Sylwią. W książce była ona doskonale rozpisana, z ukazaniem pełnego spektrum uczuć towarzyszących Tyrionowi i Tywinowi. No i ten opis zachowania ciała Tywina, gdy Tyrion wystrzelił ten bełt, hmm… klasyka. A w serialu ta rozmowa wyglądała na niefrasobliwą pogawędkę ojca i syna przy piwie. Do tego fatalnie napisany dialog, chyba sam Charles Dance i Peter Dinklage uznali, że ta scena jest tak słabo napisana, że postanowi zagrać byle jak. Kazirodczy stosunek Jaimego i Cersei przy zwłokach Joffreya chyba miał za zadanie tylko wywołać skandal, bo u Martina tej sceny w ogóle nie było i jak dla mnie była ona w serialu kompletnie niepotrzebna.
Sylwia: No i proszę, jak ocena serialu może się różnić w zależności od tego, czyśmy pierwowzór czytali czy nie…
EWENTUALNE DZIURY FABULARNE
Mateusz: Może jestem zbyt mało krytyczny, ale jakoś za nic nie mogę niczego konkretnego przywołać w myślach, dlatego wstrzymuję się od wypowiedzi.
Sylwia: Hm…, Kuba?
Kuba: Trochę ich było. Jak wspomniałem powyżej, ciężko wszystko pomieścić w serialu. Chociażby nagłe przybycie Stannisa pod Mur mogło trochę zaskoczyć widza, pomimo, że były momenty – w zeszłym sezonie chyba – jak Davos wspominał o prośbach Czarnych Braci rozsyłanych do wszystkich rodów Westeros. Szkoda, że nie zaakcentowano wyraźnie, co ostatecznie skłoniło Stannisa do marszu na Mur – to będzie ważne. Szkoda, że zrezygnowano z niektórych wątków, jak wspomniany brak Lady Stoneheart. Niepotrzebne było też rozwinięcie do granic możliwości wątku Ygritte i Jona Snowa. Moim zdaniem zniszczyło to przedostatni odcinek, w której rozegrała się bitwa o Mur. Wątek Daenerys „wyzwolicielki” też jest niemiłosiernie słaby i męczący, jednak konieczny dla całej fabuły. Szkoda, że zrezygnowano przy wątku Brana Starka i jego wędrówki, z wprowadzenia postaci Żelaznorękiego. Przy okazji, ktoś mi powie co się stało z Rickonem Starkiem?
Sylwia: Może jeszcze będzie powiedziane, co skłoniło Stannisa do wędrówki pod Mur – w sumie pojawił się on pod sam koniec, więc możliwe, że pozostawienie widza w niepewności, z pewnymi pytaniami i mętlikiem w głowie było zamierzeniem twórców. Rickon…ejże! Faktycznie był ktoś taki! – przyłączam się do zapytania… ktoś podejdzie do tablicy?
Mateusz: No dobra, przypomniało mi się coś. Pamięta ktokolwiek co stało się z genialnym Jaqenem H’gharem?
OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI
Mateusz: O nieciekawej Daenerys powiedzieli – i pewnie jeszcze powiedzą – inni, dlatego skupię się na Jaimem Lannisterze. Jego przemiana dokonywała się na przestrzeni ostatnich sezonów, jednak w tym sezonie podobał mi się najbardziej. Wreszcie Królobójca był cholernie ludzki, jako jedyny Lannister zaczyna w moim mniemaniu dorównywać swojemu małemu bratu – zarówno intelektem, jak i podejściem do wielu spraw. Z drugiej strony jest postać Brana Starka, którego wątek jest intrygujący, jednak jego postać jest dla mnie dość toporna, dziwna i nie do końca wiem, co ma na celu. Do tego ta jego coraz mniej urodziwa twarz…
Sylwia: Ach, ta nieszczęsna Daenerys! I na cóż jej te smoki i to piękne ciało, skoro zdaje się nie czerpać przyjemności ani z jednego, ani z drugiego. Odkąd stała się twardą, oswobadzającą jeńców królową – jej postać stanęła w miejscu i – co stwierdzam z przykrością – przestała ewoluować. Wątki z nią są nudne i przydługie, a przez brak powiązań zdają się nic nie wznosić do fabuły. Prędzej Arya straci dziewictwo niż khaleesi spotka się z którymkolwiek z innych, walczących o prym rodów.
Sansa natomiast zaczyna powoli chyba rozumieć, co dzieje się wokół niej i podejmuję grę – choć tak do końca zdaje się jej nie pojmować. Zobaczymy, co wyrośnie z tej rudowłosej Starkówny…Arya, jak to Arya – mężnieje, ale wciąż jest tylko dzieckiem, które stara się, jak może, radzić sobie z otaczającą ją rzeczywistością.
Co do postaci męskich…Baelish. No, cóż…mogę dać sobie uciąć palec (mały palec), że na koniec i tak wyjdzie, że to on zaplanował niemal każdy spisek i zdradę, jakich byliśmy świadkami. O Tyrionie nie muszę pisać, wystarczy, że go ubóstwiam.
Kuba: Jaime Lannister. Chyba scenarzyści przesadzili z wybielaniem wizerunku jego postaci. Nagle stał się on dobrym człowiekiem, który pomaga słabszym i uciśnionym. No, żeby nie było idealnie, to czasami pójdzie do łóżka z własną siostrą. Wolałem Jaimego – cynicznego złoczyńcę i Lannistera z krwi i kości. Sansa Stark – zaczęła grać o tron i ma do tego doskonałego nauczyciela w postaci Littlefingera. W końcu jej wątek przestał być mdłą opowieścią o nieszczęśliwej Sansie, a pokazał, że Starkówna potrafi być wyrachowanym graczem niczym jej koszmar z okresu przebywania w Królewskiej Przystani, czyli Cersei. No i Ramsay Snow. Po śmierci Joffreya zajął on miejsce głównego psychopaty Westeros. Godnie zastąpił zmarłego króla.
Sylwia: A myślałam, że tylko ja wpadłam na określenie: Starkówna…
Mateusz: Nie zgodzę się z tym, że Jaime „nagle” stał się dobry. On zmieniał się przez niemal cały trzeci sezon (podróż z Brienne) i wrócił do Królewskiej Przystani już odmieniony, z zupełnie innym spojrzeniem na świat. Swoje przeżył, zobaczył i wyciągnął wnioski. Mnie natomiast zupełnie nie pasuje „nowa” Sansa. Absolutnie tego nie kupuję.
AKTORSTWO
Mateusz: Lena Headey jakoś w tym sezonie przygasła. Nie wiem, może to tylko wrażenie, ale często czułem, że jej gra jest jakby stłumiona i mechaniczna. Może to kwestia scenariusza? Jak zwykle najwięcej do pokazania ma najniższy aktor i z przyjemnością patrzy się na sceny z jego udziałem. Natomiast absolutnym objawieniem sezonu był dla mnie Rory McCann – odtwórca roli Sandora Clegana. Szkot dopieścił w tym sezonie swoją postać wręcz do perfekcji. Fragmenty, w których występuje oglądałem z szerokim uśmiechem i autentyczną radością. Coś jest w zarówno w tym aktorze jak i w granej postaci. Albo ja po prostu bardzo lubię takie tragiczne i niejednoznaczne osobowości.
Sylwia: Tutaj nie zauważyłam żadnych zmian, chociaż…czyżby Arya – a raczej Maisie Williams – zaczynała dorastać i przez to powoli traciła tę – tak rzadko już spotykaną w aktorstwie – świeżość i naturalność?
Kuba: Na pewno Oberyn Martell i dobór do jego roli Pedro Pascala okazał się strzałem w dziesiątkę. Szkoda, że Martin go tak szybko uśmiercił. Brawo dla młodych panien Stark, czyli Sophie Turner i Maisie Williams, które pokazały, że drzemie w nich spory potencjał aktorski. Świetnie przemianę swojego bohatera pokazał odtwórca postaci Theona Greyjoya/Fetora, czyli Alfie Allen. Rozczarowali, po raz kolejny zresztą, aktorzy grający: Daenerys, Jona Snowa i Brana Starka. Nie mogę patrzeć na Jona Snowa, który ma cały czas taką samą mimikę. Starsi aktorzy, to klasa sama w sobie, nigdy nie narzekałem na dobór ról bardziej wiekowych postaci. Peter Dinklage, Charles Dance, Nikolai Coster-Waldau, Stannis, Rory McCann (Ogar), Iain „zawsze friendzone z Dany” Glen, czy Liam Cunningham (Davos) zagrali świetnie i przyciągają widza do ekranu telewizora.
Sylwia: Boże…czyli, że za 19 lat będę już „wiekowa”, o kurczę. Peter Dinklage ma tylko 45 lat, nie przesadzaj Kuba z tą wiekowością!
SPRAWY TECHNICZNE
Mateusz: W tym sezonie najbardziej moją uwagę przyciągnęła muzyka – czy to soundtrack zrobiony przez Ramina Djawadi, czy poszczególne piosenki (Sigur Rós na weselu w Królewskiej Przystani!). W finałowym odcinku usłyszałem chyba najprzyjemniejszą wersję czołówki. Efekty specjalne bardzo przyzwoite. Chyba tylko podczas jednej sceny na murze widać było znaczną ingerencję grafików…
Scenariusz w tym sezonie bazował głównie na jednym schemacie – ukazaniu kilku wątków, tasowanie nimi, powolne usypianie widza, by w ostatnich minutach zaprezentować taką bombę, żeby widz nie mógł wytrzymać kolejnego tygodnia bez myślenia o Grze o Tron. Sprytne, ale dość szybko nużące. Przydałoby się więcej zaskoczeń – takich, jak cały odcinek skupiony na wydarzeniach w jednym miejscu (9 odcinek – Mur).
Sylwia: Zastanawiałam się ostatnio – podczas przedostatniego odcinka rozgrywającego się na Murze – który odcinek kosztował twórców najwięcej. Bo, że była to kupa forsy, nie ma oczywiście wątpliwości. Do niczego raczej nie mogę się w sprawach czysto technicznych przyczepić, bo i też nie znam się za dobrze na tych rzeczach – muzyka jest nadal bardzo dobra, czołówkę nadal się przewija, bo choć w pierwszym sezonie cieszy, w kolejnym nie ma sensu jej oglądać; efekty przekonywujące, dialogi w zależności od postaci. Ale czy ja mam prawo mówić o tym wszystkim?
Kuba: No cóż, scenariusz schodził czasami na mieliznę, jak we wspomnianej scenie śmierci Tywina, albo w każdej scenie z Deanerys. Ogólne jednak wrażenie jest takie, że historia została poprowadzona sprawnie i trzymała w napięciu do samego końca. Muzyka? No cóż, muzyka zawsze była mocną stroną serialu, ale pozyskanie Sigur Ros do zagrania The Rains of Castemere to istny majstersztyk. Wizualnie bardzo dobrze, aż do ostatniego odcinka. Chyba zabrakło budżetu albo czasu. Atak konnicy Stannisa na dzikich wyglądał kompletnie nienaturalnie, szczególnie ujęcia z dużej wysokości. Zasadzka Kościejów na Brana i jego towarzyszy przypominała mi jakiegoś Dragonballa, a przy scenie gdy Arya odpływa do Braavos aż się rzuca w oczy użycie efektów komputerowych. Trochę szkoda tych zaniedbań na sam koniec.
Mateusz: Racja! Wiedziałem, że coś mi umknęło. Te Kościeje były kiepskie. Cóż, widocznie odcinek na Murze pochłonął najwięcej kasy i w ostatnim epizodzie trzeba było sobie radzić z tym, co zostało ;)
Sylwia: Myślałam, że wszyscy lubią Dragonballa…
PODSUMOWANIE SEZONU
Mateusz: No, dobra. U Khaleesi nie dzieje się absolutnie nic. Zamknęła smoki, żeby zrobiło się jeszcze bardziej nudno, choć z drugiej strony co to za Matka Smoków, która nie potrafi zapanować nad jednym z nich? Starkowie jak się rozsiali po całym Westeros, tak trwa to w najlepsze i doprawdy nie wiem, czy mają oni jakiekolwiek szanse na spotkanie. Intrygi w Królewskiej Przystani stały w czwartym sezonie na najwyższym poziomie, część z nich do tej pory nie została wyjaśniona, co tylko pogłębia ich „smak”. Ten sezon przyniósł nam też konkretne rozstrzygnięcia jeśli chodzi o ród Lannisterów. Miło było patrzeć, jak z odcinka na odcinek zachodzą tam coraz istotniejsze zmiany. Na Murze robi się wciąż goręcej – mimo nadchodzącej zimy. Jon Snow wyrabia sobie coraz silniejszą pozycję, jednak nie zdziwiłoby mnie, gdyby w piątym sezonie zmarł, został Dzikim bądź nawet i Białym Wędrowcem. Co by nie mówić – to był sezon stojący na bardzo wysokim poziomie.
Sylwia: Pomyślmy… Stanowczo było za mało smoków. Chcemy więcej soków, bo też nie po to są one takie piękne, żeby teraz zamykać je w jakiejś piwnicy. Chcemy żeby Daenerys wreszcie doszła – nieważne gdzie, ani z kim. Sezon przyniósł trochę świeżości, ale też było kilka naleciałości, które zalatywały pleśnią i kilkunastodniowym przeterminowaniem. Cersei nie pokazała nic nowego – jej z płaczem podkreślana miłość matczyna zupełnie do mnie nie przemawia. Niektóre wątki można było spokojnie skrócić i dodać w zamian coś ciekawszego. Dobre były na pewno końcówki odcinków – z niecierpliwością czekałam na następne, a takie zakończenia lubimy.
Kuba: Poza pewnymi wątpliwościami jest dobrze. Trochę szkoda, że scenarzyści zrezygnowali z wprowadzenia niektórych postaci, ale nie można mieć wszystkiego. Szczerze mówiąc niewiele mnie zaskoczyło, no chyba poza dosłownym przekonwertowaniem sceny śmieci Oberyna z książki. Ci, co mieli zagrać słabo – zagrali słabo. Wątki, które mnie wcześniej nudziły – nudziły dalej. Na szczęście nowe wątki były bardzo dobre i serial oglądałem z wypiekami na twarzy, czekając niecierpliwie co tydzień na nową odsłonę.
I W KOŃCU… NADZIEJE NA KOLEJNY SEZON
Mateusz: Życzyłbym sobie, żeby w piątym sezonie było zdecydowanie więcej Varysa. Z dwójki najtwardszych graczy (Littlefinger oraz Varys właśnie) zdecydowanie bliższy mej sympatii jest łysy eunuch. Wciąż czekam na jakieś potężne uderzenie związane z jego postacią. Chciałbym dowiedzieć się, czy Ogar faktycznie umarł, czy też w którymś pięknym odcinku jakiś nieświadomy niczego bohater spotka go na swojej drodze. No i – oczywiście – czekam na konsekwencje zgonu Tywina Lannistera dla całego rodu oraz królestwa. Ciekawi mnie też, czy ktoś, kto go odnajdzie zechce sprawdzić, czy stary faktycznie srał złotem…
Sylwia: …byłby z niego gówniany Midas… Ale, wracając do nadziei. Chcę. Więcej smoków. Konkretów dotyczących Daenerys. Dowiedzieć się, kto jest matką Snowa. Zobaczyć, jak ktoś policzkuje Cersei (najlepiej Jaime). Dowiedzieć się, jak to się stało do cholery, że Arya i Sansa znów się ze sobą minęły!? A tak poza tym, to oby tak dalej, z naciskiem na więcej akcji, mniej przestojów. Przydałby się też jakiś nowy towarzysz dla Tyriona, który dorównywałby mu ripostą i intelektem, tak… dla posłuchania raz na jakiś czas ciekawych dialogów.
Kuba: Cały czas mam nadzieje, że pojawi się jednak Lady Stoneheart, ponieważ ten wątek w książce jest arcyciekawy i dotyczy niejednej postaci z serialu. Ciekawi mnie też w jaki sposób scenarzyści rozwiążą kwestię wydarzeń, które się będą toczyć między Greyjoyami na Żelaznych Wyspach. Spragniony nowych przygód z Westeros i Essos liczę na kolejne spoilery dotyczące fabuły książki, no chyba, że Martin w końcu wyda Wichry Zimy. Panie Martin, ile mamy czekać?
Fot: screenshot.