Należy również wspomnieć o społecznych konsekwencjach tej decyzji SN. Branża transportowa wytwarza ponad 10% Produktu Krajowego Brutto, co świadczy o jej dużym znaczeniu dla gospodarki. Jeden nieprzemyślany krok może doprowadzić do upadłości wiele firm transportowych, ale mam wrażenie że nikogo, a na pewno władzę, to raczej nie interesuje.
2 czerwca bieżącego roku Sąd Najwyższy podjął uchwałę II PZP 1/14, która zobowiązuje pracodawców transportowych do wypłacania kierowcom ryczałtów za nocleg spędzony w pojeździe. Podstawą do wydania tego orzeczenia jest rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej. Uchwała ta wywołała duży niepokój wśród pracodawców, którym zwiększono tym samym koszty funkcjonowania.
Spowodowało to natychmiastową reakcję właścicieli firm transportowych, którzy masowo piszą petycje do Władysława Kosiniaka – Kamysza, Ministra Pracy i Polityki Społecznej. Powyższa uchwała stała się bowiem podstawą do roszczeń ze strony kierowców. Ci bowiem, którzy otrzymywali pełne wynagrodzenie i zwrot kosztów podróży służbowych zgodnie z umową o pracę, nagle oczekują zaległych za trzy lata wstecz dopłat tytułem ryczałtów za noclegi spędzone w pojazdach.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Pracodawcy argumentują, że w całej Unii Europejskiej, a nawet na całym świecie, standardem są noclegi spędzane przez kierowców w kabinach pojazdów. Rodzi się jednak pytanie: jakie warunki powinny być zapewnione, aby kierowca godnie mógł spędzić tam noc? Piszący petycje argumentują, że od wielu lat kabiny pojazdów charakteryzują się wysokim standardem i komfortem. Twierdzą też, że przy drogach i autostradach istnieje niski poziom infrastruktury noclegowej, więc i sami kierowcy wolą spędzać nocki w kabinach.
Wspomniana więc uchwała SN spowodowała duże obawy wśród transportowców. Spodziewają się oni bowiem żądań ze strony kierowców dotyczących ryczałtów za noclegi, zaległych za trzy lata wstecz oraz bieżących. Pojawiła się już pierwsza fala takowych pozwów.
Po czyjej jednak stronie leży racja?
Trudno wypowiadać się na temat wspomnianych standardów obowiązujących w kabinach. Jak znam życie, na pewno wygląda to różnie i nie można uogólniać. Skupmy się więc na ocenie stricte prawnej.
Należy uważam przede wszystkim zwrócić uwagę na to, że Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 29 stycznia 2013 roku w sprawie wysokości oraz warunków ustalania należności przysługujących pracownikowi zatrudnionemu w państwowej lub samorządowej jednostce sfery budżetowej z tytułu podróży służbowej na obszarze kraju oraz poza granicami kraju, reguluje – jak sama nazwa wskazuje – warunki ustalania należności pracownikom zatrudnionym w „państwowej lub samorządowej jednostce sfery budżetowej”. Większość pracodawców, to jednak prywatni przedsiębiorcy. Problem polega na tym, że wspomniane rozporządzenie wydano na podstawie ustawy – Kodeks Pracy, a ta z kolei reguluje wszystkie stosunki pracy, nie rozdzielając w tym względzie na pracodawców państwowych i samorządowych, czy prywatnych. Kierując się tą właśnie logiką, Sąd Najwyższy, jak przypuszczam, wydał kontrowersyjną uchwałę. Należy więc uznać, że pod względem stricte legislacyjno – prawnym uchwała posiada prawne podstawy.
Nie mnie polemizować z sędziami Sądu Najwyższego, jednakże uważam, że uchwała nie oddaje „ducha” prawa (w tym przypadku rozporządzenia MPiPS z dnia 29 stycznia 2013 roku) oraz nie bierze pod uwagę specyfiki zawodu kierowcy i całkowicie pomija zasadę swobody umów.
Po pierwsze. Logicznie analizując sprawę, można wysnuć wniosek, że MPiPS wydając rozporządzenie miał na myśli uregulowanie warunków ustalania należności pracownikom zatrudnionym li tylko w „państwowej lub samorządowej jednostce sfery budżetowej”. Gdyby miał na myśli wszystkich pracowników zapewne nie zaznaczałby wyraźnie tylko tej – wskazanej konkretnie – grupy pracowniczej (wskazanej przez podanie budżetowego pracodawcy). W swej uchwale SN dokonał więc wyraźnego rozszerzenia podmiotowego osób objętych tym aktem.
Po drugie. Zawód kierowcy jest zawodem specyficznym. Jego istota polega na tym, że w zasadzie kierowca jest cały czas w „podróży krajowej” lub „podróży zagranicznej” – czyli poza siedzibą firmy. Jednakże jego „siedzibą” tak naprawdę jest kabina pojazdu. Tej specyfiki właśnie SN nie wziął moim skromnym zdaniem pod uwagę.
Po trzecie. Najważniejszym, według mnie, argumentem na „nieżyciowość” wspomnianej uchwały jest złamanie zasady swobody umów. Mam świadomość tego, że umowa o pracę nie jest typową umową cywilnoprawną, jest bowiem skodyfikowana w oddzielnej dziedzinie prawa. Uważam jednak, że odwieczna zasada swobody umów powinna i w tym miejscu obowiązywać. To strony umowy (czyli pracodawca i pracobiorca) powinny ustalić prawa i obowiązki. Póki co niestety w naszym nieszczęśliwym kraju to władza (w opisywanym przypadku władza sądownicza) wyznacza jednej ze stron umowy prawo, tzn. prawo do ryczałtu. Powoduje to sytuację, że kierowcy którzy odebrali już zgodnie z umową o pracę (a tę reguluje kodeks pracy) swą należność, mają nagle możliwość wystąpienia z dodatkowym roszczeniem. W żadnym wypadku nie możemy tu mówić o swobodzie umów, a jak już to o jej złamaniu.
Należy również wspomnieć o społecznych konsekwencjach tej decyzji SN. Branża transportowa wytwarza ponad 10% Produktu Krajowego Brutto, co świadczy o jej dużym znaczeniu dla gospodarki. Jeden nieprzemyślany krok może doprowadzić do upadłości wiele firm transportowych, ale mam wrażenie że nikogo, a na pewno władzę, to raczej nie interesuje.
Każdy prawodawca przed wydaniem nowych uregulowań winien, oprócz wielu innych czynników, przewidywać skutki wejścia w życie proponowanych przez siebie przepisów. Uchwały SN są również źródłem prawa, dlatego nic nie zwalnia sądu z przestrzegania tej zasady. Władza sądownicza, jak każda inna, nie powinna być oderwana od życia.
Analizując niestety postępowanie wszystkich naszych prawodawców, trudno podejrzewać ich o analizowanie skutków społecznych wprowadzanego przez siebie prawa. Odnoszę wrażenie, że inne kraje, nawet te należące do Unii Europejskiej, jakoś bardziej potrafią zadbać o swój interes.
Wniosek nasuwa się jeden. To kolejny cios w naszą gospodarkę – tym razem w transport. I to nie z Brukseli, ale zadany przez „naszą” władzę.
Foto: Wikimedia Commons