Zadaniem związków zawodowych jak się powszechnie uważa jest poprawianie warunków pracy, ochrona interesów pracowniczych i podwyższanie standardu życia pracowników. Z dwoma pierwszymi czynnikami mogę się zgodzić, natomiast z ostatnim mam problem. Zgodzę się na powiedzenie, że związki zawodowe mogą odegrać bardzo ważna użyteczną rolę dla pracowników.
Jeśli w fabryce samochodów nie ma odpowiednich warunków sanitarnych, związek zawodowy może wymóc na pracodawcy polepszenie ich. Gdyby w Polsce nie było ustalonej płacy minimalnej to istnienie związków w celu ochrony interesu pracownika mogło by być cenne przy przekazywaniu informacji dla swoich członków o aktualnej sytuacji na rynku na przykład w kontekście istniejących płac. Gdyby jakiś przedsiębiorca oferował zbyt niską płacę pracownikowi, niewspółmiernej do znajdującej się na rynku, w tej sytuacji dobry skuteczny strajk mógłby wymusić na pracodawcy zmianę swej propozycji. Jednak doświadczenie uczy inaczej i związki zawodowe lubią przekraczać swoje uprawnienia dzięki ustawodawstwu. Dzięki temu związki zdobyły dużą pewność siebie i monopolistyczną moc władzy nad wieloma aspektami gospodarki. A na domiar tego wszystkiego chlubę im przynosi życie w przekonaniu, że powodują wzrost poziomu życia pracownika. Co jest kompletną nieprawdą.
Dzieje się tak dlatego, że związki lubią forsować programy krótkowzroczne i które tylko na pierwszy rzut oka wydają się dobre, a dopiero spoglądając dalej, można zobaczyć, że są antyspołeczne. Taką kwestią jest staranie się ustalenia płacy na dużo wyższym poziomie niż pozwala jej to rzeczywista wartość. Oto z tychże „społecznych zysków” za które są wychwalane związki faktycznymi efektami ich polityki jest ograniczenie produkcji i wzrost bezrobocia. Wywindowane płace na niezwykle wysokie poziomy powodują wzrost kosztów pracy i spowodowanie, że nowe przedsięwzięcia inwestycyjne będą musiały być przełożone na później, czego skutkiem jest nie pojawianie się na rynku takich dóbr i usług, które mogły by powstać i zwiększyć zyski firmy. Pojęcie zysków firmy i kwestia bogacenia się przedsiębiorców też jest źle rozumiana przez związki, uważają one, że wzrost płac pracowniczych producent może zrekompensować przez zredukowanie płacy sobie z własnych zysków. Efekt tego jest inny, w konsekwencji wysokich płac pracodawcy nie mogą zatrudniać więcej robotników. Niższa produkcja powoduje, że mniej ich potrzebują, a co za tym idzie wielu nie może znaleźć pracy. W połączeniu z prawem płacy minimalnej wywołuje to powszechne bezrobocie, co w najbardziej uderza w ludzi młodych, którzy potrzebują zdobywać doświadczenie, a jego nie będą mogli zdobyć. Praca w tym kontekście zaczyna być pojęciem dobra luksusowego, przeznaczonego dla uprzywilejowanych.
Kiedy rosną koszty pracy, a rynek na to pozwala, producenci zmuszeni są do podniesienia cen dóbr. Wtedy pracownicy z innych branż stwierdzają, że rosną koszty ich życia, gdyż muszą więcej płacić za nabywane przez nich dobra. W tej sytuacji pracownicy zaczynają się domagać wzrostu płac. Zaczyna się błędne koło, za które płacą Ci którzy są kompletnie niezwiązani ze związkami i ponoszą konsekwencję obniżenia standardu życia i stają się nieświadomymi ofiarami tzw. związkowych „korzyści społecznych”.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Tak naprawdę wzrost poziomu życia pracowników włącznie z wyższym wynagrodzeniem jest związany z wydajnością pracy, ta zależy od nowych maszyn, wynalazków i inwestycji kapitałowych. Parafrazując słowa Ludwiga von Misesa z „Planning for Freedom” – „Płace mogą być tylko wyższe w momencie gdy wielkość inwestowanego kapitału na głowę pracownika pozwala przedsiębiorstwu korzystać z bardziej wydajnych narzędzi i maszyn”. W momencie gdy pracodawca musi płacić wyższe wynagrodzenie od wynagrodzenia rynkowego, wyższe koszty produkcji przełożą się na brak akumulacji kapitału czyli blokadę oszczędności, a co za tym idzie producent przestanie być konkurencyjny przez coraz mniejszą sprzedaż produktów i będzie musiał albo zmienić politykę cenową, albo wycofać się z biznesu. W wolnej gospodarce to nie widzimisię przedsiębiorcy decyduje o pułapie wynagrodzenia, tylko ta bowiem jest określana przez prawo popytu i podaży.
Niestety nie mamy wolnej gospodarki co z kolei będzie nadal powodowało mój ból uszu, gdy będę musiał słuchać w telewizji o kolejnych domaganiach się związków dla różnych grup interesu o podwyższenie płac. Silny nacisk grup interesu nadal skutkuje tym, że w polityce fiskalnej rządu nadal nie zobaczymy żadnych restrykcyjnych cięć. Polecam z zapoznaniem się raportu „Rola grup interesów w procesie stanowienia prawa w Polsce” sporządzonego przez zespół naukowy prof. Krzysztofa Rybińskiego.*
*http://papers.ssrn.com/sol3/papers.cfm?abstract_id=2372271
Gabriel Skiba
Nasz Facebook
Źródło zdjęcia: Wikimedia Commons