Chwile grozy przeżyli polscy skoczkowie po powrocie z Japonii. Okazało się, że podczas lotu do Polski zaginęła część sprzętu. Wiele wskazuje na to, że winę za całą sytuację ponoszą japońskie linie lotnicze.
Polscy skoczkowie w miniony weekend rywalizowali w konkursach Pucharu Świata w Sapporo. Oczywiście dotarcie tam wymaga korzystania z usług linii lotniczych, co, jak się okazuje, może się źle skończyć dla sprzętu. Szczególnie, że zawodnicy musieli najpierw z Sapporo przylecieć do Tokio, by dopiero w stolicy kraju przesiąść się na samolot LOT-u do Polski.
I to właśnie prawdopodobnie podczas tej przesiadki zaginęła część sprzętu zawodników. Nic więc dziwnego, że po powrocie do Polski przeżyli chwile grozy. Na szczęście większość sprzętu już się odnalazła, wciąż brakuje jednak dwóch par nart z pokrowcami i kilku skrzyń serwisowych. W środę brakujący sprzęt ma jednak dotrzeć do Zakopanego.
Czytaj także: Polski skoczek Mateusz Gruszka złamał rękę
Jak informuje Kacper Skrobot, serwisant polskiej kadry skoczków, w rozmowie z WP Sportowe Fakty, winę za całą sytuację ponoszą prawdopodobnie japońskie linie lotnicze. „Prawdopodobnie to wina japońskich linii lotniczych. Zapewne nie zdążyli wszystkiego nadać, odprawa przebiegała stosunkowo wolno, a do odlotu było niewiele czasu. Ale to się zdarza. Podkreślam, że nic wielkiego się nie dzieje” – powiedział.
Kacper Skrobot podkreśla, że starty polskich zawodników w Willingen nie są zagrożone.
Czytaj także: Dawid Kubacki w czołówce najlepiej zarabiających skoczków. Kwota robi wrażenie
Źr.: WP Sportowe Fakty