Marcin Meller podzielił się z fanami refleksją na temat ostatnich wyborów prezydenckich. Dziennikarz przynał, że jeszcze w niedzielny wieczór liczył, że Rafał Trzaskowski przeskoczy Andrzeja Dudę, jednak kolejne wyniki zabijały jego nadzieje. – Poczucie łomotu było wręcz obezwładniające – relacjonuje.
Marcin Meller należy do grona osób rozczarowanych wynikiem wyborów prezydenckich. Dziennikarz zdecydował się zamieścić dłuższy komentarz dopiero dzisiaj. Jak wyjaśnia, początkowo nie docierało do niego, że Rafał Trzaskowski przegrał.
„W niedzielę liczyłem na cud. Kiedy ogłoszono pierwszy exit poll, te zaledwie 0,8 różnicy, kiedy widziałem nie za wesołe miny stojących pod sceną w Pułtusku czołowych polityków PiS, to nagle wbrew temu, co rozum podpowiadał, poczułem nadzieję. Dźgniętą kilka godzin później, dobitą rankiem” – oświadczył dziennikarz.
Meller nie zgadza się z funkcjonującą w środowisku PO narracją o „moralnym zwycięstwie”. „Jak słyszę o niesamowitej mobilizacji, fantastycznej walce z całym aparatem państwa i nieograniczonymi funduszami przeciwnika zajumanymi z publicznej kasy, kiedy dobrzy ludzie mówią o wyniku ponad możliwości, i tak, o obronionym pierd…ym honorze, to mam ochotę komuś w mordę strzelić” – stwierdził.
Następnie relacjonuje, że w poniedziałek nie docierało do niego jeszcze, że Andrzej Duda wygrał wybory. Kłopoty zaczęły się dopiero następnego dnia. „Obudziłem we wtorek i nie chciało mi się z łóżka zwlec. Poczucie łomotu było wręcz obezwładniające” – napisał.
Marcin Meller zastanawia się nad wynikami. Przypomina o debacie w Końskich
Snując rozważania na temat przyczyn porażki, Meller zwraca uwagę na debatę w Końskich i nieobecność Rafała Trzaskowskiego. „Uważałem, że Trzaskowski nie powinien jechać. Ale teraz, po przesławnym laniu, oczywiście zastanawiam się, co by było, gdyby” – napisał.
Dziennikarz zastanawia się również nad scenariuszem, w którym Robert Biedroń, Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia zaangażowali się bardziej w II turze, wzmacniając kampanię Trzaskowskiego. Przypomina również, że jeszcze w maju PO mogła poprzeć Hołownię, który miał większe szanse na wygraną w II turze. Jednak zwyciężył interes partyjny.
„Jak największa partia opozycyjna miała nie wystawić swojego kandydata, choćby i z mniejszymi szansami na wygraną? W tym pytaniu nie ma ironii, tylko smutek i bezradność. Musieli. Musieli? A ch…j wie. Teraz już nie sprawdzimy” – podsumował.
Dziennikarz odnosi się krytycznie do dyskryminacji wyborców PiS przez sympatyków Trzaskowskiego. Nie popiera także innej postawy. „Drudzy, często niecierpiący mieszczańskiego centrum bardziej niż autorytarnej 'dobrej zmiany’, pochylają się nad biednym pisowskim ludem, co to niezrozumiany, zawsze ma pod górę i wiatr w oczy, a tu do piersi trzeba przytulić, gejostwem i lekturami nie prowokować” – zaznaczył.
Na końcu wpisu powraca jednak do debaty w Końskich….
Źródło: Facebook