„Mają chronić obywateli, a tymczasem sami wyręczają się prywatnymi ochroniarzami. Armia bardzo chętnie korzysta z zewnętrznych agencji ochrony, które… pilnują jednostek wojskowych. W tym roku na wynajęcie wartowników wydano aż 470 mln zł!” – pisze „Super Express”.
Dziennikarze „SE” podają, że do strzeżenia swoich obiektów Wojsko Polskie wynajmuje tzw. SUFO, czyli Specjalistyczne Uzbrojone Formacje Ochronne. W tym roku strzegą one 542 jednostek wojskowych. W zeszłym roku czuwały nad bezpieczeństwem 572 obiektów i choć liczba jednostek zmalała to… wzrosły koszty ich ochrony. W 2016 r. ochrona kosztowała 370 mln zł, w tym wojsko wydaje na ten cel aż 470 mln! Dodatkowo armia szuka już firm ochroniarskich na kolejny rok – czytamy.
Czytaj także: Powstańcy na profilowe!
W tekście przytoczona jest również wypowiedź Krzysztofa Płatka z Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, który twierdzi, że sformowanie oddziałów ochrony z żołnierzy byłoby znacznie kosztowniejszym rozwiązaniem, które dodatkowo osłabiłoby kwestię obronności państwa. Koszt utrzymania etatowych pododdziałów przewyższa koszty zakontraktowania zewnętrznej warty SUFO – mówi.
Głos w całej sprawie zabrał były dowódca jednostki bojowej GROM, gen. Roman Polko, który twierdzi, iż ochroniarze strzegący obiektów wojskowych nie mają odpowiednich umiejętności. Po pierwsze ochrona jest kiepska, bo to są ludzie niesprawdzeni. Oni udają, że chronią, a wojsko udaje, że jest chronione – mówi. Polko dodaje również, że nie ma potrzeby formowania oddziałów wartowniczych z żołnierzy, którzy „chodziliby dookoła płotu”. Jego zdaniem wystarczy zainwestować w rozbudowany system monitoringu oraz elektrycznych ogrodzeń. Wówczas koszty ochrony znacznie by się zmniejszyły.
źródło: se.pl
Fot. Flickr/włodi