Gdy w Hrubieszowie wybuchł pożar w jednej z restauracji, okazało się, że był problem z wezwaniem straży pożarnej. Dyżurny nie odbierał telefonu przez 11 minut. To z kolei spowodowało opóźnienie, z jakim strażacy przybyli na miejsce zdarzenia. Później okazało się, że w tym czasie dyżurny… poszedł do toalety.
Pożar w restauracji Szałas w Hrubieszowie wybuchł w nocy 8 grudnia 2019 r., około godz. 3 rano. Ogień pojawił się po tym, jak zapaliła się sadza w kominie. Strażacy walczyli z pożarem ponad 4 godziny. To jednak nie uratowało dachu budynku. Łącznie straty oszacowano na ponad 100 tys. zł.
Czytaj także: Katował kota pałką. Wszystko nagrali
Czytaj także: Jak poprawić bezpieczeństwo pieszych na drodze? Strażacy wpadli na oryginalny pomysł
Teraz okazuje się, że właściciel restauracji i goście mają pretensje, że strażacy przyjechali zbyt późno. „Staliśmy na dworze i wszyscy dzwonili na straż. Ja też. I nic. Telefon za telefonem na 112 i 998. A to jest tak blisko. W linii prostej siedziba straży jest niemal za płotem „Szałasu”. Szosą, wiadomo, dalej.” – wspomina w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” jeden ze świadków pożaru.
Lokalne media informowały, że strażacy potrzebowali nawet 30 min na dotarcie do miejsca zdarzenia. Zaprzeczył temu jednak rzecznik prasowy KP PSP w Hrubieszowie, Piotr Sendecki. „Uchybienia miały miejsce wyłącznie przy przyjmowaniu zgłoszenia.” – zapewnił.
Czytaj także: Grodzki znów na celowniku. „GPC”: Jest świadek z zaświatów
W rozmowie z Polsat News dyżurny doprecyzował o jakie „uchybienia” chodziło. „Dyżurny poinformował, że miał problemy żołądkowe i był w toalecie.” – wyjaśnił rzecznik. Dodał, że w takich przypadkach dyżurny powinien wezwać zastępcę. W tym przypadku jednak tak się nie stało. „To była noc, myślał, że załatwi sprawę szybciej, nie chciał wzywać nikogo do pomocy.” – mówi rzecznik. Sprawą zajęła się komisja dyscyplinarna przy komendancie wojewódzkim Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie.
Źr. polsatnews.pl