Tomasz Lis jest poważnie zaniepokojony planami rządu ws. podatku reklamowego, który dotknie właścicieli mediów. Redaktor naczelny „Newsweek Polska” przekonuje jednak, że plany obozu Zjednoczonej Prawicy sięgają znacznie głębiej. „Jeszcze jest internet” – napisał.
10 lutego od rana czołowe media prywatne w Polsce zawiesiły transmisje oraz strony portalowe. To protest przeciw planom wprowadzenia tzw. podatku od mediów. W opinii protestujących rząd, pod pozorem walki z pandemią COVID-19 zamierza uderzyć odbiorców mediów w Polsce.
Do przeciwników rządowego pomysłu należy Tomasz Lis. „Kaczyński chce Polski bez wolnych mediów, Polski, w której jedynym źródłem informacji jest TVP plus media takie jak TVP. Macie teraz 24 godziny by zobaczyć jak taka Polska by wyglądała. I zrozumieć, że tej katastrofie trzeba wspólnie zapobiec” – tłumaczył redaktor naczelny „Newsweek Polska” moment po rozpoczęciu protestu.
Publicysta przekonuje, że forma protestu zainteresuje zagraniczne media. „Bezprecedensowa w skali świata akcja polskich mediów odbije się echem na całym świecie. Dramatyczna sytuacja wymagała radykalnej, dramatycznej akcji” – napisał.
Pisząc o proteście, Lis odniósł się do argumentu, że prawdziwą wolność zapewnia internet. Publicysta zasugerował jednak, iż może się to wkrótce zmienić. „Tak, jeszcze jest internet. Ale musicie wiedzieć- władza już ma projekt, dzięki któremu rząd wciśnięciem guzika będzie mógł go w całej Polsce wyłączyć” – zaznaczył.
Co ciekawe, winą za obecną sytuację obarczył „symetrystów”.
Dziś dzień wstydu symetrystów. Ty wy pomogliście tej władzy posunąć się tak daleko. To przez was wielu protestu nie popiera, a niektórzy odczuwają nawet schadenfreude.
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) February 10, 2021