Gorąco podczas spotkania premiera Donalda Tuska w Pabianicach (woj. łódzkie). Uczestnicy pytali o ponowne przeliczenie głosów. Domagali się, by zrobiła to prokuratura i policja. W pewnym momencie szef rządu ostro odpowiedział.
Postulat ponownego przeliczenia głosów wypłynął ze strony radykalnych zwolenników Rafała Trzaskowskiego, którzy uważają, że wybory mogły zostać sfałszowane przez Jarosława Kaczyńskiego.
Choć marszałek Sejmu Szymon Hołownia oraz liderzy Lewicy i PSL jednoznacznie wskazują, że uznają wynik wyborów, to jednak w środowisku PO nie jest to takie oczywiste. O postulat ponownego liczenia głosów został zapytany Donald Tuska na spotkaniu w Pabianicach.
Starsza kobieta zaapelowała o ponowne liczenie głosów. – Ja jestem w demokracji, ja chcę żeby wszystkie głosy były policzone! (…) Przestałam oglądać wiadomości, przestałam wierzyć w cokolwiek. Jeśli będą następne wybory i będzie pan przychodził i mówił: „każdy głos się liczy”, to kto pana usłyszy? – podkreślała w emocjach. – Pan odrzuci tę watę cukrową, która jest wokół pana i niech pan patrzy na to, jak ludzie są przerażeni tym, że ich oczekiwania się nie spełniły – zaapelowała.
Zapytała Tuska o ponowne liczenie głosów. Takiej odpowiedzi się nie spodziewała
W końcu zareagował Tusk. Premier przyznał wprost, że przeliczenie jest niemożliwe. – Kto ma przeliczyć te głosy? – zapytał. Wtedy z sali rozległ się krzyk: „policja”, „prokuratura”. Szef rządu nie wytrzymał. – Naprawdę chcecie żyć w kraju, w którym policja będzie liczyła głosy, a następnie ogłaszała wyników wyborów? Ludzie! – zapytał.
– Nie, nie będzie takiej Polski, póki ja jestem premierem, gdzie policja i prokuratura będą mówiły: „Nieważne są te wybory. My policzymy głosy” – dodał. – Mamy bardzo fatalny system, a członkiem komisji może zostać każdy, bez żadnych kwalifikacji. (…) Trzeba zmienić prawo wyborcze, jeśli to będzie możliwe z nowy prezydentem – ocenił premier.