Niewiele osób zdaje sobie sprawę, jakie konsekwencje może mieć ograniczenie produkcji dwutlenku węgla przez Grupę Azoty i Anwil. W programie „Newsroom” Wirtualnej Polski głos w sprawie zabrał Andrzej Gantner z Polskiej Federacji Producentów Żywności. Wprost mówi on o potencjalnej panice w społeczeństwa, gdy ludzie uświadomią sobie, ilu produktów może z tego powodu zabraknąć.
Kontrolowane przez państwo zakłady Grupy Azoty oraz Anwilu ograniczyły ostatnio produkcję dwutlenku węgla, który powstaje jako produkt uboczny czy produkcji nawozów. Wprawdzie w poniedziałek Anwil zapowiedział, że ponownie uruchomi produkcję, ale nie wiadomo, czy produktu będzie wystarczająco dużo. A o tym, jak on jest istotny, mówił w programie „Newsroom” Wirtualnej Polski Andrzej Gantner z Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Zdaniem eksperta, jeżeli nie zostaną przywrócone dostawy dwutlenku węgla i suchego lodu, może dojść do katastrofalnej sytuacji. „Chyba nikt tej decyzji nie przemyślał. Nikt nie przeanalizował, do czego służy dwutlenek węgla. Może ktoś myślał, że tylko do tego, żeby w oranżadzie były bąbelki, a jest to bardzo ważny składnik produkcji w kluczowych branżach przemysłu spożywczego w Polsce, czyli chociażby mleczarskiej, mięsnej, wielu pobocznych branżach, również napojowej” – powiedział.
Andrzej Gantner zaznaczył, że choćby zakłady mięsne mają zapasy dwutlenku węgla na zaledwie 5-6 dni. Po tym czasie będą musiały wstrzymać produkcję. A to nie jedyny problem. „Mówimy tutaj o zatrzymaniu większości zakładów mięsnych, praktycznie wszystkich ubojni, dużej ilości zakładów mleczarskich, całego przemysłu napojowego” – mówił. Ekspert dodał, że jeśli produkcja w obu zakładach azotowych nie wróci do poprzedniego poziomu, może dojść do „potencjalnej paniki wśród społeczeństwa”.
Czytaj także: Jak oszczędzać przy tych cenach energii? Brytyjska gazeta ma kuriozalne rady
Źr.: WP