Do swoistego zapalenia się szlachty województwa ruskiego doszło w czasach Zygmunta III Augusta, bynajmniej nie z winy króla. Nie oznacza to oczywiście, że wcześniej było wspaniale i bezpiecznie. Stefan Batory mówił do szlachty: Nierząd wszystkie obyczaje psuje, na których miejsce nastąpiły srogie zbrodnie, mężobójstwa, gwałty, łupiestwa, mordy, z rusznic zabijania, wszeteczeństwo, krzywoprzysięstwo, zbytki, utraty i innych wiele szkaradnych występków.
Choć istniały instytucje prawne oraz uchwały, które z założenia były surowe i miały dbać o bezpieczeństwo, to jednak nikt brał ich na poważnie, ponieważ państwo nie miało siły, by do wykonania prawa doprowadzić. Podstawowe warunku istnienia społeczeństwa były zachwiane. Zabijano wszędzie: w domach, na drogach, na rynkach, sejmikach, bankietach, w sądach itd. Za śmierć, śmiercią odpowiadał tylko chłop. Szlachcic za zabicie bronią sieczną musiał odsiedzieć rok i 6 tygodni i zapłacić 120 grzywien (z czasem zwiększono liczbę grzywien). Jeśli szlachetny zabił bronią palną, to kara wzrastała do 2 lat 12 tygodni i 480 grzywien. Krewni zabitego musieli ścigać zabójcę, a z nieszczęśnikiem nie wolno było się stowarzyszać.
Zabraniano także porywania oraz używania broni palnej na zjazdach i biesiadach. Można by długo wymieniać litanie ówczesnego kodeksu karnego. Cóż z tego, skoro nikt go nie przestrzegał? Przejdźmy zatem do zapowiadanych w tytule kilku historii o przypadkach kryminalnych szlachty z województwa ruskiego w XVII wieku.
Jak wyleczyć z gorliwości
W ziemi sanockiej pod Hołuczkowem wysoko w górach znajdowało się schronienie Piotra Ramułta, który z nie pochodził z ziem ruskich. Ten łotrzyk zbierał tam swoją bandę i zrabowane dobra. W 1634 r. z jarosławskiego jarmarku wracał Żyd Jeleń. Miał ze sobą 70 000 zł gotówki. Niedaleko Jarosławia znajdowała się karczma pod Bukiem. Tam kilku opryszków szlacheckiego pochodzenia napadło na Jelenia. Byli to ludzie Ramułta.
Wrócili do kryjówki pod Hołuczkowem ze zrabowanym skarbem. Marnie skończyli bo herszt bandy widząc takie skarby odebrał im łup i życie. Żyd uciekł z awantury i udał się do urzędu grodzkiego w Sanoku ze skargą. Podstarości sanocki Jan Pieniążek rozwinął akcję energicznie – rzadko się to zdarzało – i pochwycił Ramułta, którego osadził w wieży zamkowej. Z takim przebiegiem spraw nie pogodziła się żona szlachcica Beata, która wniosła protestacja do Trybunału Koronnego w Piotrkowie. Tam uznali jej rację, gdyż osiadłego szlachcica wolno uwięzić tylko wtedy, gdy schwytano go in recenti – na gorącym uczynku.
Trybunał stwierdził, że sanocki podstarości przekroczył swoje uprawnienia. Nakazał wypuścić Ramułta, a Pieniążka zamknąć na rok w wieży i obarczyć karą 120 grzywien. Natomiast Żyda Jelenia skazano na 240 grzywien. Sprawa rabunku pod Jarosławiem i zabójstwa szlacheckich opryszków przez Ramułta nie została poruszona. Szlachcic ukrywający się pod Hołuczkowem odzyskał wolność. Podstarości sanocki raz na zawsze wyleczył się z gorliwości w łapaniu przestępców, a Żyd Jeleń nie odzyskał majątku, a wręcz przeciwnie musiał go uszczuplić.
Lufy muszkietów zamiast majątku
W 1665 r. rodzina Zagurskich wygrała mozolny proces z Walentym Fredrą. Udało im się uzyskać pomyślny dekret trybunalski. Zarządzono egzekucję w Radochońcach, Nowym Siole, Żurowie itd. W Nowym Siole urząd powiatowy spotkał się z 50 lufami muszkietów wykierowanych w egzekutorów. Urząd wykonał szybki odwrót i udał się do Radoszyc. Jednak tutaj także spotkali ludzi Fredry. Urzędnicy postanowili wykazać więcej odwagi niż w Nowym Siole i podeszli pod dwór. Tam drogę zagrodzili im synowie Fredry i powiedzieli żeśmy się już rezolwowali dać się pozabijać a majętności sobie wziąć nie damy, chyba żeby po naszych trupach wleźli.
Z więzienia na spacer… na miasto
Nie zawsze, gdy udało się kogoś wsadzić do wieży, by odsiadywał karę, działo się to jak powinno. W 1647 r. Teodor Bełzecki skazany na karę wieży na zamku halickim za gwałty zbrojne na własnym bracie Ewaryście nie miał zamiaru być wzorowym więźniem. Sługa brata Bełzeckiego, Dymiecki, dowiedział się, że Teodor nocami wychodzi sobie z wieży i robi wycieczki. Postanowił to sprowadzić, dlatego wraz z dwoma szlachcicami i woźnym udał się do wieży. Nie spotkał tam osadzonego. Znalazł go o 1 w nocy w bramie zamkowej. Bełzecki udawał się do miasta, a Dymiecki przyłapał go na gorącym uczynku. Teodora ta sytuacja przerosła i wpadł w furię. Uderzył czekanem Dymieckiego i zaciągnął go do wieży, w której „odbywał karę”. Tam Bełzecki okładał nieszczęśnika kijami, a gdy pobity próbował uciec dopadli go hajducy i wrzucili do dolnej wieży. Teodor rozkazał utopić Dymieckiego. Pachołkowie owinęli go w płachtę i zanieśli nad Dniestr. Nie utopili nieszczęśnika, bo spłoszyli się krzykami przechodzącej kobiety.
W obronie wywołańca
W 1619 r. na sądach sejmowych za zdradę stanu na infamię i proskrypcję został skazany Mikołaj Białoskórski. Ten wywołaniec przez sześć lat nic sobie nie robił z dekretów i swobodnie żył w Polsce. Niestety dla Białoskórskiego w Rzeczypospolitej była siła silniejsza od instytucji prawny, a mianowicie zemsta.
W typ wypadku chodziło o słynnego starostę Dolińskiego Jerzego Krasickiego, który miał jakieś prywatne nie znane nam zatargi z infamisem. Gdy Białoskórski w 1625 r. ciesząc się niezasłużoną wolnością przebywał we Lwowie, Krasicki zawabił go w pułapkę. Wykorzystał do tego procederu swoją służbę i zwołał schadzkę pod pozorem kupna konia. Na spotkaniu Krasicki schwytał wywołańca, zakneblował go, rzucił do karety i pojechał z nim do Dubiecka. Tam osadził szlachcica w najgłębszym lochu swojego zamku. Białoskórski przebywał w tym więzieniu cztery lata.
Jednak infamis miał sprytnych przyjaciół i krewnych. Gdy dowiedzieli się o losie jaki spotkał Białoskórskiego, poczęli obmyślać plan wydobycia go z więzienia. Towarzysze uwięzionego nie mogli ująć się za nim oficjalnie, gdyż za stowarzyszanie się z infamisem przewidywano surową karę. Jednak znalazła się osoba, która nadała protestowi podstawy prawne. Jan Otwinowski zaprotestował w 1629 r. w sanockim grodzie przeciwko temu, co zrobił Krasicki. Zastrzegł przy tym, że nie chodzi mu o obronę wywołańca, lecz o „zgwałcenie praw pospolitych i znieważenie wolności szlacheckiej”. Otwinowski zaznaczył, że motywem pojmania Białoskórskiego przez Krasickiego nie było prawo, lecz zemsta. Wykazał też, że Krasicki okazał lekceważącą postawę wobec instytucji prawnych, ponieważ gdy pojmał infamisa osadził go w prywatnym więzieniu, zamiast oddać odpowiednim instytucjom.
Atmosfera wśród panów braci zaczęła się zagęszczać. Krasicki wyczuł pismo nosem i obawiając się zorganizowanej napaści na niego odstawił grzecznie
Białoskórskiego do więzienia na sanockim zamku oraz wysłał informację do króla, iż udało mu się schwytać infamisa. Wywołaniec musiał zajść za skórę swoimi uczynkami Zygmuntowi Wazie, gdyż ten nakazał sanockiemu staroście Mniszchowi stracenie Białoskórskiego w ciągu najbliższych trzech dni. Jednak przy szlachcicu, na którego czekała już śmierć, znaleziono glejt hetmański i gwarant bezpieczeństwa od… króla. Starosta sanocki zatrzymał egzekucję, gdyż potrzebował wyjaśnienia sytuacji od Zygmunta III i zwrócił uwagę, że nie ma oskarżyciela publicznego, czyli delatora. Monarcha stwierdził, że w tym wypadku delator nie jest potrzebny, a glejty należy uznać za nieważne. Gdy sprawę postawiono na ostrzu noża, do akcji wkroczył Andrzej Zborowski, kasztelan oświęcimski i krewny skazanego. Wpadł do Sanoka z 500 żołnierzami oraz 8 działami i uwolnił Białoskórskiego.
Niewyparzony język szlachcianki
Nie tylko szlachcice charakteryzowali się awanturnictwem i pieniactwem. Także szlachcianki były zadziorne i skore do awantury. Spójrzmy na przykład Zofii Parżnickiej z ziemi sanockiej. Jej hobby – zamierzonym lub nie – było procesowania się i zasypywanie zarzutami okolicznych. W 1632 r. wytoczono jej sprawę w sanockim sądzie grodzkim. Proces nie poszedł po jej myśli – przegrała. Jednak nie mogła pogodzić się z porażką. Jej zdaniem przegranej był winny starosta sanocki Mniszech, pisarze sądowi i inni urzędnicy. Oskarżyła ich o korupcję i fałszowanie dowodów. Niestety dla Parżnickiej nic takiego nie miało miejsca i nie mogła udowodnić żadnego z tych czynów swoim domniemanym winowajcom. Za wnoszenie hańbiących, bezpodstawnych zarzutów została skazana przez trybunał.
Biedaczka nie zdążyła jeszcze zaopatrzyć się w glejt gwarantujący bezpieczeństwo, gdy jeden z pokrzywdzonych – Kosmowski, pisarz – złapał ją w drodze do Piotrkowa i przywiódł do zamku w Sanoku. W więzieniu zakuto ją w kajdany i żelazną obręcz. Groziła jej także kara śmierci. Na ratunek kobiecie przybył Jan Skarbek – przyjaciel lub krewny – który wydobył ją z więzienia przez zapłacenie grzywien pokrzywdzonym. Historia ta niczego nie nauczyła Parżnickiej. Nadal oddawała się intrygom, pieniactwu i procesom. Dostało się nawet Janowi Skarbkowi, któremu zawdzięczała wolność i życie.
Na Lwów mości panowie
Niejaki Samuel Niemirycz – pochodzący z bogatej szlachty osiadłej na ziemi kijowskiej – zbyt dobrze bawił się we Lwowie w 1619 r.: awanturował się, pił, napadał na mieszkańców, był postrachem okolicy i zgwałcił kobietę. Przelało to czarę goryczy i burmistrz Lwowa, Bartłomiej Uberowicz, wysłał zgodnie z prawem miejskich drabów na Niemirycza. Pojmany szlachcic wylądował przed sądem mieszczan, który skazał go na śmierć. Karę główną zamieniono jednak na karę osadzenia w wieży i grzywny na wniosek okolicznej szlachty.
Niemirycz nie był wdzięczny tej szansy, którą dostał – poprzysiągł miastu zemstę. Po odsiedzeniu kary szlachcic wrócił do Iwania, gdzie miał swoje włości, zebrał ludzi i pojechał z nimi na Lwów. Napastnicy podjęli plan pochwycenia znacznego lwowianina. Okazja do tego była doskonała, bo w Skniłówku przebywał na biesiadzie Uberowicz – burmistrz. 23 lipca ok. północy Niemirycz przybył pod pokój lwowianina i zapukał. Szlachcic, by zwabić Uberowicza, skłamał i powiedział, że jest panem Swoszowskim, który szuka noclegu. Owa osobistość pełniła funkcję pisarza ziemskiego lwowskiego, który znał się z burmistrzem Lwowa i był rozpoznawalny w okolicy.
Uberowicz natychmiast wstał by otworzyć przyjacielowi i mocno się zdziwił, gdy jego oczom ukazał się Niemirycz. Ten chwycił zaskoczonego i ruszył z nim do Iwania. Jednak gdy mijali Zasław, należący do księcia Zasławskiego, nadeszła pomoc dla rajcy lwowskiego niesiona przez jego „kolegę po fachu” Jana Juliana Lorencowicza. Lwowianin odbił Uberowicza pod Wołkowicami i chciał wrócić z nim do Lwowa. Uberowicz sprzeciwił się temu pomysłowi, ponieważ bał się, że Niemirycz zechce po drodze go złapać. Dlatego dopiero gdy hetman Stanisław Żółkiewski zapewnił ochronę burmistrzowi, wrócił do swojego miasta. Niemirycza nie schwytano, jednak trochę się przestraszył zaistniałej sytuacji. Za Lwowem ujął się książę Zasławski i hetman Żółkiewski. Przyjaciele i krewni Niemirycza przyjeżdżali z prośbami, by miasto odpuściło młodemu szlachcicowi.
To oczywiście tylko kilka wybranych historii z morza opowieści, które zaprezentował Władysław Łoziński w książce Prawem i lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku.
Zapewne pojawią się głosy: dlaczego nie napisał o Dydyńskich, albo o Stadnickich? Przyczyna jest prosta. Gdybym zaczął o którymś z tych rodów pisać musiałbym wyczerpać cały artykuł, a ja chciałem zaprezentować kilka ciekawych historii różnych osób i zachęcić do pogłębienia tematu. Mam nadzieję, że się udało. Zresztą opowieść o Stadnickich, Dydyńskich to temat bardzo znany. Uznałem, że warto sięgnąć po coś mniej znanego.
Należy się także jeszcze jedno wyjaśnienie, które Łoziński często przytacza w swojej książce. Anarchia szlachecka, która panowała na Rusi Czerwonej i w ogóle Rzeczypospolitej przynosiła mniej przestępstw i okrucieństw niż to miało miejsce w innych europejskich krajach – zdaję się cywilizowanych – jak cesarstwo niemieckie, ówczesne ziemie węgierskie czy północne Włochy. Polski szlachcic zabijał jak musiał i brzydził się okrucieństwem.
Czytaj także: U zarania prasy. O pierwszych gazetach i informacji w XVII wieku [Cz. II]
Źr.: W. Łoziński, Prawem i lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku, oprac. J. Tazbir, Warszawa 2005.
Fot.: Obraz Wilhelma Augusta Stryowskiego „Szlachta polska w Gdańsku”/commons.wikimedia.org