W czwartek, Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok ws. Nangar Khel. Trzech żołnierzy oskarżonych o zbrodnię wojenną w Afganistanie, zostało uznanych za winnych. Wyrok jest nieprawomocny.
W sierpniu 2007r. w wyniku ostrzału, z broni maszynowej i moździerza, wioski Nangar Khel na miejscu zginęło sześć osób, a trzy zostały ranne. W 2008 r. prokuratura oskarżyła dowódcę grupy kpt. Olgierda C., Bywalca, Osieckiego i Borysiewicza, starszych szeregowych Jacka Janika, Roberta Boksę i Ligockiego. W 2011 r. Wojskowo Sąd Okręgowy uniewinnił oskarżonych. Prokuratura złożyła apelację do Sądu Najwyższego. W 2012 r. SN utrzymał uniewinnienie Olgierda C. oraz dwóch szeregowych; sprawę pozostałych czterech wyjaśniano.
Po trzech latach pracy stwierdzono, iż zdarzenia w afgańskiej wiosce nie były zbrodnią wojenną, lecz źle wykonanym rozkazem. Pięcioosobowy skład sędziowski WSO uznał, że w sprawie „nie ma przekonującego dowodu, że doszło do zbrodni wojennej przez oskarżonych – co nie oznacza, że nie popełnili oni przestępstwa”. Sąd tłumaczył swoje decyzje wobec oskarżonych następująco:
Ppor. Bywalec został uznany za winnego, ponieważ zamiast dokonać rozpoznania terenu wokół wioski, nie uchylił polecenia wydanego przez Osieckiego o otwarciu ognia z moździerza do zabudowań. Według sądu oficer w tamtym momencie miał „w znacznym stopniu ograniczoną zdolność do kierowania swym postępowaniem”. Sąd skazał go na pół roku więzienia w zawieszeniu.
Osieckiego sąd skazał za to, iż wbrew zasadom użycia broni wydał plut. Borysiewiczowi rozkaz użycia ognia z moździerza. Kara – rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata.
Sąd uznał winę i warunkowo umorzył postępowanie ws. st. szer. Ligockiego, który ostrzeliwał rejon wioski z wielkokalibrowego karabinu maszynowego. Sąd stwierdził, że było to wykonanie rozkazu wbrew obowiązującym na misji w Afganistanie zasadom użycia siły.
Najsurowszy wyrok usłyszał plut. rez. Borysiewicz, który strzelał z moździerza – łącznie 2 lata więzienia w zawieszeniu na dwa lata. To kara za wykonanie polecenie Osieckiego oraz niezgodne z zasadami, nieostrożne użycie broni wojskowej, w wyniku czego zraniono i zabito ludzi.
Obrońcy i podsądni wnioskowali o uniewinnienie. W pierwszym procesie sąd uniewinnił wszystkich siedmiu oskarżonych żołnierzy. Po apelacji prokuratury izba wojskowa Sądu Najwyższego skierowała sprawę czwórki z nich do ponownego rozpatrzenia.
Prokuratura Wojskowa wniosła o karę 8 lat więzienia dla ppor. Łukasza Bywalca (jako jedyny wciąż jest w wojsku), 12 lat – dla chor. rezerwy Andrzeja Osieckiego, 8 lat – dla plut. rezerwy Tomasza Borysiewicza i 5 lat dla – st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego. Trzej pierwsi mieliby też zapłacić po ponad 80 tys. zł zadośćuczynienia rodzinom i ofiarom tragedii oraz od tysiąca do 800 zł nawiązki na cel społeczny. Ponadto prokurator chce od 5 do 3 lat pozbawienia praw publicznych i „podania wyroku do wiadomości publicznej”.
Oskarżeni nie przyznają się do zarzutów. Adwokaci uznali tragedię za nieszczęśliwy wypadek, spowodowany wadliwą amunicją. Zdaniem obrony wyrok będzie ważny także w kontekście obecnego zagrożenia ze Wschodu.
– Jaki sygnał pójdzie od sądu do wojska? Oskarżeni to wojownicy, żołnierze z urodzenia, takich ludzi potrzeba dziś Polsce – mówili adwokaci.
Za zabójstwo cywilów na wojnie grozi dożywocie; Ligockiemu – do 15 lat więzienia (jako jedyny jest oskarżony o „ostrzelanie niebronionego obiektu cywilnego”). Sąd uprzedził o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynów zarzucanych oskarżonym na „wykonanie rozkazu niezgodnie z jego treścią” i spowodowanie tym „poważnej szkody” (grozi za to do 5 lat więzienia).
Sprawa budzi wiele kontrowersji, przede wszystkim dlatego, że do odpowiedzialności należałoby również pociągnąć amerykańskiego zwierzchnika polskich żołnierzy, który wydał rozkaz ostrzału obiektu cywilnego. Nie udało się tego zrobić, ponieważ Amerykanie tego typu działań nie uznają za zbrodnie wojenne. Amerykańscy żołnierze nie ponoszą odpowiedzialności za podobne sytuacje, są chronieni przez swoje państwo. Polska prokuratura powinna umorzyć śledztwo z powodu niemożności przesłuchania głównego świadka. Być może jego zeznania oczyściłyby naszych żołnierzy z postawionych zarzutów.
– To nie jest żadna misja stabilizacyjna, jak nazwali ją pokrętni politycy, lecz wojna, w której polscy żołnierze występują bez żadnych ograniczeń co do terytorium działania ani zakresu użycia broni – mówił mec. Jacek Kondracki.
Plut. rez. Tomasz Borysiewicz zaznaczał:
– Długo musiałem tłumaczyć prokuratorowi i sądowi, że w Afganistanie trwa wojna z terroryzmem i tak się tam walczy. Ja chcę nadal walczyć z terroryzmem. Ten wyrok uniemożliwia mi robienie tego w mundurze, ale ja nadal chcę walczyć z terroryzmem. My działaliśmy tak, jak należało, jak przewidywała taktyka.
– Nie wiedzieliśmy, że są tam cywile. To był przypadek – przekonuje. Według żołnierzy, do tragedii doszło m.in. przez kłopoty z bronią. – Broń nie była sprawdzana w warunkach, jakie panowały w Nangar Khel. Nigdy nie była testowana na takiej wysokości – stwierdził Borysewicz.
„Super Express” dotarł do uzasadnienia decyzji Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie, który zwrócił akt oskarżenia spadochroniarzy podejrzanych o zbrodnie wojenne w Nangar Khel w Afganistanie. Wynika z niego, że śledczy dopuścili się ogromnych zaniedbań w trakcie śledztwa. Oto najważniejsze z nich:
1. Nie przeprowadzono żadnych oględzin ciał zabitych afgańskich cywilów, więc nie wiadomo, które z ofiar zginęły od pocisków karabinu maszynowego, a które od odłamków granatów moździerzowych. W aktach są jedynie zdjęcia ubranych do pogrzebu zwłok!
2. Zginęły zdjęcia wykonane zaraz po feralnej akcji;
3. Żandarm, który dokonał oględzin miejsca, nieprecyzyjnie określił odległości, bo… nie miał przy sobie żadnych przyrządów, nawet taśmy mierniczej;
4. Miejsca, w którym stał hummer z którego ostrzelano wioskę, w ogóle nie zaznaczono w aktach;
5. Prokuratura nie wyjaśniła nawet, czy celownik moździerza, z którego Polacy ostrzelali wioskę, uległ uszkodzeniu przed czy po tragedii.
Trzeba zaznaczyć, że istnieje podejrzenie, iż w Nangar Khel ukrywali się groźni talibscy terroryści, z których jednego schwytali polscy żołnierze. W dokumencie są także przedstawione różne scenariusze przebiegu wydarzeń włącznie z takim, że to sami talibowie ostrzelali wioskę oraz że strzały były wymierzone w uciekających talibów.
Poproszono również o opinię psychologów, którzy stwierdzili, że żołnierz grupy szturmowej jest „psem wojny, wyszkolonym do zabijania”. Dlatego, gdy działa na polu walki i nie widzi celu, jego świadomość nie jest pełna. To dowódca kieruje postępowaniem żołnierza i wydaje rozkazy. A żołnierz nie ma podstaw do ich kwestionowania. Działa więc tak, jak go wyszkolono: jak automat.
Wydarzenia te śledzę od początku sprawy, gdyż żołnierze ci związani byli z moim miastem. Także tutaj miał miejsce szeroko dyskutowany, kontrowersyjny spektakl w reżyserii Łukasza Witt-Michałowskiego „Bitwa o Nangar Khel”.
Sztuka nawiązuje do wydarzeń z 16 sierpnia 2007 roku, kiedy to żołnierze z 18. batalionu powietrznodesantowego z Bielska-Białej, służący na misji w Afganistanie, ostrzelali zabudowania w pobliżu wioski Nangar Khel. W spektaklu udział wzięła rodowita Afganka oraz jeden z żołnierzy bielskiego batalionu. Reżyser sztuki długo rozmawiał z oskarżonymi, w jednym z wywiadów określił ich w ten sposób:
– To inteligentni goście. Nie ma tematu, którego nie możesz przy nich poruszyć. A im bardziej ich poznajesz, tym bardziej w głowie ci się nie mieści, że ludzie tego formatu mogliby odnajdować przyjemność w strzelaniu do dzieci i kobiet w zaawansowanej ciąży. Przegadałem z nimi wiele godzin, wypiliśmy morze wódki. Po takim czasie, widzisz czy ktoś ściemnia, czy nie. Jeden z nich powiedział mi tak: Dla prokuratora to kolejna sprawa, dla mediów kolejna sensacja. A ja muszę z tym żyć. Dlatego nie będę o tym mówił, ani przychodził na spektakle. Mnie wciąż to się śni. Myślę, że może ich gryźć coś jeszcze. Co by było, gdyby zgodnie z rozkazem odpalili też duże moździerze? Wówczas zginęłoby 300 osób, a nie 6. Z tą świadomością też muszą żyć.
Cała sprawa budzi duże emocje podobnie jak powyższy spektakl, który miałam przyjemność oglądać. Na zakończenie warto przypomnieć to, o czym mówił jeden z żołnierzy- to nie my jesteśmy odpowiedzialni za wojnę w Afganistanie! To nie była misja tylko wojna, na której giną ludzie.