W ostatnich dniach cały świat obiegło zdjęcie malutkiego, martwego chłopca, którego fale wyrzuciły na plaży w tureckim Bodrum. Reakcja mediów była jednoznaczna: „Wstyd”, „Europo obudź się”. Polskie fora internetowe, portale społecznościowe, dzienniki i ich wydania internetowe wydały jasny, jednoznaczny przekaz – Nie możemy przejść obojętnie obok tragedii uchodźców. Moje pytanie jednak brzmi: Czy jesteśmy na to gotowi? I dlaczego nie jesteśmy?
Śmierć dziecka zawsze działa na nas jak cios w twarz. Bodziec, od którego otwierają się nam oczy, adrenalina pulsuje w żyłach. Zdjęcie małego ciałka, którego raz po raz przykrywają fale, jest silnym impulsem, który uderza nie tylko w nasze głowy, ale także, a może i przede wszystkim – sumienia. Kolejny raz nie uszło to uwadze mediów, które wykorzystując podatność „szarego Kowalskiego” na brutalność i dosłowność zdjęcia, jednogłośnie orzekły, że „Europa powinna otworzyć oczy”. Donald Tusk potępił wszystkich, którzy nie chcą przyjmować imigrantów do Unii Europejskiej:
– Jakichkolwiek wyzwań nie niosłaby za sobą migracja, nie ma żadnego usprawiedliwienia dla wrogich, rasistowskich i ksenofobicznych reakcji na imigrantów.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
To jasny przekaz. Jesteś przeciwko? Musisz być rasistą lub ksenofobem. Polityczna poprawność Tuska, ulubieńca niemieckiej kanclerz – Angeli Merkel, pokazuje wyraźnie pod jakie dyktando gra były premier Polski. Jako dodatek przypomnę, że 80% mediów w Polsce jest w posiadaniu Niemców. Tak tylko napisałem.
By dalej rozmawiać o problemie, przede wszystkim musimy odróżnić uchodźcę od imigranta. Jest to dosyć istotne by nie było później nieporozumień związanych z nomenklanturą. Otóż uchodźca to osoba, która ucieka ze swojego kraju z powodu panującej w tym kraju wojny lub prześladowań. Tak więc osoby uciekające z Syrii były uchodźcami w momencie kiedy znalazły sie w bezpiecznym miejscu, na terenie Grecji lub Francji, gdzie ich życiu nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo. Ich dalsza wędrówka po Europie nie była więc ucieczką podyktowaną względami bezpieczeństwa – stała się ona migracją. Uchodźcę i imigranta różni jeszcze jedna ważna rzecz – chęć powrotu. Dopóki jednak na granicy syryjsko-tureckiej nie będzie spokojnie, dopóty Europa będzie miała ogromny problem z imigrantami z tego regionu.
Kłopot polega na tym, że Turcy mają swoje interesy w tym, by wojna w Syrii dalej trwała. Wspierając dżihadystów oraz blokując wsparcie militarne dla Kurdów, którzy mogliby powstrzymać to szaleństwo i umożliwić Syryjczykom wrócić do domu, Turcja chce dokonać na tych ziemiach czystki etnicznej, a ludność wyekspediować do Europy. Tym sposobem liczba imigrantów, którzy w tym roku przybędą do Europy sięgnie miliona. To oczywiście dane, które zostały zarejestrowane. Ile osób znalazło się w Europie nielegalnie nie sposób zliczyć. Następny rok według prognoz ma być jeszcze gorszy. O incydentach z udziałem imigrantów z bliskiego wschodu i ich występkach pisałem w ubiegłym roku tutaj: Diagnoza: Rak Europy
Zastanawiacie się Państwo zapewne: Dlaczego syryjscy uchodźcy/imigranci wybierają drogę ponad 3,5 tysiąca kilometrów w stronę Europy, zamiast skierować się m.in do bogatych krajów Zatoki Perskiej takich jak Arabia Saudyjska ? Odpowiedź znalazłem w wypowiedzi Pana Sławomira Ozdyka, eksperta do spraw bezpieczeństwa:
„Taka Arabia Saudyjska to jest prawie faszystowski kraj. Tam oni nic nie dają dla przybyszy, a jeszcze są bardzo rygorystyczni. Uchodźca – Arab i muzułmanin byłby gorzej traktowany niż w Europie i o tym oni wiedzą. Tutaj w Berlinie jest główne skupisko salafitów – najbardziej rygorystycznego odłamu sunnickiego islamu, który chciałby cofnąć czas do VII wieku”
Jednym z głównych tematów są oczywiście pieniądze, jakie mieliby płacić podatnicy na imigrantów. Od liczb można dostać zawrotu głowy. Przy założeniu, że liczba imigrantów w tym roku sięgnie miliona – koszt tylko nowoprzybyłych zamknie się w okolicy 4,5 miliarda euro. Weźmy pod uwagę również liczne akcje humanitarne jak „Operacja Tryton”, zajmująca sie ochroną południowej morskiej granicy. Ta pochłania „tylko” 120 milionów euro. Szok. Jeżeli chodzi o Polskę, kwota przeznaczona na jednego uchodźcę miałaby sięgnąć ok. 1400 zł. Dokładnie tyle, ile wielu ludzi zarabia przepracowując pełen etat. Łatwo policzyć, że 1000 uchodźców w ciągu roku, wygeneruje koszty około 14/15 milionów złotych. Do tego dostaną socjalne mieszkania (W Gdyni już są szykowane) oraz pełną opiekę lekarską. Czy mając na uwadze, że wielu Polaków żyje jako „pokolenie 1500” (jest to kwota jaką zarabiają), tak ochocze rozdawanie pieniędzy uchodźcom jest na miejscu?
Warto dodać, że nie będą to głównie kobiety i dzieci, ale w dużej mierze tłum zdrowych mężczyzn z roszczeniową postawą. Kilka dni temu wszedłem w dyskusję na Twitterze z Konradem Niklewiczem, który w swoim CV ma między innimi bycie rzecznikiem prasowym polskiej prezydentury w Radzie Europejskiej oraz prace w takich instytucjach jak: Centrum Informacyjne Rządu oraz Kancelaria Premiera Rady Ministrów. Wykorzystał on to samo zdjęce, co wiele mediów. Przekaz był jasny: Nie możemy być obojętni. Zapytałem wprost czego oczekuje. „Publicznej debaty, chwili zastanowienia nad losem uchodźców”. Gdy jednak zasugerowałem, że publiczna debata mogłaby obnażyć niechęć Polaków do przyjmowania uchodźców, zostałem nazwany „człowiekiem o lodowym sercu”, który „na swojej ścieżce myślenia jest samotny”. Ja wiem, że samotny w tej kwestii nie jestem. Wystarczy spojrzeć na komentarze w internecie pod tym tematem, by dostrzec, że nastroje w tej kwestii są przeważnie negatywne. Okazywanie miłosiedzia innym jest wielką rzeczą, nas jednak w tej chwili na nie po prostu nie stać. I to jest niepodważalny fakt.
Palący się grunt pod nogami Angeli Merkel nie wywołuje u niej żadnych negatywnych emocji. Liczne zamieszki na terenie Niemiec nie wzruszają pani kanclerz, wręcz przeciwnie, kontynuuje swoją politykę poprawności. Nawołuje ona do wspólnej polityki imigracyjnej, co za tym idzie – Polska, która pierwotnie miała przyjąć 2 tysiące uchodźców, może ich przyjąć zgodnie z nowymi zasadami około sto tysięcy. A to początek. Liczba imigrantów będzie stale się zwiększać, a wtedy nastąpi katastrofa – kompletna destabilizacja Europy.
Nie wszystkim jednak ta polityka się podoba. Głównym jej przeciwnikiem jest Victor Orban – premier Węgier. Niespotykana już dziś u polityków charyzma Orbana, jego reformy i stricte patriotyczne podejście spowodowały, że Polska może z podziwem patrzeć Węgry, które – jeżeli się nic nie zmieni, mogą stać się ostatnim symbolem chrześcijańskiej Europy w obliczu nadchodzącej katastrofy. Słowacja z kolei mimo narzucanych im kwot uchodźczych przyjmie tylko 100 imigrantów, pod warunkiem, że będą chrześcijanami. Ich premier – Robert Fico powiedział wprost, że polityka Unii Europejskiej poniosła klęskę i nie można udawać, że możemy przyjmować imigrantów z otwartymi ramionami. Wobec nasilających się problemów, Szwajcaria zastanawia się nad wyjściem ze strefy Schengen, a Brytyjczycy w 2017 roku będą głosowali za tym czy chcą dalej być członkiem Unii Europejskiej. Do tego mamy również Australię, gdzie po przeprowadzeniu reform i stwierdzeniu, że prawo szariatu nie będzie przestrzegane na terenie Australii, od 7 miesięcy nie przyjęto żadnego imigranta.
Europę czeka burzliwy przyszły rok. Być może najtrudniejszy w historii. W tej chwili mamy polaryzację nastrojów: Skrajnie prawicowe ugrupowania, które w sondażach górują m.in we Francji, Danii i Szwecji nieprzychylne imigrantom z Bliskiego Wschodu oraz polityka multi-kulti, która coraz bardziej traci na popularności. Na Bliskim Wschodzie mamy nie dające o sobie zapomnieć Państwo Islamskie, syryjskie piekło wojny domowej oraz w samym sercu Europy NAS – więźniów emocjonalnych szantaży, serwowanych przez media.
Musimy zacząć postrzegać sprawy szerzej. Nie jesteśmy zachodnim supermocarstwem, które stać na utrzymywanie imigrantów. Nawet nie jestem w stanie podać długu publicznego, ponieważ z każdą minutą kwota jest coraz większa. Pół miliona polskich maluchów nie dojada. 10% ludzi poniżej 18 roku życia żyje na granicy minimum egzystencji. Kilkaset tysięcy ludzi zza zachodniej granicy chce wrócić do swoich bliskich. Zza wschodniej Polacy chcą uciec od ogarniętej wojną Ukrainy. Może warto zastanowić się nad problemami własnego kraju i własnych obywateli, zanim zaczniemy ślepo spełniać wszystkie rozkazy z Berlina i przyjmować już nie grupkę kilkunastu uciekinierów z terenów ogarniętych wojną, ale grupę ludzi, która często siłą domaga się swoich praw.