Wszystko to, co naturalne musi zostać zniszczone. Według tej zasady działa obecnie wiele środowisk w tym również te feministyczne, których działania dają coraz więcej powodów do niepokoju.
„Bawię się z kim chcę, robię to, co chcę, płeć nie ogranicza mnie.
Czy jestem dziewczynką, czy jestem chłopakiem, mogę być pilotką, mogę być strażakiem
Czy jestem chłopakiem czy jestem dziewczynką, bawię się lalkami i olbrzymią piłką.
Bawię się z kim chcę, robię to, co chcę, płeć nie ogranicza mnie!”
Podoba się? Takim wierszykiem zostałem przywitany po otwarciu pliku „Program: Równościowe Przedszkole”. Inicjatywa ta, dzięki wsparciu Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz pieniądzom z Unii, została wprowadzona w 86 polskich przedszkolach wraz z początkiem września. Jest to kolejna tego typu akcja skierowana do dzieci w wieku przedszkolnym (pisałem wcześniej o spotkaniu dzieci z transwestytą), tym razem jednak przeprowadzona na znacznie większą skalę.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Słowo o tym jak takie zajęcia wyglądają. Zarówno chłopcy jak i dziewczynki mają udawać pleć przeciwną. Ci pierwsi paradują zatem w perukach i jakichś różowych dodatkach, a dziewczynki mają być „twardzielami”. W skrócie: mają zachowywać się wbrew naturze. Wszystko to pod pretekstami np. nauczenia szacunku do innej płci. Sęk w tym, że tego akurat można dokonać bez „wydziwiania”.
W istocie wszystko sprowadza się do zacierania różnic między płciami oraz zaburzenia naturalnego rozwoju, a wszystko to w myśl tworzenia „nowoczesnego” społeczeństwa. Z logicznego punktu widzenia nie ma to żadnego sensu: jeśli dziewczynka w przyszłości przejawiałaby predyspozycje do pracy w męskim zawodzie i dorównywałaby konkurencji to nie ma powodów aby ją odrzucać albo jej tego zakazywać. I aby tak się stało nie są potrzebne żadne „równościowe” zajęcia.
Można być niezadowolonym kiedy poziom nauczania jest słaby, zmniejsza się liczbę godzin ważnego przedmiotu czy też przeprowadza nierozsądne reformy. Ale kiedy dopuszcza się niebezpiecznych ludzi do mieszania w głowach najmłodszym – robi się naprawdę niebezpiecznie. Na sposób postrzegania pewnych spraw przez dzieci w tym wieku wpłynąć można oczywiście znacznie łatwiej niż w przypadku jakiejkolwiek innej grupy wiekowej.
Ciężko nie zauważyć, iż to Ministerstwo Edukacji Narodowej wsparło ten projekt pieniędzmi, które w założeniu mają służyć społeczeństwu. Rozwiązanie jest proste: żadnych przedszkoli z pieniędzy publicznych, mniejsza ilość urzędników obciążających obywateli oraz wolny wybór rodziców co do tego czego uczą się ich dzieci w przedszkolach. Takie właśnie wyjście najmniej odpowiadałoby organizatorom podobnych akcji gdyż po pierwsze ich możliwości zmniejszyłyby się, a po drugie trudniej byłoby im działać na cudzy koszt.