Barbara Stanisławczyk świetnie dostrzegła brak „podręcznego narzędzia”, syntetycznie zbierającego jednocześnie argumenty świadomych Polaków za prawem do niepodległości własnego państwa oraz dowody jej niszczenia przez wrogie siły, dlatego otrzymujemy w jednym tomie historię polskiego doświadczenia narodowego przekraczającą… 700 stron. Tytułowa walka z chrześcijaństwem okazuje się bowiem także walką z polskością, patriotyzmem – walką przeciwko Polsce i Polakom.
Autorka sprawnie poprowadziła imponującą, wielotorową narrację, ogromne dzieło, które prezentuje Wydawnictwo „Fronda”. Książka o rozmiarach przekraczających tytuł stanowi w istocie próbę całościowego opisania dziejów polskiego patriotyzmu. Przede wszystkim jednak Barbara Stanisławczyk przekonująco udowadnia, że wartości chrześcijańskie, a ściślej katolickie, stanowią nierozerwalny fundament polskiej kultury i wielowiekowego dziedzictwa narodowego. Wskazuje także na zagrożenia, które uderzając w wartości chrześcijańskie de facto celują w serce narodowej tożsamości – od czasów reformacji, poprzez rozprzestrzenianie prądów Oświecenia, czasy dylematów Polski pod zaborami, odzyskanie niepodległości, aż do komunistycznego zniewolenia i tzw. „transformacji ustrojowej” (świetnie pokazanej) z komunizmu w postkomunistyczną III RP. Barbara Stanisławczyk bezlitośnie ukazała początki i ewolucję budowanego przez lewicę fałszywego stereotypu ksenofobicznego, nietolerancyjnego Polaka-katolika. Dotychczas rzeczywiście bardzo brakowało szerzej dostępnych rozważań dotyczących roli katolicyzmu jako czynnika wzmacniającego integrację obywateli Rzeczypospolitej i obligującego do wypełniania powinności względem państwowej wspólnoty. Autorka bardzo interesująco przypomina o niejednokrotnych różnicach postaw innowierców i katolików w kluczowych, często tragicznych momentach naszej historii, co szczególnie uwidoczniło się choćby w czasie słynnego Potopu w XVII wieku. Książka obfituje w cały arsenał odkłamujących historię wątków, które łącznie składają się na wielką i niezwykłą historię narodowych wzlotów i upadków.
Narracja o Polsce została ściśle powiązana z szeroką perspektywą kulturowo-ideologicznych przemian w całej Europie i świecie zachodnim, co czyni książkę szczególnie godną uwagi. Ciekawie wypadły w tym kontekście refleksje o współczesności i aktualnych zagrożeniach, których opis sam w sobie stanowi niezwykle ważną część książki i decyduje o tym, że lekturę warto polecić.
Patriotyzm. Rozważania o brakach i ubytkach
Czy zatem w ogromnej książce Barbary Stanisławczyk wszystko się udało? Czy rzeczywiście wypełnia lukę dostarczając nam samej tytułowej prawdy? Czy pomaga zrozumieć, dlaczego „jest jak jest” i patriotyzm nie stanowi dziś normy tylko podniosłą, okolicznościową modę? Niestety, trzeba z pewnym żalem przyznać, że autorka prawdopodobnie bez złych intencji, ale z powodu perspektywy swoich politycznych sympatii i pewnych pominięć (pomimo tak obszernych rozmiarów całości), w pewnej mierze straciła szansę na rzeczywiście wielkie dzieło o Polsce i patriotyzmie, wielkie także w wymiarze prawdziwej odwagi intelektualnego namysłu, który mogł stać się kamieniem milowym w myśleniu o kierunku dzisiejszego patriotyzmu i jego cennych źródłach z przeszłości, które wcale nie są tak jednoznaczne.
Nie znajdziemy zatem niestety adnotacji, że choć idee pracy organicznej i pracy u podstaw, wykonywanej pod koniec wieku XIX, wywodzą się z „nieszczęsnej” tradycji pozytywistycznej, to przyniosły w „wydaniu polskim” dobre owoce. W długiej opowieści dotyczącej walki o przetrwanie polskości, nie znajdziemy oddania należnych zasług tamtemu pokoleniu działaczy pracy narodowej. Tematyka bardzo ważna, unarodowienia robotników i chłopów, często w kontrze do idei socjalistycznych i ludowych, nie znalazła niestety należnego jej miejsca w pracy Stanisławczyk, pozostając pominiętą – z powodu, jak się wydaje, oskarżeń o „oświeceniowy” rodowód czy też w dużej mierze krzywdzące i często przesadne przyporządkowanie postaw tych działaczy do europejskiej ideologii antychrześcijańskiego pozytywizmu.
Jeszcze o codzienności
Równocześnie wydaje się, że Stanisławczyk niezbyt konsekwentnie i zbyt łatwo przechodzi do porządku dziennego nad przynależnością obozu Józefa Piłsudskiego do tradycji socjalistycznej (dzielącej przecież swe korzenie z innym odłamem – komunizmem), jednocześnie sugerując, że na tradycji endeckiej ciążyć ma dziedzictwo „realizmu politycznego”, mającego – wedle autorki – swe zatrute źródła w oświeceniowym gatunku „ludzi rozsądnych” (termin kilka razy powracający w książce), których Stanisławczyk umieszcza w jednej kategorii narodowych odstępców, zdrajców, odpowiedzialnych za rozbiory oraz późniejsze propagowanie rozmaitych szkodliwych dla narodu ideologii. Próżno szukać tu jakiegokolwiek sprawiedliwego (choćby tylko deklaratywnego) uznania dla wytrwałych organiczników, postulujących rozwój materialny i gospodarczy Polski oraz realistyczne, rzeczywiste dążenie ku budowie mocniejszej, silnie zabezpieczającej byt narodowy Rzeczpospolitej. Zdaje się, że autorka nie widzi potrzeby odróżnienia dzisiaj tego tradycyjnie już spychanego w niebyt modelu patriotyzmu codzienności od zwyczajnych odstępców, wiernych zaborcom zdrajców i opętanych miazmatami rozmaitych groźnych ideologii. Ludzi, których dziś nazywa się ogólnie pozytywistami, realistami, mimo wielu ich patriotycznych zasług, Stanisławczyk umieszcza (nawet jeśli na wpół świadomie, to musi budzić to nasz sprzeciw) w jednej tradycji pogardliwie nazwanej „ludźmi rozsądnymi”. W obliczu ogólnie bardzo pozytywnego (tak!) wrażenia, które czytelnik wyniesie z lektury książki (autorka bowiem wielokrotnie udowadniała odwagę myślenia, podejmowania niepoprawnych politycznie zagadnień, np. świetnych, bardzo złożonych refleksji o Żydach i ich roli w historii Polski i Europy), to schematyczne i jednoznaczne, nazbyt skreślające sklasyfikowanie wszystkich realistów, pozytywistów i endeków zaskakuje obniżeniem poziomu dociekań Stanisławczyk. Świadczy to tylko o nieco rozczarowującym niewykorzystaniu znakomitej okazji do odważnego namysłu na temat treści polskiego patriotyzmu i „efektów” jego poszczególnych odcieni.
Generalizując o -izmach
Trzeba niestety przyznać, że narracja książki uległa pewnym schematom romantycznym (antagonizującym polskie postawy), w których jakiekolwiek próby rozsądnego namysłu nad „tendencjami samobójczymi narodu polskiego” traktowane są jednakowo – jako schodzenie na drogę ku grzebaniu ducha Polski i patriotycznych powinności… Nawet jeśli czasem te oskarżenia mają moc argumentów, to często skutkiem tego jest konserwowanie mylnych stereotypów i wrzucenie do jednego worka zdrajców wszystkich: oświeceniowych masonów, targowiczan, propagatorów pracy u podstaw, lojalistów, namiestnika Galicji i historyka Michała Bobrzyńskiego, Bolesława Prusa, ale także – nawet jeśli z pewnymi wątpliwościami – Romana Dmowskiego i całej endecji. Wydaje się, że nie oparła się przed tym także autorka omawianej książki. O endekach możemy na przykład wyczytać jakoby – cytuję – „nazywali się nacjonalistami, a nie patriotami, ponieważ słowo „patriotyzm” kojarzyło im się bardziej z miłością kraju niż narodu”. Wystarczy jednak uczciwie zapoznać się z jednym z programowo najważniejszych dzieł Dmowskiego, Kościół, naród i państwo, żeby dostrzec coś wręcz przeciwnego, niż generalizacje Stanisławczyk:
Nie umiałbym powiedzieć, gdzie pierwej, we Francji, czy we Włoszech, użyto wyrazu „nacjonalizm” dla określenia nowego ruchu narodowego. Byłem zawsze zdania, że to termin nieszczęśliwy, osłabiający wartość ruchu i myśli, którą ten ruch wyrażał. Wszelki „izm” mieści w sobie pojęcie doktryny, kierunku myśli, obok którego jest miejsce na inne, równorzędne z nim kierunki. Naród jest jedyną w świecie naszej cywilizacji postacią bytu społecznego, obowiązki względem narodu są obowiązkami, z których nikomu z jego członków nie wolno się wyłamywać: wszyscy jego synowie winni dla niego pracować i o jego byt walczyć, czynić wysiłki, ażeby podnieść jego wartość jak najwyżej, wydobyć z niego jak największą energię w pracy twórczej i w obronie narodowego bytu. Wszelkie „izmy”, które tych obowiązków nie uznają, które niszczą ich poczucie w duszach ludzkich, są nieprawowite.
Sam podrozdział poświęcony ruchowi narodowemu i Romanowi Dmowskiemu został zatytułowany tendencyjnie: Polityka „interesu narodowego” endecji versus polityka niepodległościowa obozu piłsudczyków. Wizja endecka jawi się czytelnikom w bagatelizującym cudzysłowie, podczas gdy wizja piłsudczyków zasługuje w opinii autorki na uznanie, już bez żadnej ironii. Podobnie powielanych opinii niestety można w książce znaleźć więcej – mimo, że prywatnie pani Stanisławczyk starała się przynajmniej raz publicznie odcinać od podobnych niesprawiedliwych prób pomijania roli i zasług endecji dla państwa polskiego.
Obóz świętych
Autorka bardzo zgrabnie przykrywa swoje sympatie polityczne. Przy omawianiu poszczególnych torów rozwoju polskich tradycji politycznych sympatie te stają się jednak widoczne i odciskają się na syntetycznej naturze całej narracji. Dlatego nieco upraszczający obraz obozu prawicy w III RP (sprowadzony jedynie do schematu mężnie broniącej się, oblężonej samotnej twierdzy – środowiska wokół braci Kaczyńskich) może razić bardziej wymagającego czytelnika, mającego świadomość szerszego mimo wszystko pluralizmu prawej strony sceny politycznej. Przy tych paru ważnych zastrzeżeniach można jednak przymknąć oko, zgadzając się z tym istotnie nazbyt upraszczającym, choć zasadniczo prawdziwym obrazem roli PiS w rzeczywiście zaskakująco nierównej walce względnie słabych sił konserwatyzmu ze wspieraną z każdej strony liberalną lewicą, która zdominowała pole oddziaływania na społeczeństwo, na naród. Dlatego też do książki Stanisławczyk powinni sięgać wszyscy, niezależnie od politycznych sympatii – każdy ma szansę poszerzyć perspektywę widzenia, nawet (albo w szczególności) jeśli będzie to perspektywa polemiczna.
Warto!
Mimo wszystko trzeba przyznać, że bardzo niewdzięcznym zadaniem jest wskazywanie słabszych stron dzieła Stanisławczyk. Pozwoliłem sobie na kilka ważnych zarzutów, ale trzeba przyznać, że te mankamenty nie zniechęcają do dalszej lektury, ponieważ rozmach erudycyjnych, błyskotliwych spostrzeżeń i refleksji rzeczywiście jest godny uznania i czytelnik z pewnością nie pożałuje czasu spędzonego nad wielką opowieścią Barbary Stanisławczyk. Kto nie boi się prawdy przeczyta książkę od deski do deski, bo lektura zaciekawia, momentami zaskakuje i przede wszystkim daje do myślenia (nawet jeśli będzie to myślenie innym niż autorka torem). Kto nie boi się zatem prawdy z pewnością podejmie również polemikę z autorką. Oby tak było, bo patriotyzm wymaga dziś nie tylko ciągłego przypominania, ale także mądrej refleksji nad istotą polskich niepowodzeń i abnegacji odpowiedzialności dużej części Polaków.
Generalna diagnoza zaprezentowana w tym monumentalnym dziele jest bardzo trafna – może poza wymienionymi wyżej „drobiazgami” (o których trzeba pamiętać!), ale otrzymujemy taką syntezę, która dzisiaj musi nam najwyraźniej wystarczyć. Przeszło 700 stron poszukiwania prawdy zasługuje na uznanie, dlatego książkę należy zdecydowanie polecić każdemu!
Autor: Barbara Stanisławczyk
Tytuł: Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce
Wydane: Warszawa 2015, Wydawnictwo Fronda
Stron: 748