Do kawiarni „Szwajcarskiej” mieszczącej się na rogu Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej weszła para. Uwagę przykuwał przede wszystkim mężczyzna – potężnie zbudowany drab z orlim nosem i starannie zaczesanymi do tyłu jasnymi włosami. Usiedli przy stoliku, zamówili kawę i ciastka. Tak spędzili następne dwie godziny, zapewne mile gawędząc. W końcu, młodzieniec wstał. „Wrócę za kwadrans” – powiedział i wyszedł. Nie zobaczyli się już nigdy więcej. Był 12 lipca 1943 roku.
Stanisław Jaster urodził się dwadzieścia dwa lata wcześniej we Lwowie. Już w młodości znany był z brawury i niespożytej energii, której upust dawał na żaglach i w harcerstwie. Atletyczna budowa ciała, 194 centymetry wzrostu oraz niebywała siła stały się znakami rozpoznawczymi Jastera. Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie wojna…
Po ochotniczej walce w obronie Warszawy we wrześniu 1939 roku, Jaster zaangażował się w działalność konspiracyjną. Niestety, nie na długo. Jesienią 1940 roku w łapance na Żoliborzu wpadł w ręce Niemców i trafił do Auschwitz. Tam wkrótce stał się członkiem obozowego ruchu oporu, którego zalążki utworzył, złapany nota bene w tej samej łapance, rotmistrz Witold Pilecki. W czerwcu 1942 roku Jaster uciekł. On i trzech kolegów przebrali się w niemieckie mundury, ukradli samochód komendanta obozu i w biały dzień, „bezczelnie” wyjechali przez główną bramę!
Czytaj także: Powstańcy na profilowe!
Po powrocie do Warszawy, Jaster dołączył do oddziału „Osa”-„Kosa 30” – jednostki pozostającej w dyspozycji Komendanta Głównego AK, która przeprowadzała rozmaite akcje od zamachów bombowych po likwidacje konfidentów. W tym ostatnim specjalizował się właśnie Jaster, który dla potrzeb konspiracji przyjął pseudonim „Hel”.
Historia „Kosy” jak i Jastera tragicznie skomplikowała się 5 czerwca 1943 roku. Wtedy to, łamiąc podstawowe zasady konspiracji i zwykłej logiki, w kościele św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży na ślubie „Matrosa” zebrało się gros sił „Kosy”, w której służył również pan młody. Na ślub, o dziwo, przybyli także nieproszeni goście – Gestapo, które otoczyło świątynię i aresztowało 89 ludzi. „Hela” na ślubie nie było. Czy coś mu wypadło? A może zachował jako jeden z niewielu zdrowy rozsądek? Nie wiadomo. Wstrząśnięty rozbiciem oddziału poszukiwał kontaktu z pozostającym także na wolności szefem sztabu – „Wiktorem”. W końcu wyznaczono termin: 12 VII 1943 – godzina 15. Tego dnia po wyjściu od fotografa, Jaster postanowił przed spotkaniem zjeść obiad wraz ze swoją narzeczoną – Danutą. W trakcie posiłku otrzymał informację o dwugodzinnym opóźnieniu. Para postanowiła przeczekać w „Szwajcarskiej”…
„Wiktor” czekał na Nowogrodzkiej punktualnie. Niestety, zaraz po przyjściu „Hela”, obu mężczyzn otoczyli ukryci w bramie Niemcy, by następnie wsadzić ich na tyły czarnego mercedesa. Kierunek – aleja Szucha. Słuch o Jasterze zaginął, ale nie na długo. Wkrótce, lekko ranny podjął próbę kontaktu. Szef wywiadu „Kosy” – Aleksander Kunicki vel „Rayski” podejrzewając, iż „Hel” zdradził, postanowił go izolować, a jakiś czas później zlikwidować.
Czy Jaster rzeczywiście był niemieckim agentem? To pytanie historycy i nie tylko, zadają sobie od kilku pokoleń. Napisano na ten temat szereg artykułów, polemik, komentarzy. Do dziś jednak nikt nie dowiódł bezsprzecznie winy bądź niewinności „Hela”. Spróbujmy zatem najpierw zogniskować oś sporu.
Najwięcej wątpliwości budzi okres między aresztowaniem Jastera 12 lipca a jego próbą kontaktu. Sam „Hel” twierdził, iż uciekł Niemcom wyskoczywszy na placu Zbawiciela z samochodu, w momencie, gdy kierowca, widząc tramwaj, zmniejszył prędkość auta. Jaster miał wypchnąć siedzącego obok gestapowca i po krótkiej szamotaninie zniknąć w jednej z ulic. Zdarzenie potwierdził świadek, a jest ono tym bardziej prawdopodobne, jeżeli weźmie się pod uwagę niebywałą siłę i gabaryty „Hela”.
„Rayski” w napisanej po wojnie książce twierdził jednak, iż Jaster zanim został zlikwidowany, sam przyznał się do zdrady. Co zaskakujące nie ma jednak śladu informacji, iż został on kiedykolwiek osądzony i skazany, co było normą w podziemnym sądownictwie (nawet przy trybach doraźnych). Ponadto, wiele wskazuje, iż „Hela” przed śmiercią nieludzko torturowano, a więc jego przyznanie się mogło zostać po prostu wymuszone.
Raczej między bajki należy włożyć pomówienie, jakoby Jaster uciekł z Oświęcimia dzięki pomocy Niemców. Dołączył on bowiem do uciekinierów jako ostatni, a jego rodzina nie uniknęła represji. Równie mało prawdopodobne jest, iżby to „Hel” doniósł okupantom o ślubie „Matrosa”. Jeden ze świadków opisał bowiem konfidenta, który na Szucha z ukrycia obserwował aresztowanych, jako „średniego wzrostu, o śniadej cerze, ciemnych włosach”.
Wydaje się więc, iż decyzja „Rayskiego” o zabiciu Jastera została podjęta pochopnie, pod wpływem emocji, co nie powinno się nigdy zdarzyć, nawet biorąc pod uwagę specyfikę konspiracji. Zresztą wina „Hela” w sposób dostateczny nie została udowodniona po dziś dzień. Z drugiej strony, jego obrońcy zbyt skupiają się na dokonaniu niemożliwego, a więc rozwianiu wszelkich wątpliwości, zamiast spróbować odpowiedzieć na krótkie, choć niełatwe pytanie: nie Jaster, więc kto? Rozwiązanie tej zagadki mogłoby raz na zawsze położyć kres wieloletniej dyspucie o tragedii „Hela”.
Autor: Patryk Halczak