Wrzesień za nami już od dobrych kilkunastu dni, więc można spokojnie się przyjrzeć płytom wydanym w tym miesiącu. Co ciekawsze premiery są co prawda planowane na październik, ale nawet najbardziej wybredny słuchacz nie powinien narzekać na to co się pojawiło na półkach sklepowych we wrześniu. Zapraszam do lektury.
Haken – The Mountain
[image src=”http://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/9/9c/Haken_The_Mountain_cover.jpg” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
Czytaj także: Nim wróci wiosna... - Stworz - \"Cóż po żyznych ziemiach...\" [recenzja]
Porcupine Tree jest zawieszone, więc inne zespoły starają się wskoczyć na miano lidera progresywnego grania z dodatkiem metalicznym. Riverside na początku roku popisało się S.O.N.G.S., lecz to Haken ich przebili. Świetne melodie, genialne aranżacje wokalne i bogate brzmienie, które przesuwa nieznacznie Haken w kierunku Jeżozwierza. Wszystko to wymieszane, tworzy jednego z faworytów do albumu prog rocka 2013 roku. Ocena 4,5/5.
Nine Inch Nails – Hestination Marks
[image src=”http://gramuzyka.redblog.gk24.pl/files/2013/09/nine-inch-nails-hesitation-marks.jpg” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
Trent Reznor powrócił ze swoim złotym dzieckiem. Po latach eksperymentów (m.in. Ghosts I – IV) i mariażu z muzyką filmową nagrał po prostu dobre piosenki. Oczywiście zrobił w stylu NIN. Muzyka to pomieszanie industrialu z elektroniką, jest mniej gitar niż na ostatnich płytach NIN, teksty mroczne i niepokojące, krążące po najmroczniejszych zakamarkach ludzkiej duszy. Nie wiem jak Wy, ale ja właśnie tego oczekiwałem. Obyśmy na następną płytę NIN nie czekali znowu długich 5 lat. Ocena 4/5.
Ashes of Ares – Ashes of Ares
[image src=”http://www.magazyngitarzysta.pl/images/media4i/d/dc/dcb/AshesOfAresAshesOfAres.jpg” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
To jest rzecz dla zwolenników tradycyjnego heavy metalu. Ashes of Ares to supergrupa złożona z byłych członków Iced Earth i Nevermore. Panowie grają nic odkrywczego, to po prostu klasyczne metalowe łojenie. Nie znaczy to jednak, że nie warto posłuchać. Świetne riffy przykuwają od początku uwagę, a głos Matta Barlowa unosi się nad tym wszystkim tworząc summa summarum 50 minut porządnego grania, które zadowoli każdego maniaka metalu. Ocena 3,5/5.
Satyricon – Satyricon
[image src=”http://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/c/cc/Satyricon-album-by-satyricon.jpg” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
Czysty śpiew na albumie Satyricon? Dlaczego nie? Satyr pozostając wiernym stylowi grupy, urozmaica brzmienie zespołu. I bardzo dobrze. Takie zespoły jak ten wnoszą black metal na wyższy poziom, gatunku, który powiedzmy sobie szczerze, od wielu lat kisi się we własnym sosie. Nie jest to klasyczna blackowa nawalanka do przodu na złamanie karku, od czasu do czasu ze zwolnieniami tempa. Kompozycje są różnorodne, zmiany klimatu są częste. Chwilami brzmi to jak rock progresywny z lat 70, aby przyłożyć następnie między oczy agresywną młócką. Nie tylko samym brzmieniem zaskakuje zespół, tutaj są po prostu dobre kompozycje i słucha się tego z przyjemnością. Ocena 4/5.
Carcass – Surigical Steel
[image src=”http://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/6/6a/CarcassSurgicalSteel.png” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
Grind/death metalowa legenda traktująca niegdyś w swoich utworach o szczegółach anatomii ludzkiej i przeprowadzania sekcji zwłok, powraca po 17 latach przerwy. Tytuł i rzut oka na okładkę nie pozostawiają złudzeń, że to będzie dobry album. Muzycznie dziś panowie przypominają granie z okolic Heatwork, albumu, który wprowadził death metal na salony. Do tego nad produkcją nowego krążka czuwał guru metalowych producentów – Colin Richardson Można rzec idealne połączenie. Ocena 4/5.
Tyr – Valkiria
[image src=”http://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/7/7b/Valkyrja.jpg” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
Wiking metalowcy z Wysp Owczych nic odkrywczego nie nagrali. Klasyczne heavy o tematyce, wiadomo jakiej, wystarczy spojrzeć na tytuł i okładkę. Przyjemnie się słucha, bez większych ekscytacji i z czasem nudzi się. Fani będą zachwyceni, a reszta nawet nie zwróci na ten album większej uwagi. Chyba tak miało być po prostu. Ocena 2,5/5.
Percival Schuttenbach – Svantevit
Przedstawiciele „nowej fali polskiego folk metalu” przebili niewątpliwie wydaną w 2009 roku Reakcję Pogańską. Lepsze kompozycje, potężniejsze brzmienie, sporo gości na płycie – zespół dojrzał. Słucha się albumu z wypiekami na twarzy, różnorodność instrumentarium zachwyca, ale tradycyjne gitary i sekcja grają aż miło. Do tego wokale z damskim głosem Joanny Lacher na czele dopełniają obraz tej świetnej płyty. Za refren z piosenki Svantevit powinni dostać swój własny posążek na wyspie Wolin. Ocena 4,5/5.
Dream Theater – Dream Theater
[image src=”http://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/d/d2/DreamTheater2013AlbumCover.jpg” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
Lubię Dream Theater, od razu to zaznaczę. Tylko mam z nimi od lat jeden, niestety poważny problem. W zasadzie po Systematic Chaos grają cały czas to samo. Zespół zjada własny ogon i nic się nie zanosi aby miało się to zmienić. Fani będą zachwyceni, tylko, że ja nie jestem ich jakimś tam psychofanem. Można się pogubić w tych solówkach, zmianach metrum, których pełno na płycie. A za kopiowanie Rush w The Looking Grass powinien grozić kryminał. Szkoda, bo oni potrafią zrobić klimat, chwilami nawet na tej płycie, jak chociażby w piosence Along for the Ride albo we fragmentach kończącej album suity Illumination Theory. Tylko to za mało. Ocena 2,5/5.
Gov’t Mule – Shout!
[image src=”http://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/e/e7/Gov%27t_Mule_Shout%21.jpg” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
Amerykańscy blues rockowy od lat nas nie zaskakują, jeśli chodzi o jakość kompozycji czy brzmienie. Czasami to jest jakiś flirt z reggae, czasami z hard rockiem a czasami po prostu klasyczny blues rock. Na Shout! naprawdę pozytywnie zaskoczyli fanów dołączeniem drugiej płyty z tymi samymi kompozycjami co na pierwszej, lecz każda z innym wokalistą i to nie byle jakim. Wystarczy wymienić: Elvis Costello, Beh Harper, Glenn Hughes, Dave Matthews, Myles Kennedy i Steve Winwood. Niezłe towarzystwo, co nie? I całkiem niezłe kompozycje do tego. Ocena 4/5.
Kings of Leon – Mechanical Bull
[image src=”http://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/5/50/Mechanical-bull.jpg” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
Po Only By The Night następuje zjazd w dół. Mechanical Bull to takie sobie radiowe plumkanie, zero jak dla mnie w tym mocy i czadu z jakim mieliśmy do czynienia na ich dotychczasowym opus magnum. Muzycy tłumaczą, że chcą się rozwijać, że nie chcą grać tego samego. To zrozumiałe, jednak do mnie to nie trafia, ocena zaniżają po prostu kiepskie piosenki. Ocena 2/5.
New Model Army – Between Dog And a Wolf
[image src=”http://www.soundspheremag.com/wp-content/migration/images/stories/1045212_10151559536309825_1223577365_n1.jpg” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
Justin Sullivan i spółka mają pecha ostatnio, a to spłonęło im studio, a to odszedł basista, a to odszedł do wieczności ich wieloletni menadżer i podpora grupy. Ale się zebrali i udało im się nagrać naprawdę świetny album, pełen mroku, niepokoju, z piosenkami, które od razu chwytają za serce. To nie jest walka o lepszy los angielskich robotników, zbiór buntowniczych hymnów czy po prostu gitarowych piosenek. Lecz zbiór mocnych, drążących ciemne zakamarki ludzkiej duszy utworów, ociekających czasami klimatem wręcz Cave’wowym. Najmroczniejsza i najdziwniejsza płyta w historii New Model Army. I jedna z najlepszych. Ocena 4,5/5.
Moby – Innocents
[image src=”http://www.moby.com/sites/default/files/www/inline/2012/innocents-cover-web.jpg” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
To nie jest, dawny, przebojowy Moby. To jest Moby próbujący tworzyć klimatyczne płyty, które należy słuchać w całości. Krążek Wait for Me z 2009 roku był właśnie taki doskonałym połączeniem elektroniki, ślicznych kompozycji i budowania nastroju. Następny album Moby’ego Destoyed obniżył loty artysty. Na szczęście na najnowszym Innocents jest lepiej. Album należy słuchać w całości, w ciszy i nie oczekiwać hitów pokroju Lift Me Up. Ale zdecydowanie warto. Ocena 3,5/5.
Scar The Martyr – Scar The Martyr
[image src=”http://media.metalhammer.co.uk/wp-content/uploads/2013/08/scar-the-martyr-album.jpg” width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
Nowy projekt Joey’a Jordisona, perkusisty Slipknot to takie muzyczne pomieszanie z poplątaniem. Album nas wita industrialną jazdą aby w następnym utworze przejść w klasyczną metalowe granie. Ponadto usłyszymy na albumie elementy nu metalowe czy gotyckie. Ale to nie przeszkadza, kompozycje są dobre, ciekawe, refreny niezłe a wokalista Henry Derek okazuje się bardzo dobrym, choć nieznanym szerzej metalowej braci. Ocena 3,5/5.
Fish – A Feast of Consequences
[image src=”http://rockella.files.wordpress.com/2013/08/fish_cover.jpg” width=”200″ height=”289″ lightbox=”yes” align=”center”]
Wielki Szkot, legendarny ex-frontman Marillion, powrócił. Długich sześć lat musieliśmy czekać na następcę 13th Star. Czy było warto? Myślę, że tak, chociaż ja po kilku przesłuchaniach byłem z lekka rozczarowany. Liczyłem na rozwinięcie brzmienia z poprzedniego krążka, a tutaj mamy więcej gitar akustycznych, spokojnych utworów i bardzo osobistych tekstów inspirowanych bitwą pod Sommą, w której uczestniczył dziadek Fisha. Ma to swój urok niewątpliwie. Jednak płyta potrafi się dłużyć. Ale i tak Ryba przyniósł nam dużo radości w tym roku. Ocena 3,75/5.
Rush – Vapor Trails Remixed
[image src=”http://prensaescenario.files.wordpress.com/2013/08/rush_vaportrails_remix_cover.jpg?w=470&h=470″ width=”200″ height=”200″ lightbox=”yes” align=”center”]
To nie jest nowa muzyka. Pierwotnie Vapor Trails wydane zostało przez Rush w 2002 roku. Więc dlaczego, po zaledwie po 11 latach zremiksowano na nowo płytę? Podczas nagrywania albumu produkcja została niesamowicie skopana. Muzycy chyba chcieli się dostosować to narastającego trendu „loundness war” (jak ktoś nie wie niech wygoogluje sobie, to też rzecz warta oddzielnego artykułu ;). Zero dynamiki, instrumenty na jednej głośności, nie dało się tego słuchać na dłuższą metę, pomimo, że były na niej bardzo dobre utwory. Ku uciesze fanów, Rush w końcu wydał na nowo zmiksowaną płytę i w końcu słucha się jej doskonale. Każdy instrument i głos Geddy’ego Lee brzmi tak jak powinien, czysto i selektywnie. Teraz można się godzina rozkoszować nowym miksem Vapor Trails. Polecam.
Fot: Nine Inch Nails/wikimedia commons. Na zdjęciu lider NIN – Trent Reznor.