Podczas ostatniego urlopu przyszła mi do głowy pewna myśl. Zauważyłem, że państwa „opiekuńcze” działają analogicznie do… hoteli. Oczywiście, nie chodzi tutaj o komfort życia jego mieszkańców, ani o jakość świadczonych usług. Rzecz tkwi raczej w sposobie uzyskania z naszych portfeli jak największych pieniędzy.
„Małżeństwo wybrało się na wczasy. Po drodze zatrzymali się na noc w hotelu.
Rano poprosili o rachunek za dobę hotelową. Ku ich zdziwieniu zobaczyli, że rachunek opiewa na zawrotną sumę 3000 zł.
– Dlaczego tak dużo? Przecież spędziliśmy tu tylko kilka godzin! – pyta mąż.
– To jest standardowa stawka za nocleg – odpowiada recepcjonista.
Małżeństwo zażądało spotkania z dyrektorem, który spokojnie wysłuchał zażaleń i stwierdził:
– Proszę państwa, prowadzimy luksusowy hotel, jest on wyposażony w kilka basenów, wielką salę konferencyjną, saunę i solarium. Wszystko to było do państwa dyspozycji.
– Ale my z tego nie skorzystaliśmy!
– Ale mogli państwo! I za to trzeba zapłacić.
Mężczyzna wyciąga wreszcie z portfela 300 złotych i wręcza dyrektorowi.
– Przepraszam, ale tu jest tylko 300 zł.
– Zgadza się.
– Obciążyłem państwa rachunkiem opiewającym na 3000 zł.
– Pozostałe 2700 zł to rachunek dla pana za przespanie się z moją żoną – mówi mężczyzna.
– Ale ja nie spałem z pana żoną! – krzyczy dyrektor.
– Cóż, była do pana dyspozycji.”
Śmieszny żart. Jest tym zabawniejszy, że stosunkowo realistyczny. Każdy kto kiedykolwiek korzystał z usług proponowanych przez hotele (szczególnie renomowane sieci hotelarskie) wie, że niemal nigdy nie można sobie wynająć tylko pokoju. W podstawowej ofercie często zawiera się również śniadanie (bądź też kompleksowy katering), sauna, basen, odnowa biologiczna… i wiele, wiele więcej. Zwykle chętnie z tego korzystamy, w myśl starego powiedzenia – „Jak się bawić to się bawić…”. Dochodzimy do wniosku, że skoro jesteśmy na urlopie, mamy prawo do odrobiny luksusu. Oczywiście, hotele jako prywatne przedsiębiorstwa mają pełne i uzasadnione prawo do takiego działania. Rynek kreuje konsument, który podejmuje decyzję, może przecież zakwaterować się w sporo tańszych pensjonatach czy hostelach. Ale, jak to wszystko ma się do państwa „opiekuńczego”?
Czytaj także: Korwin-Mikke: UE jest trupem demograficznym i gospodarczym
Żyjąc w takim państwie na starcie dostajemy bardzo bogaty wachlarz usług. Już najmniejsze dziecko ma zapewnione „darmowe” żłobki, przedszkola, szkoły i uczelnie wyższe. Ba… państwo ma OBOWIĄZEK wszystkim zapewnić to i jeszcze więcej, jak np. usługi medyczne. Biedni mogą dostać nieodpłatnie mieszkanie, bezrobotni, niepełnosprawni czy samotne matki zasiłek. Niektóre państwa posuwają się jeszcze dalej. Oferują mieszkańcom komunikację miejską (oczywiście – „DARMOWĄ”!) czy talony na prostytutki (potrzeba seksualna wszak nie jest gorsza od innych). Brzmi pięknie, nieprawdaż?
Dlaczego więc narzekam? Bo w życiu nie ma nic za darmo! Za ową fasadą, rajskiej utopii państwa opiekuńczego, którą i Polska próbuje nieporadnie naśladować, zawsze znajduje się ucisk i niewolnicze traktowanie swoich obywateli. Dziwię się, że ludzie są tak naiwni i wciąż wierzą w „darmoszkę”. Wielu ludzi pociąga wizja darmowych przejazdów miejskich. Ale czy motorniczy lub kierowca będzie spędzał codziennie (czasami też nocami) po 8 godzin, żeby altruistycznie wozić ludzi? Elektrownia za darmo wyprodukuje prąd, a fabryki równie nieodpłatnie oddadzą nam w użytkowanie tramwaje? Co z rzeszą innych ludzi, pracujących przy obsłudze tras, torowisk, systemów świetlnych, zarządzie etc. etc.? Czy nauczyciel za darmo przyjdzie uczyć, a lekarz leczyć? Oczywiście, że nie! NIE MA NIC ZA DARMO! Za to wszystko płacimy, tylko że nie bezpośrednio. Nawet tego nie zauważamy. Kiedy kupujemy w sklepie obojętnie jaki produkt, nawet się nie zastanawiamy, że 23% jego ceny to podatek. Kiedy przez 6 miesięcy w roku harujemy na daninę dla państwa, jesteśmy święcie przekonani, że tak trzeba. Wszakże „nowoczesny patriotyzm” to płacenie podatków (a jeśli się nie zgadzasz, to spróbuj nie płacić!). Dlaczego więc, rządzące reżimy tak chętnie oferują nam swoją „opiekę”?
Po pierwsze, jest to dla nich wygodne. Mogą wiele obiecywać, a później nawet spełniać część tych obietnic. Każdy zagłosuje na polityka, który dużo obiecuje, a później nawet coś daje. Kto oprze się temu, który „ZA DARMO” zapewni nam opiekę zdrowotną, da wykształcenie naszym dzieciom, a nam na starość emeryturę?
Po drugie, ich rodziny z tego żyją. Co jakiś czas w mediach wybuchają skandale z nepotyzmem w tle. Politycy, wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję by umieszczać na ciepłych stanowiskach swoich bliskich. Bo chyba nie wierzycie, że oni w tym transferze pieniędzy między obywatelami-państwem-usługodawcami tylko pośredniczą? ONI również potrącają dla siebie odpowiedni procent. Dostają też urzędnicy. A dlaczego nie miałby to być ktoś z bliskich?
Po trzecie – i chyba najważniejsze. Rzucając nam ochłapy (zafundowane z naszych pieniędzy) oni mają spokój. Mogą do woli kraść czy odbierać nam wolność. Najpierw wprowadzili publiczne szkoły dla tych, których nie stać było na prywatne, a teraz ujednolicili plany nauczania we wszystkich. Mogą indoktrynować dzieci od małego. Wpajać im, że Unia Europejska jest dobra, homoseksualizm to nie jest zboczenie, a Ci panowie, mówiący coś innego niż rząd to źli i niebezpieczni faszyści. Nawet nie widzimy jak z pozycji podmiotu staczamy się do roli przedmiotu. Nie wolno nam już pić, palić czy jeść tego co chcemy. Nie możemy zdecydować, czy nasze dzieci pójdą do szkoły w wieku 4, 5, 6 czy 10 lat. Właściwie z dnia na dzień możemy coraz mniej.
Nadszedł czas, kiedy ponownie musimy walczyć o swoją wolność. Wolność wyboru dla nas i naszych dzieci. Prawo do decydowania komu i za co chcę płacić, czego potrzebuję a czego nie. Prawo do decydowania o sobie. Kiedy w naszych kieszeniach pozostanie więcej, sami będziemy mogli o siebie zadbać. Nie dajmy sobie wmówić, że byle urzędnik, który nigdy nas nie widział, wie lepiej co jest dla nas dobre i jeszcze wyciąga z naszych portfeli pieniądze, by nam to dać. Zarabiamy pieniądze, a więc mamy do nich prawo!
Foto: wikipedia