Wykorzystanie dronów do przesyłania towarów byłoby zastrzykiem energii dla e-commerce. Jednak tego typu usługa nie pojawi się zbyt szybko. Najpierw nowa technologia musi przejść testy bezpieczeństwa. Potem będzie trzeba znowelizować przepisy ruchu lotniczego. Do zmian powinna przystosować się też branża logistyczna. Według specjalistów, potrzeba na to kilku lat, sporo nakładu finansowego oraz wysiłku wielu ludzi. Oferta szybkich dostaw bezpośrednio do odbiorcy brzmi fantastycznie, tylko nie wszędzie się sprawdzi. Dla przykładu, w gęstej zabudowie trudno byłoby wylądować z zakupami. Trzeba też liczyć się z wysokim kosztem takiej obsługi. Dlatego na razie to potencjalna nowość wyłącznie dla biznesu i osób bardzo zamożnych. Dopiero w dalszej przyszłości może stać się dostępna dla zwykłego Kowalskiego.
Liczy się bezpieczeństwo
E-handel i branża logistyczna liczą na wykorzystanie dronów do transportu przesyłek. Usługi testują takie firmy, jak Amazon, Google (Alphabet), DHL czy Walmart. Niewątpliwą zaletą powietrznych dostaw jest możliwość ominięcia zakorkowanych ulic i dotarcie bezpośrednio do klienta. Produkty można wysyłać bezpośrednio z magazynu z pomięciem etapów pośrednich – przekazania do hubu regionalnego, a następnie do kuriera. Zdaniem Macieja Ptaszyńskiego, dyrektora generalnego Polskiej Izby Handlu, nowe rozwiązania mogą pojawić się w Polsce, jednak będą wymagały reorganizacji zarządzania przestrzenią powietrzną.
– Brakuje prawodawstwa regulującego ruch dronów, szczególnie ich poruszania się nad miastami i gęsto zaludnionymi oraz zabudowanymi aglomeracjami. To nie tylko kwestia przelotów, ale także ochrony przed atakiem terrorystycznym. Dron może być wymarzonym narzędziem dla tego typu przestępców. Poza opracowaniem odpowiednich przepisów czekamy też na rozwiązania techniczne, pozwalające na unikanie sytuacji niebezpiecznych, np. zderzeń z ptakami. A to wszystko potrwa jakiś czas. Wcześniej na krajowym rynku pojawią się autonomiczne paczkomaty, czyli samoobsługowe pojazdy rozwożące towary – twierdzi Sebastian Starzyński, prezes Instytutu Badawczego ABR SESTA.
Bezpieczeństwo zawsze jest priorytetem w przypadku przejazdów i lotów bez kontroli człowieka. W kwestii samosterujących pojazdów osiągnięto ogromny postęp, ale wprowadza się je ostrożnie, bo to jest faza mocno testowa. Transport dronami stawia jeszcze większe wyzwania. Obok minimalizacji zagrożeń w powietrzu i na ziemi, trzeba zorganizować logistykę i infrastrukturę.
Czytaj także: Eksperci: Paczkomaty nie zrobią rewolucji w handlu. Branża ma przed sobą znacznie większe wyzwania
– Problemem pozostaje lokalizacja dostaw. Tam, gdzie mamy do czynienia z rozproszoną zabudową jednorodzinną, można wylądować w pobliżu posesji. Przedsiębiorstwa prawdopodobnie też sobie poradzą, np. tworząc lądowiska na dachach swoich biurowców. Jednak w Polsce mamy liczne, często gęsto zabudowane aglomeracje. Na osiedlach brakuje miejsca nawet na drobne rzeczy, a co dopiero na obiekty latające. W najbliższej przyszłości będzie to kolejne ograniczenie dla tych nowatorskich usług – komentuje Maciej Ptaszyński.
Według Sebastiana Starzyńskiego, nowe usługi łatwiej będzie wprowadzić w Stanach Zjednoczonych, ze względu na duży udział wolnostojących domów. Ekspert dodaje natomiast, że operacje magazynowe nie będą wymagały zdecydowanych zmian. Paczki w e-commerce są już kompletowane jednostkowo, zgodnie z zamówieniami odbiorców. Zatem nie ma znaczenia, czy produkty będą pakowane do ciężarówek, czy bezpośrednio do dronów. Sam sposób dystrybucji się nie zmieni.
Transport przyszłości
– Perspektywy rozwoju są, ale wiele zależy od tego, czy drony będą podróżować całkowicie samodzielnie, czy pozostaną pod kontrolą operatorów sterujących rejsami. W tym drugim przypadku musimy zadbać o przygotowanie wyszkolonych kadr, a na razie ich nie mamy. Będą też potrzebne kanały komunikacji do wymiany operacji między ludźmi a obiektami w powietrzu. Nawet sto niewielkich statków powietrznych nad miastem już wymaga sporego nadzoru. Nie mamy jeszcze doświadczeń z ich działaniem, szczególnie przy dużej skali lotów – uważa dyrektor generalny PIH.
Z kolei Sebastian Starzyński sądzi, że w perspektywie 5 czy 10 lat mamy realne możliwości rozwinięcia nowej formy transportu. Czas ten wynika przede wszystkim z konieczności pokonania barier regulacyjnych i przyciągnięcia klientów. Prezes Instytutu Badawczego ABR SESTA podkreśla, że odpowiednie ustawy pojawią się dopiero po tym, jak nowości staną się w pełni bezpieczne i praktyczne. Urządzenia muszą być w pełni autonomiczne i reagować na zagrożenia. Powinna też wzrosnąć wydajność baterii i silników. Dopiero wtedy nastąpi masowe wdrożenie. Pojawią się np. małe lądowiska na dachach lub na skwerkach. Maszyny latające będą mocno konkurować z samoobsługowymi samochodami, których koszt zakupu i utrzymania będzie znacznie niższy.
– Na razie trudno przypuszczać, że klienci będą zamawiać lotnicze dostawy pizzy lub urodzinowego tortu. Aktualnie jednostkowe koszty dostawy są wyższe, niż w przypadku tradycyjnych środków transportu. Dlatego w początkowej fazie rozwoju będą to usługi dość ekskluzywne, przeznaczone dla firm i osób zamożnych. Tym bardziej, że pojawią się dodatkowe inwestycje, związane z infrastrukturą logistyczną czy wyznaczeniem stref odbioru na osiedlach. Ale biznes już mógłby korzystać z możliwości np. zamawiania krytycznych podzespołów lub części do produkcji – informuje Maciej Ptaszyński.
Pomysł na zastosowanie maszyn latających do przenoszenia towarów jest bardzo atrakcyjny z punktu widzenia branży e-commerce. Sebastian Starzyński zapewnia, że wraz z udoskonalaniem urządzeń i obniżeniem cen energii elektrycznej, drony staną się bardziej powszechne. Będą w stanie realizować nawet najdrobniejsze zlecenia. Wybrane produkty spożywcze będą dostarczane drogą powietrzną maksymalnie w ciągu kilkudziesięciu minut. Zniknie zatem konieczność samodzielnego udawania się do sklepów. Wystarczy aplikacja dla klientów, szybka konfekcja w lokalnym magazynie i błyskawiczny transport.
Czytaj także: Powstała nowa wersja Coca-Coli! Polacy rzucają wyzwanie gigantowi