Zima znów zaatakowała. Tym razem na Lubelszczyźnie. Opóźnienia na kolei mediom już się przejadły, ale w sukurs weekendowym wydawcom przyszedł paraliż na wschodzie Polski. Zasypane drogi, porywisty wiatr i dziesiątki miejscowości odciętych od świata. Odcięty od świata był widocznie także premier Tusk, który o całej sprawie dowiedział się … od dziennikarzy. Pierwsza reakcja: „Ja nie znam sprawy, nie męczcie mnie, pół kraju pod śniegiem”. Później zaczęła się klasyczna szopka.
Jak to w podobnych sytuacjach bywa „premier się wściekł”. „Trzeba tam znowu trochę potrząsnąć ludzi, że trzeba działać ponadstandardowo. Trochę też jestem poirytowany ospałością i czasami lekceważeniem tego typu spraw, ale mam nadzieję, że tutaj zaczną działać już naprawdę energicznie” – mówił Donald Tusk. Osobiście zadzwonił do wojewody lubelskiej i kazał jej udać się do powiatów, w których panuje najtrudniejsza sytuacja. Do pionu został postawiony także minister administracji i cyfryzacji, Rafał Trzaskowski. „Pani wojewoda i minister mają po południu zameldować o wykonaniu zadania, problem ma być rozwiązany” – buńczucznie zapowiadał premier.
Wygląda na to, że tak się nie stało, gdyż rząd nie odtrąbił wielkiego sukcesu w postaci pokonania zimy. Pani wojewoda zapewnia, że objeżdża wszystkie miejscowości, w których panuje najgorsza sytuacja. Minister Trzaskowski przekonuje, że życie ludzkie nie jest zagrożone, a zasypane wsie są sukcesywnie odśnieżane. Z kolei na ulicach Lublina pojawiły się … czołgi, które kruszą zmrożone ulice.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Cała sytuacja, choć w naszym kraju zdarzyć się może każdej zimy, pokazuje słabość struktur państwa. To mieszkańcy zasypanych miejscowości ocalili samych siebie, ponieważ nie mogąc znieść bezsilności lokalnych władz, zaalarmowali media. Tak w końcu sprawa trafiła do ucha premiera, który też w pierwszym odruchu („nie męczcie mnie”) pokazał, że za nic ma poważne problemy swoich rodaków.
A przecież wszystko można było załatwić po cichu. Ale to już kwestia dobrych samorządowców – gospodarzy, którzy powinni współpracować na każdym szczeblu. Wystarczyło ściągnąć dodatkowe pługi np. z GDDKiA czy zawczasu poprosić o wsparcie Straży Granicznej. Teraz pani wojewoda mogłaby sobie siedzieć przy kominku i czytać książkę, a pan premier nie denerwowałby się, rugając swoich podwładnych.
Zima znów zaskoczyła. Tym razem rządzących.
fot. facebook.com/zamosc.roztocze
Autor jest dziennikarzem, współpracownikiem Polskiego Radia (IAR), a także blogerem i współtwórcą serwisu iktomaracje.pl