W swojej najnowszej książce Wojciech Cejrowski odłożył na bok maczetę, dał wolne Indianom-Przewodnikom i zmienił wilgotny klimat dżungli na suche powietrze prerii. „Wyspa na prerii” to opowieść o życiu na Dzikim Zachodzie „gdzieś w Arizonie”; i jeśli wydaje Wam się, że przez taką zmianę najnowsza publikacja, chodzącego boso przez świat, traci cały swój urok, który wytworzyły lektury „Gringo wśród dzikich plemion” i „Rio Anaconda”, to muszę wyprowadzić Was z błędu – to kolejna świetna książka polskiego podróżnika.
Wojciech Cejrowski otwiera przed czytelnikami historię swojego życia w Stanach Zjednoczonych, które rozpoczął najpierw jako młody człowiek, a następnie powrócił na łono prerii po 20 latach przerwy. Jej początek brzmi wręcz magicznie niczym amerykański sen – jeszcze jako student załapuje się dorywczo do pracy na wielkim rancho, po czym staje się właścicielem skrawka prerii. Następnie opuszcza Stany, aby wrócić tam dwie dekady później na swoją posiadłość. Owa wyspa na prerii jest spełnieniem jego marzeń i czuć to, gdy czyta się kolejne strony o okolicy, którą śmiało może nazywać swym domem.
Nie jest to jednak opowieść autobiograficzna – to raczej biografia otaczającej go prerii, przestrzeni kulturowej, w której przyszło mu żyć. Wojciech Cejrowski skupia się na każdym aspekcie funkcjonowania na Dzikim Zachodzie, który mami nas wszystkich obrazami z westernów i opowieściami o nieskrępowanej wolności, szeryfach i kowbojach otoczonych nieopadającą chmurą brązowego pyłu. Surowe życie, gdzie trzeba uważać na wszystko i w każdej chwili można skończyć marnie to efekt tego, że Zachód wciąż nie stracił nic ze swojej dzikości. Cejrowski mówi więc o tym, co jest esencją prerii, do czego człowiek musi się dostosować i jak sobie radzić, aby na prerii przeżyć. Do tego dochodzi niezwykle barwna społeczność, stereotypowa wręcz w swojej jowialności, otwartości, ale i wścibstwu. Cejrowski mówi o ważniejszych osobach w jego okolicy, a także o dziwakach, których oczywiście zabraknąć nie mogło. Czułem się, jakbym czytał amerykańską powieść ulokowaną w małym miasteczku, gdzie każdy zna każdego, a plotki szybko się rozchodzą. Książka jest wypełniona pysznymi anegdotami, które bawią do łez, ale też czasami dają do myślenia. Autor nie unika prostego kontemplowania takiego sposobu życia, który przynosi radość i spokój, a który on (i ludzie na prerii) uważa za słuszny.
Nie da się ukryć, że Wojciech Cejrowski jest orędownikiem wolności, której doświadcza w Arizonie. Życie tu jest proste, ale dzięki temu nie jest komplikowane przez urzędy i państwo, na które Polak często narzeka. I nie sposób z nim się nie zgodzić, gdy porównuje styl życia w Europie i w Ameryce. „Wolna amerykanka” – mówi Wam to coś? Czytając „Wyspę na prerii” aż wierzyć się nie chce, że można żyć lepiej, łatwiej. Ulubione, często powtarzane przez Cejrowskiego powiedzenie: „tak działa Ameryka i tak powinno być wszędzie” jest niezwykle trafne. Dziki Zachód – jako miejsce i ludzie – to fascynujący skrawek planety, który mimo pozornego funkcjonowania w najpotężniejszym państwie na świecie, wciąż mentalnie tkwi w surowym świecie walki o przeżycie.
Spytacie: Patryku, a jak jest napisana książka Cejrowskiego? Już mówię: tak samo, jak jego poprzednie dzieła. Każdy, kto przeczytał choć jedną jego książkę, lub chociaż oglądał któryś z jego programów, wie, w jaki sposób operuje językiem – niezwykle żywiołowo i barwnie, i emocjonalnie wypowiada się o wszystkim tym, o czym ma coś do powiedzenia. Styl Cejrowskiego jest pełen językowych udziwnień, brutalnych niekiedy, ale trafnych porównań, a przy tym idealnie obrazujący to, co autor chce, aby czytelnik zobaczył we własnej wyobraźni; a przy tym całkowicie nie do podrobienia, bo nikt nie pisze tak jak on. Tam, gdzie inni zostaliby oskarżeni o grafomanię i kaleczenie prozy, Cejrowski po prostu gada, gada i gada. A ja, co? Chciałem więcej, więcej i więcej.
„Wyspa na prerii” to książka równie wspaniała, jak osławione „Gringo…” i „Rio Anaconda”. Choć dżungli i Indian brak, są kowboje, duszna preria i równie śmiertelne niebezpieczeństwa. Ewentualnie narzekania, że to nie jest „ten Cejrowski” są bezpodstawne – to wciąż stary, dobry Wojciech Cejrowski, którego uwielbiają tysiące Polaków, tylko w innym punkcie na mapie. Warto zwrócić uwagę, jak pięknie jest wydana książka – graficznie to kolejny majstersztyk. Zdjęcia autora odpowiednio ilustrują treść książki, toteż twarda oprawa i dobrej jakości papier to idealna forma dla tak świetnej pozycji – pozycji obowiązkowej dla fanów twórczości Wojciecha Cejrowskiego, ale także zainteresowanych światem i tego, jak on funkcjonuje. Bo nie zawsze działa on tak samo, jak u nas.
Fot.: zysk.com.pl