Akurat tak się złożyło, że mój pierwszy kontakt z piórem Paula Bowlesa odbył się wraz z polską premierą „Ponad światem”, które pierwotnie wydane zostało w 1966 roku. Postać autora niewiele mi mówiła, jednakże określenia takie jak „literacka legenda dwudziestego wieku” czy „jeden z najbardziej fascynujących postaci kultury amerykańskiej dwudziestego wieku” kazały mi poczuć coś na wyraz wstydu, że do tej pory nie zapoznałem się z tym człowiekiem, że ominąłem coś ważnego na literackim szlaku. Szybko nadrobiłem zaległości i wiem, że na jednej książce moja przygoda z Bowlesem się nie skończy.
Jeśli „Ponad światem” to tylko przykład charakterystycznego stylu autora, który dał o sobie znać w jego debiutanckiej – i najpopularniejszej – powieści „Pod osłoną nieba”, to ja chcę więcej Bowlesa. Jest coś niesamowitego w sposobie, w jakim autor prezentuje czytelnikowi świat przedstawiony. Rozpoczyna się bez rewelacji: ot zwykłe amerykańskie małżeństwo wybrało się w podróż. Państwo Slade to jednak dziwne małżeństwo – właściwie nie widać po ich zachowaniu, że są parą. Rozmawiają ze sobą wyrywkowo i bez większych emocji, które powinny towarzyszyć uczuciom. Wydawać by się mogło, że są sobą znudzeni, wobec siebie wręcz obojętni, jakby byli na niebezpiecznej granicy wypalenia się ich związku. Ich wyprawa nabiera bladych rumieńców, gdy w jednym z odwiedzanych miasteczek napotykają tajemniczego młodego jegomościa, który oczarował swoją osobowością panią Slade i zachęcił, aby małżeństwo spędziło trochę czasu w jego towarzystwie. O dtej pory potoczą się wypadki, które zmieniają życie państwa Slade.
Cała powieść jest napisana niezwykle subtelnie, autor w wyrafinowany sposób operuje drobiazgami, które składają się na aktualne wydarzenia. Bardzo podobało mi się że Paul Bowles, niczym rasowy literacki gentleman, nie mówi wszystkiego dosadnie i wprost. Przyczyny, skutki i rezultaty czasami trzeba sobie samemu dopowiedzieć, za wskazówki mając raptem kilka słów. Jest to szczególnie zauważalne, gdy „Ponad światem” przechodzi z poziomu ni to obyczajówki, ni to książki podróżniczo-przygodowej na poziom dreszczowca. Jak powiedziane zostało w posłowiu powieści, u czytelnika świadomość o dramatycznych wydarzeniach następuje stopniowo: z początkowego znudzenia następuje narastanie niepokoju, który w efekcie dorasta do wstrząsającego finału, który jednak wciąż – wciąż! – pozostawia Bowles do wypowiedzenia czytelnikowi. Bardzo podobał mi się ten zabieg, gdyż dopiero po odłożeniu książki zdałem sobie sprawę, jak makabryczną sytuację przedstawił autor; jednocześnie doszło do mnie, że dzisiaj może zostałoby to opisane brutalnie, nazbyt dosadnie i z przesadną dawką przemocy. W „Ponad światem” króluje natomiast groza w domyśle.
Powieść Bowlesa nie jest długa – to raptem 250 stron. Wystarczy spokojnie na 1-2 wieczory przy ciepłej herbacie i przyjemnym blasku lampki. W dodatku pochłania się ją z ciekawością, chociaż nie da się ukryć, że początek książki może nie napawać optymizmem – chociaż tajemniczość postaci i ich motywów jest intrygująca, to nic się tam właściwie nie dzieje. Tak jest zresztą przez większość powieści: powiedzieć, że w „Ponad światem” akcja pędzi na złamanie karku, zakrawa na ponury żart. Bowles opiera się na emocjach i uczuciach państwa Slade oraz tajemniczego Govera – ich opinie i wnioski są dla czytelnika podstawą do odczytania rzeczywistości. Narracja przeskakuje z perspektywy najważniejszych bohaterów powieści, dzięki czemu obserwować można wydarzenia z coraz to innego punktu widzenia. Autor dzieli się z czytelnikiem wszystkim, co jego bohaterowie odbierają poprzez zmysły wzroku, węchu czy słuchu, dzięki czemu doskonale potrafimy się odnaleźć w ich położeniu, co jeszcze bardziej elektryzuje. Szczególną uwagę Paul Bowles poświęcił wrażliwości naszych uszu – dźwięki bowiem pełnią nie mniejszą funkcję niż wzrok.
Z chęcią poleciłbym tę książkę każdemu fanowi literatury, ale jestem świadom, że nie wszyscy przyjmą nowo wydaną w Polsce powieść Bowlesa z otwartymi ramionami. Jeśli ktoś zasypia, gdy akcja powieści się ślimaczy, a autor pastwi się nad umysłami swych bohaterów – może poczuć rozczarowanie i cisnąć tą cienką książczyną w kąt. Nie warto jednak dać się ponieść tak skrajnym emocjom, szczególnie że mniej więcej od połowy „Ponad światem” nabiera mocy i odwdzięcza się czytelnikowi za odrobinę zaufania. Smakowita jest zwłaszcza końcówka, kiedy to wreszcie odkrywamy, o co tak naprawdę chodzi w całej powieści. Warto też zaznaczyć, że inspiracją autora było jedno z opowiadań Edgara Allana Poego – to chyba wystarczy, aby zachęcić wszelkiej maści fanów literatury grozy do sięgnięcia po powieść Bowlesa. Ponieważ śmiem się mianować jednym z nich, „Ponad światem” kończyłem z zaskakująco pozytywnymi uczuciami, a wiem również, że na tym moja przygoda z Paulem Bowlesem się nie zakończy.
Fot.: wydawnictwoswiatksiazki.pl