Najnowszy numer tygodnika „Wprost” atakuje czytelnika dość kontrowersyjną i wyzywającą okładką. Znajdujemy na niej postać powstańca warszawskiego z dorobioną głową Myszki Miki – całość okraszona podpisem: „POPwstanie ’44”. Grafika wywołała oburzenie części środowisk prawicowych upatrujących w niej szarganie symboli narodowych i ośmieszanie bohaterstwa Polaków poświęcających życie w walce z niemieckim okupantem. Pomimo iż część z tych zarzutów może być uzasadniona, to jednak okładka „Wprost”, niezależnie od jej tabloidowego, odstręczającego charakteru, zawiera pewną prawdę – w Polsce rozwija się swoista moda na patriotyzm przejawiająca się najmocniej właśnie w młodzieżowej popkulturze.
Powstanie w okowach relatywizmu
We wspomnianym numerze „Wprost”, zagadnienie próbuje opisywać Jacek Wasilewski, którego artykuł „Fabryka przegranych” stał się tematem numeru. Autor podkreśla, że kreacja mitu narodowego w oparciu o historię powstania warszawskiego źle służy świadomości społecznej gdyż specyfika popkultury idealizuje przeszłość pozbawiając ją dozy realizmu. Fałszywa troska o prawdę historyczną nakazuje Wasilewskiemu, stojącemu na pozycjach postmodernistycznych, dokonanie próby desublimacji (odwznioślenia) zarówno powstania jako całości, jak również i samych powstańców (którym, ku przerażeniu autora, zapewne pod wpływem prawicowego dyktatu „nie można nawet przyznać prawa do tego, że ten i owa mogli być gejami”). Wasilewskiemu nie podoba się heroizacja szeregowego powstańca urastającego do rangi bohatera narodowego, który, jego zdaniem, staje się w świadomości społecznej postacią odrealnioną i uświęconą, która „nie zna strachu i nie zna seksu” – zapewne publicysta „Wprost” oczekiwałby, że w tak „postępowej” i „tolerancyjnej” epoce XXI w. nakręcony zostanie jakiś film erotyczny w realiach powstania (sic!).
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Apoteoza specyficznie pojmowanej tolerancji i niechęci do polskości przeziera wyraźnie z tekstu Wasilewskiego. Narzeka on, że Polacy nie czczą dość hucznie rocznicy konfederacji warszawskiej, która była „wielkim europejskim zwycięstwem tolerancji” i wyraża zdziwienie, że była ona tak udana oraz że dokonała się nie gdzie indziej, a właśnie w Polsce – w domyśle, jak wnioskujemy z kontekstu całości, zaściankowej i przesiąkniętej ciemnogrodem. Wszak Muzeum Powstania Warszawskiego to świątynia nietolerancji gdyż po wyjściu z niego, jak pisze autor, „aż chce się złapać za pistolet i strzelać do wszystkich niemieckich turystów”. To, że katami powstania byli akurat Niemcy to, zapewne, w ocenie Wasilewskiego, zupełny przypadek i lepiej nie zaznaczać tego faktu gdyż nawarstwia on konflikty między obiema nacjami. W ogóle najlepiej nie podkreślać rozróżnienia na dobro i zło, ponieważ każdy ma przecież swój punkt widzenia i swoją indywidualną wrażliwość. Zapewne taki, przepojony relatywizmem, tok myślowy nakazał ostatnio władzom telewizji publicznej emisję niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. A jeśli takie relatywizowanie historii mija się z faktami – tym gorzej dla faktów.
Rewolucja popkulturowa
Artykuł Wasilewskiego można traktować jako przejaw obawy środowiska określanego przez Ziemkiewicza mianem „salonu”, wobec pewnej przemiany jaka dokonuje się w popkulturze. W dość ciekawy sposób zagadnienie to zostało nakreślone na portalu wyszło.pl w artykule „Kto jest naprawdę fajny?” autorstwa użytkownika podpisującego się pseudonimem „Gofrey” (http://wyszlo.com/kto-jest-naprawde-fajny/). Autor w luźny, młodzieżowy sposób podsumowuje pewną zmianę mentalną młodego pokolenia jaka nastąpiła wraz z rozwojem cyfryzacji i mediów społecznościowych. Współcześni dwudziesto i trzydziestolatkowie nie dają założyć sobie na oczy klapek specjalnie przykrojonych przez wątpliwej jakości autorytety medialne pokroju Wojewódzkiego czy Olejnik. Dziś już ani „Gazeta Wyborcza” ani TVN nie dyktują trendów jakie ma wyznawać młodzież. Na naszych oczach dokonuje się to co wieszczy gdzieniegdzie Eryk Mistewicz: ogromne nakłady finansowe na koncesje telewizyjne czy pasma radiowe nie są już potrzebne. Kończy się dominacja wielkich studiów redakcyjnych gdzie niezależnie od nazwy panuje monopol światopoglądowy dyktowany przez włodarzy wielkich koncernów medialnych wyrosłych na szemranych układach doby tzw. transformacji ustrojowej. Dziś wszystko rozgrywa się na facebooku, twitterze czy w blogosferze. Tam panuje o wiele większy zakres wolnego słowa, a środowiska do tej pory tłamszone i wyśmiewane zdobywają coraz szersze grono zwolenników gdyż przeciętny odbiorca coraz częściej dostrzega zgrzyt między prawdą a doniesieniami mediów głównego nurtu. W przestrzeni wirtualnej kształtują się dziś gusta i poglądy młodego pokolenia.
Internet stał się też platformą, za pomocą której rozwija się popkultura uniezależniona od wpływów mainstreamu. Powszechne stają się koszulki z patriotycznymi wzorami, które na ogromną skalę sprzedawane są za pośrednictwem mediów społecznościowych. Powstają komiksy patriotyczne jak na przykład opowieść o Janie Hardym. Rozwija się muzyka z przekazem tożsamościowym ogarniając coraz to nowe gatunki. Wśród młodego pokolenia panuje prawdziwy boom na utwory hiphopowe upamiętniające żołnierzy wyklętych czy ogólnie odwołujące się do tradycji. Artyści nie obawiają się już, że ich niepoprawnej politycznie muzyki nikt nie puści w największych rozgłośniach radiowych. Młody człowiek nie słucha już radia – wszystko ma w internecie, do którego ma ciągły dostęp poprzez komórkę. Popkultura staje się prawdziwą młodzieżową kontrkulturą idącą na przekór schematom utartym przez pokolenie okrągłego stołu.
Strach salonu
Taka przemiana w kulturze musi niepokoić panujące do tej pory elity III RP. Lata stosowania wobec społeczeństwa tzw. pedagogiki wstydu, zaszczepiającej w Polakach kompleksy wobec ich historii ukazanej w krzywym zwierciadle, poszły na marne. Młode pokolenie przeżywa prawdziwy renesans poczucia dumy narodowej i pamięci o bohaterskiej przeszłości ich przodków. Taka sytuacja może przełożyć się w bardziej lub mniej odległej przyszłości na zmiany na scenie politycznej, a to uderzy wprost w stan posiadania dzisiejszego establishmentu. Dotychczasowe szufladkowanie patriotów jako faszystów lub tropicieli nieistniejących spisków stało się nieskuteczne i zostało przełamane również nomen omen w internecie. Wspominany na początku artykuł Wasilewskiego z tygodnika „Wprost” ukazuje w pełni tę obawę. Autor uderza w młodzieżową popkulturę jako rzekomo przesadnie koloryzującą tragiczną przeszłość, niepasującą do głównego przekazu kreowanego przez pseudoautorytety moralne, których symbolem, co prawda nieco już przebrzmiałym, jest Adam Michnik.
O ile lepszy dla tego środowiska był stan gdy wszelkie rocznice patriotyczne kojarzyły się młodzieży z drętwymi akademiami szkolnymi wywołującymi znudzenie i niechęć do historii jako takiej. O ile piękniejszy dla nich był świat gdy jedynymi serialami historycznymi przebijającymi się do szerszej widowni były opowieści o czterech czołgistach Armii Ludowej i ich psie oraz o sowieckim szpiegu działającym pod przykrywką w niemieckiej armii. Dziś ta rzeczywistość odeszła już w niepamięć co musi napawać strachem reprezentantów salonu. Przemiana kulturowa przybiera postać śnieżnej kuli, która wraz z kolejnymi kliknięciami i udostępnieniami w sieci rośnie coraz bardziej i szybciej. Zatrzymać ją może chyba już tylko cenzura internetu co, jak pokazał przykład ACTA, nie będzie takie proste. Czy to już zmierzch świata Michnika?
fot. facebook.com, Jan Hardy – komiks patriotyczny