Coria to zespół debiutujący z wysokiego C. Debiut dla jednego z potentatów fonograficznych z kręgu rocka i metalu musi zwrócić uwagę fanów sześciu strun na ten kwintet. Szczególnie, że Coria na Teorii Splątania broni się muzyką może nie zabijającą słuchacza swoją niepowtarzalnością i oryginalnym podejściem, ale na pewno zapewniającą kilkadziesiąt minut mocnych wrażeń.
Pierwsze, co przykuwa uwagę, to brzmienie. Soczyste, potężne, ze świetnie nagraną perkusją, a na dodatek to wszystko brzmi bardzo selektywnie. Stylistycznie należy ich umiejscowić gdzieś pomiędzy Soundgarden, Guns ‘n’ Roses a lżejszym graniem w stylu Nickelback. Może trochę to porównania na wyrost, ale dla mnie Coria to idealna mieszanka metalu i radiowego rocka.
I taka jest cała płyta. Bardzo gitarowa, szczególnie, że dwójka gitarzystów Corii – Dominik Stypa i Wojtek Mrówka są niewątpliwie mocną stroną Teorii Splątania. Doskonale się uzupełniają i współgrają ze sobą. Partie gitary, riffy, solówki, różne odcienie emocji wychodzące spod ich palców to klasa sama w sobie. Dobitnym przykładem jest rozpoczynające płytę Przebudzenie, gdzie z brudnym, grunge’owym riffem współgra druga gitara, wygrywająca solo pełne wysokich dźwięków. Ogólnie cały kawałek jest mocno inspirowany brzmieniami z Seattle. Jest ciężko, ponuro, klimatycznie. Dobry początek.
Czytaj także: Kobiety i heavy metal - Steel Velvet - \"Chwila\" [recenzja]
Nie pozwól mi wita słuchacza z lirycznym, spokojniejszym obliczem Corii. Trzeba przyznać, że zespołowi takie granie wychodzi równie dobrze, a nawet trochę lepiej, szczerze mówią;, szczególnie, że wokalista zespołu Tomasz Mrozek nie zawsze idealnie odnajduje się ze swoim śpiewem w konwencji mocnego, ostrego grania, za to w balladowych kawałkach radzi sobie doskonale. Dowodem tego może być kompozycja zatytułowana Droga, wypełniona pięknymi melodiami, szczególnie tymi zawartymi w refrenie. Wszystko to poparte jest ponadto soczystym solo gitary pełnej gilmourowskich zagrywek połączonych z post-rockowymi patentami.
Coria potrafi też przygrzać. Czasami bezczelnie zagra klasycznego hard rocka jak w Nie ma jutra, czasami dołoży do pieca powodując, że z głośników potrafi się polać ołów (Defybliracje, Inny Świat). Może się podobać szczególnie Inny Świat, gdzie basowy puls utworu miesza się ze zagrywkami gitarowymi ala Slash.
Na płycie jest sporo utworów w średnim tempie, jak singlowy Sen Boga, w którego muzycznym tle znowu pokazują klasę gitarzyści. Niby nic wielkiego, lecz te niewielkie zagrywki pozostawiają spore wrażenie na słuchaczu. W Niepokoju świetną robotę robi tym razem wokalista, szczególnie w zwrotkach rewelacyjnie interpretując tekst traktujący o tęksnocie do drugiej osoby.
No właśnie. Teksty to mocna strona płyty. Zaśpiewane po polsku, dalekie od banałów, traktujące często o poważnych tematach, jak chociażby niebezpieczeństwa wynikające z fanatyzmu religijnego (Sen Boga). Lecz na Teorii Splątania przeważają przede wszystkim teksty o wszelakich relacjach damsko-męskich, jak Droga, Defiblyracja czy Nie pozwól mi. Głównymi tekściarzami są Tomasz Mrozek i Dominik Stypa, i trzeba im przyznać, że całkiem sprawnie operują językiem polskim. Lyriki są świetnym uzupełnieniem do muzyki.
Teoria Splątania to mocne wejście Corii na polski rynek muzyczny. To sześćdziesiąt minut niebanalnych rockowych brzmień o lekkim posmaku Seattle. W dodatku inteligentnie zaaranżowanych, zagranych z werwą, kipiących od pomysłów i zagrywek. Wspaniałą pracę wykonują gitarzyści, sekcja brzmi potężnie, do tego sound jest soczysty. To po prostu dobre gitarowe granie, mogące powodować niejednokrotnie szeroki uśmiech na twarzy słuchacza. Już czekam na kolejną płytę.
Foto: Metal Mind.