WRAŻENIA OGÓLNE
Patryk Wolski: Długo zastanawiałem się, co mi na tyle przeszkadzało w lekturze „Wszystkich białych dam”, że odkładając książkę na półkę, czułem raczej niedosyt niż zadowolenie. Debiutowanie zbiorem opowiadań jest dość ryzykowne i nie zawsze dobrze „ustawia” autora w szeregu literatów. Ostatnimi czasy błyskotliwy debiut zbiorem opowiadań, także w dziedzinie horroru, zaliczył Paweł Paliński i jest to według mnie raczej wyjątek od reguły. W końcu doszedłem do wniosku, że Piotr Borowiec – co zdarza się także wielu innym pisarzom, również z najwyższej półki – nie jest najlepszy w krótkiej formie literackiej. Wielokrotnie odnosiłem wrażenie, że autor zamiast rozwinąć pomysł i dać mu „żyć”, bardzo szybko zmierza do zakończenia. Nie wiem, czym to było dokładnie powodowane, ale według mnie zbiór ten dużo traci na tym, że większość tekstów sprawia wrażenie nie do końca wyważonych i przemyślanych jako dzieło kompletne. Intrygująca jest spirytystyczna konwencja zbioru, ale tu również zabrakło mi dojrzałości i konsekwencji.
Sylwia Sekret: „Wszystkie białe damy” to debiut i jako taki powinien być rozpatrywany – rządzi się bowiem swoimi prawami, więcej jest mu wybaczane, ale także na więcej w szczerej opinii można sobie pozwolić. Debiut Piotra Borowca nie jest zły, ale nie zasługuje również na to, aby znaleźć się wśród debiutów roku. Jest w tej prozie potencjał, ale wiele domaga się doszlifowania i skupienia nie tylko na tym, co się dzieje w kolejnych opowiadaniach, ale także na tym, jak może odbierać je czytelnik.
Mateusz Cyra: Na uwagę zasługuję na pewno nietuzinkowa, przyciągająca wzrok okładka, przyjemny format książki oraz niezwykle przystępna cena. Dodatkowy atut wydawnictwa to znacznie niższa cena za e-book. Na początku przeczytałem trzy pierwsze teksty i jakoś tak się złożyło, że niedługo potem konsultowałem swoje wrażenia z kolegą Patrykiem i zupełnie nie mogłem zrozumieć jego zarzutów względem „Wszystkich białych dam”. Niedługo potem przyszły kolejne opowiadania i nagle zacząłem w pełni rozumieć, co mój rozmówca miał na myśli. Niestety jest to zbiór bardzo nierówny. Znalazły się tutaj dwa (na upartego trzy) naprawdę wysmakowane i bardzo dobre opowiadania, ale przeważa literacka przeciętność (prawdopodobnie wynikająca z faktu, iż jest to debiut). Zdarzyły się również dwa (na upartego trzy) opowiadania słabiutkie. W ogólnym rozrachunku czytelnik otrzymuje przeciętny zbiór opowiadań grozy obiecującego pisarza, który – jeśli tylko przerzuci się na dłuższe teksty bądź powieści – ma szansę zaistnieć na krajowym rynku wydawniczym.
ZALETY I WADY
Patryk: Piotr Borowiec porusza się w swych opowiadaniach po tematyce duchów, świata umarłych i szeroko pojętego okultyzmu. Dla fana horrorów sam ten fakt jest już wystarczającym powodem, aby zainteresować się tym tytułem. W opowiadaniach widać drzemiący w nich potencjał, pojawiają się pomysły, które potrafią pobudzić szare komórki do uruchomienia wyobraźni. Impuls do kreowania dobrych historii w autorze jest dostrzegalny i to dobry sygnał na przyszłość – jest jednak parę rzeczy, które niestety dobre chęci Piotra Borowca przyćmiły, sprawiając, że w jego debiucie trudno dostrzec wyraźne walory wyróżniające go na literackim firmamencie.
Mam niestety autorowi trochę do zarzucenia, bo wiele razy w dość amatorski sposób potrafił zrujnować dobrze zapowiadającą się opowieść. Pierwszym przewinieniem jest – o czym już wspominałem we wstępie – zbyt szybkie prowadzenie narracji. Piotr Borowiec ma niestety tendencję do szybkiego przeskakiwania od rozwinięcia pomysłu do błyskawicznego finiszu, gdzie nagle bohaterowie szybko dochodzą do sedna sprawy. Brakowało mi miejsca na wczucie się w tekst i wyrównanie skołatanego oddechu, aby przystąpić do kolejnej rundy zmagań z duchami i strzygami. Zamiast tego otrzymywałem w większości przypadków skróconą wersję historii, która w dłuższej wersji mogłaby uczynić w mojej głowie większe spustoszenie i przyciągnąć moją uwagę z większym zaangażowaniem.
Sylwia: Chyba cała nasza trójka odniosła wrażenie, że Piotr Borowiec dużo lepiej spisuje się w dłuższych formach. Kto wie, czy większość zarzutów nie wylądowałaby w śmietniku, gdyby ilość opowiadań zmniejszyć o połowę, zachowując jednocześnie ilość stron we „Wszystkich białych damach”. Autor ma masę ciekawych pomysłów, jednak nie wiem, czy dobrym pomysłem było „upychanie” niektórych w tak krótką formę. Niektórym pomysłom po prostu trzeba dać się rozwinąć; nie każdą koncepcję można odrzeć z niedopowiedzeń, opisów na pozór niepotrzebnych i domysłów budujących napięcie.
Mateusz: Zgadzam się z przedmówcami. Im więcej stron miało konkretne opowiadanie, tym lepiej wypadało. Oczywiście od tej reguły zdarzyły się wyjątki („Anioł ciszy”), ale Borowiec prezentuje się znacznie lepiej, gdy nie upycha opowiadanej historii na kilku stronach. Podoba mi się również lekkość pióra autora. Co by nie mówić o „Wszystkich białych damach”, ten zbiór czytało się wyjątkowo szybko.
Patryk: Drugą przewiną niechaj będzie dramatyczne moim zdaniem uchybienie przy pisaniu tekstów z wątkami paranormalnymi. Bardzo mnie irytowało, że we „Wszystkich białych damach” bohaterowie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dość szybko pojmowali swym ograniczonym umysłem zdarzenia nadnaturalne, które dla zwykłego przecież człowieka są zajściem niezrozumiałym. Odczuwałem ogromne rozgoryczenie czytając np. „Zapisane”, gdzie autor odziera historię z niezrozumienia z reguły nie pojmowalnego faktu, jakim są duchy i upiory. Bohaterka opowiadania bardzo szybko przechodzi nad tym do porządku dziennego, jakby nieznany świat bytów niematerialnych był czymś oczywistym, a odpowiedzi dlaczego takie „cuda” mają miejsce, można znaleźć bardzo łatwo. Następnie ów bohater składa dwa do dwóch i wychodzi mu rozwiązanie; według mnie, wręcz absurdalne byłoby wyciągnięcie takich wniosków, jakie przyszły na myśl bohaterce opowiadania. Powiązanie elementów paranormalnych z wydarzeniami w świecie rzeczywistym przebiegają zbyt prosto i zbyt naiwnie, aby brzmiały one przekonywująco. I chociaż wątek z czarownicami mnie kręci (chociażby dzięki trzeciemu sezonowi American Horror Story), to po przeczytaniu „Zapisanego” byłem rozczarowany. Przez tę wadę niestety w ogóle nie czułem grozy, jaką jest kontakt z istotą spoza ziemskiego świata.
Sylwia: W stu procentach zgadzam się z Patrykiem. Chyba największym uchybieniem Piotra Borowca w moim odczuciu jest fakt, że istoty ze świata duchów, czarownice czy zjawy, a także zjawiska paranormalne były bardziej wiarygodne niż zwykli ludzie. Powodem jest dokładnie to, co napisałeś, Patryk. Mężczyźni i kobiety u Borowca na pstryknięcie palcami przechodzą od stwierdzenia „Nie wierzę w duchy” do „Duchy istnieją i jest to najnormalniejsza rzecz na świecie”.
Mateusz: Ponownie nie mogę uczynić niczego innego, jak tylko kiwać z aprobatą głową na to, co zarzucacie większości opowiadań zawartych w tym zbiorze. A to niestety kładzie na łopatki cały horror w opowiadaniach, w których groza ma grać pierwsze skrzypce. A gdzie nie ma grozy, tam nie ma zaangażowania w zachowania bohaterów, a gdzie nie ma zaangażowania czytelnika ani obaw o postaci pierwszoplanowe, tam nie ma emocji, a bez emocji czytelnik przewraca kartki, marząc o możliwie najszybszym zakończeniu tekstu, w którym prawa horroru zostają wywrócone do góry nogami i właściwie na starcie bądź na jednym zdaniu – cały koncept jest spalony. Ktoś ma coś jeszcze do dodania?
Patryk: Tak. Zabrakło mi również subtelności w piórze Borowca. Według zasady „czasami mniej znaczy więcej”, uważam że dla dobra niektórych historii lepiej by było, gdyby autor nie wykładał w sposób dosłowny w ostatnich zdaniach tekstu czytelnikowi kawy na ławę, co tak naprawdę zaszło. Świetnie zapowiadające się opowiadanie „Małe dziewczynki wcale nie są głupie” zostało niepotrzebnie zakończone wyjaśnieniem – Panie Autorze, nie byłoby w tym tekście nic przyjemniejszego niż zawieszenie mnie, czytelnika, w próżni zwątpienia! Od razu przypomina mi się również opowiadanie „Przyczyna, skutek, przyczyna”, z którego także z wielką chęcią wydarłbym ostatnią stronę.
NAJLEPSZE OPOWIADANIE
Patryk: Zdecydowanie „Dla świętego spokoju”. Jest najdłuższe, a dzięki temu wprowadzenie czytelnika w świat przedstawiony jest gęstsze. Trzymało mnie w napięciu do końca i zakończyło się w sposób satysfakcjonujący. Sam wątek nawiedzenia był świetny, dobrze poprowadzony, a wad, które tak punktowałem wyżej, w nim nie dostrzegłem. Jeśli miałbym jeszcze obsadzić miejsca na podium, to byłyby to opowiadania „Małe dziewczynki wcale nie są głupie” oraz „Przyczyna, skutek, przyczyna” – tu mi zabrakło jednak wykończenia.
Sylwia: Zdecydowanie „Dla świętego spokoju”. Było to w ogóle pierwsze opowiadanie ze zbioru, które przeczytałam, dlatego mój apetyt po jego lekturze był niezwykle zaostrzony. Świetnie trzymające w napięciu, ubrane w niedopowiedzenia i domysły czytelnika, których tak brakuje innym opowiadaniom. Nieprzypadkowo jako najlepsze wskazujemy opowiadanie najdłuższe – sprawdza się w ten sposób to, o czym wspominaliśmy już wcześniej. Nie tyle Borowiec lepiej czuje się w dłuższej formie, co jego czytelnik. „Dla świętego spokoju” przypomina mi prozę Orbitowskiego – pełną pokracznych stworzeń i niewyobrażalnych zdarzeń nie z tego świata opisanych jednak tak, że zaczynamy w nie nie tylko wierzyć, ale także się ich bać. Co ważne – główny bohater tego opowiadania bardzo długo miotał się między wiedzą, która już posiadł a wiarą, której wciąż nie chciał ustąpić. Opowiadanie powinno zostać uhonorowane jako tytuł całego zbioru, wynagradza bowiem inne, niekoniecznie wyśmienite historie.
Mateusz: Zdecydowanie „Dla świętego spokoju”. Najdłuższe, najlepsze stylowo, z najbardziej wiarygodnymi zachowaniami bohaterów i chyba z najfajniejszym pomysłem. Również miałem skojarzenia z Łukaszem Orbitowskim podczas czytania tego opowiadania. Gdyby wszystkie opowiadania były utrzymane na takim poziomie, mielibyśmy literackie odkrycie roku i Borowiec zyskałby szybko jednego fana więcej – mnie. Kolejne warte uwagi teksty to „Przyczyna, skutek, przyczyna” oraz „Klauzula sumienia”. Ten drugi tekst jawi mi się jako drugie najlepsze opowiadanie całego cyklu. Borowiec w świetny sposób ukazał desperację oraz stłamszenie głównego bohatera.
NAJSŁABSZE OPOWIADANIE
Patryk: Ciężko odpowiedzieć, które jest najsłabsze. W moim przypadku nie miałem w głowie przez całą lekturę zbioru opowiadania, które wygrałoby naszą redakcyjną Złotą Malinę. Natomiast mogę podać tytuł opowiadania, które przelało we mnie czarę goryczy i zmusiło do sięgnięcia po notes i długopis, aby zapisać szereg wad, które po prostu musiałem wytknąć. Jest to „Anioł Ciszy”, który w moim mniemaniu razi wręcz amatorskim ujęciem kwestii duchów. Bohater nie dość, że od razu jest pewien, co widzi, to z dobrocią inwentarza przyjmuje fakt, iż obcuje z niematerialną istotą i podąża jej śladem! To nie tylko fatalne poprowadzenie narracji, ale również powód wielu zgonów postaci z horrorów klasy Z.
Sylwia: Dla mnie najsłabszym opowiadaniem będzie „Akt notarialny”, które uważam niestety za niedopracowany szkic niedopracowanego opowiadania, które przypadkiem znalazło się w całym zbiorze.
Mateusz: Kandydat numer jeden do najgorszego opowiadania? Z pewnością „Akt notarialny”. Nie chcę przelewać niesprawiedliwej krytyki, ale ten tekst w moim odczuciu nie ma nic, co mogłoby go uratować. Dodatkowo opowiadanie obnaża podstawową wadę całego zbioru – opierania pomysłów na mitach, legendach miejskich, opowieściach ludowych. Niektóre powinny pozostać nietknięte, tak jak „Akt notarialny”. Kandydat numer dwa: „Słuchajcie, coś wam opowiem”. Tutaj autor „popłynął” kompletnie, wrzucając nie jedno, ale cztery legendy miejskie i zrobił z nich opowiadanie, w którym od samego początku wiadomo, co się wydarzy.
STYL, JĘZYK
Patryk: Trudno cokolwiek powiedzieć, bo według mnie Piotr Borowiec językiem ani nie zachwyca, ani nie kaleczy oczu. Zabrakło mi większej różnorodności stylistycznej, której jedynym rodzynkiem jest tytułowe opowiadanie. Reszta jest, niestety, spisana w dość podobny, nijaki sposób. W tekście pojawiło się trochę błędów ortograficznych, nie wiem tylko czy był to zabieg celowy, czy niedopatrzenie przez korektę.
Sylwia: Styl „Wszystkich białych dam” jest porządny, jednak nieróżnorodny. Większość opowiadań zyskałaby, gdyby ich styl różnił się od poprzednich historii. Piotr Borowiec nie nudzi swojego czytelnika i na pewno nie jest amatorem, który po raz pierwszy sięgnął po pióro. Zauważa szczegóły otoczenia, choć przy okazji pomija nieco szczegółów z wewnętrznych rozterek i wątpliwości człowieka. Na pewno przydała mu się znajomość psychiki i zasobu słów dzieci – takimi a nie innymi imionami informuje czytelnika, że to właśnie jego córki posłużyły mu za wzór dziewczynek z opowiadań.
Mateusz: Ogólnie nie mam nic do zarzucenia. Większość opowiadań czytało mi się naprawdę fajnie. Styl jest przyzwoity. Plasuje się gdzieś właśnie w literackim środku. Nie jest ani zły, ani dobry. Znam jednak kilku znacznie bardziej rozpoznawalnych polskich pisarzy, którzy piszą o kilka poziomów gorzej, jednak przez rozbuchany marketing zbijają krocie na swoich marnych opowiastkach. Daleko mi do proroka, ale jeśli tylko Piotr Borowiec pójdzie za ciosem i wyda kolejne powieści (czego mu życzę), będzie tylko lepiej i zostawi w tyle autorów, którzy nauczyli się odcinać kupony od swoich poprzednich książek.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Patryk: We „Wszystkich białych damach” tkwi potencjał, ale czuć, że są to opowiadania debiutującego autora. Piotr Borowiec nie do końca trafił do mnie jako pisarz grozy. Nie przyszpilił mnie jednym celnym uderzeniem, które zostałoby w mojej głowie jeszcze przez długi czas. Prawdę mówiąc, wiele opowiadań już powoli wycieka z mojej głowy i ślad po nich pozostanie znikomy. Piotr Borowiec nie spełnił moich, jak i zapewne moich redakcyjnych towarzyszy, oczekiwań. Nie należy się jednak poddawać, lecz pisać dalej – to dopiero początek kariery. Myślę, że jest to kwestia doświadczenia: kiedy pisać wprost, a kiedy uniknąć komentarza, zostawiając czytelnika z odpowiedzią na końcu języka. A przede wszystkim życzę autorowi, żeby w przyszłości dobre pomysły doszlifował i dopieścił, nie zostawiając niepotrzebnych szczelin w narracji – wtedy będzie można mówić o zadowalającym horrorze. Wtedy nie będę mógł już się do niczego przyczepić.
Sylwia: „Wszystkie białe damy” to nie jest zły debiut. Jak już wspomniałam wyżej, rządzi się taki swoimi prawami i tak naprawdę zazwyczaj jest lekcją dla autora, który – mogę się założyć – sam nigdy nie jest w stu procentach zadowolony z tego, co ostatecznie ukazało się drukiem. Piotr Borowiec ma w głowie mnóstwo dobrych pomysłów – niektórych bardzo dobrych. Tak jak wspomniał Patryk, większość opowiadań wycieka powoli z głowy – wpływ na to może mieć właśnie styl, który nie został zróżnicowany. Na uwagę zasługuje również próba osadzenia wszystkich opowiadań w jednym uniwersum, jednak uważam, że zostało to za słabo zaznaczone, jakby autor za późno sobie o takiej koncepcji przypomniał, lub za późno wpadła mu ona do głowy. Z ręką na sercu przyznaję jednak, że za samo opowiadanie „Dla świętego spokoju”, które z kolei mam w głowie do tej pory – Piotr Borowiec pozostanie w mojej czytelniczej pamięci jako autor, który ma coś ciekawego do powiedzenia i na pewno będę się przyglądała dalszym jego literackim działaniom.
Mateusz: Debiuty niezwykle rzadko są wielkim sukcesem. Najczęściej po prostu się pojawiają, przecierając wydawniczy szlak pisarzowi, i pozwalają szerszemu gronu odbiorców na zapoznanie się z debiutantem. I w tym wypadku wypadałoby napisać, że właśnie ta reguła została spełniona. „Wszystkie białe damy” (jak już wspomnieli redakcyjni towarzysze) to przyzwoity debiut, który – miejmy nadzieję – pozwoli nabrać Piotrowi Borowcowi literackiego wiatru w żagle i rozwinie jego obiecujący styl. Ja na przykład życzyłbym sobie, żeby autor spróbował swoich sił w innym gatunku – kryminał bądź dramat obyczajowy to gatunki, w których Borowiec mógłby mieć sporo do przedstawienia.
Fot.: GMORK