Różne statystyki podają, że Polaków, którzy wyjechali na emigrację do Niemiec, Wielkiej Brytanii, czy Norwegii jest prawie 2,5 miliona. Nie tylko poszukują pracy, ale też lepszego życia dla swoich dzieci, bo często je do siebie po jakimś czasie sprowadzają. A z drugiej strony mamy Polaków dla których Polska jest celem i tym właśnie krajem, w którym chcieliby żyć, w którym chcieliby pracować i do którego chcieliby sprowadzić… rodziców. O tym jak to wygląda, a także o patriotyzmie, kulturze, marzeniach i powodach udziału w telewizyjnym reality show „Bitwa o dom” rozmawiam z Polakiem, który urodził się w Kazachstanie –Dmitryiem (Dimą) Panto i jego dziewczyną Asią Mikołajewską.
Katarzyna Guziak: Bardzo mnie ciekawi Dima od ilu lat jesteś już w Polsce i co tutaj robisz?
Dima Panto: Jestem w Polsce 2,5 roku, z przerwami w wakacje, kiedy wracałem do Kazachstanu po wizę. Studiuję w Lublinie na KUL-u, na piątym roku filozofii, a także robię doktorat z historii.
Skąd pomysł, żeby to właśnie do Polski przyjechać na studia?
Chciałem wrócić do Polski ponieważ z pochodzenia jestem Polakiem. I też nie miałem możliwości podjęcia studiów doktoranckich z historii w Kazachstanie, ponieważ na mojej uczelni nie było doktoranckich studiów z historii, a już na pewno nie mógłbym zajmować się tematem który naprawdę mnie interesował, czyli losami zesłańców polskich na Syberii i w Kazachstanie.
Czyli jesteś pierwsza osobą w Twojej rodzinie, która wróciła do Polski?
Tak, jestem pierwszy. Moi pradziadkowie i dziadek byli zesłani do Kazachstanu. Babcia urodziła się już w Kazachstanie, 4 lata po zesłaniu jej rodziców.
Wobec tego zadam takie nieco przewrotne pytanie: jesteś bardziej Polakiem z kazachskim sercem, czy Kazachem z polskim sercem? Jak byś siebie określił? A może zupełnie inaczej?
Ciężko mi określić swoją tożsamość, ponieważ w Kazachstanie jestem człowiekiem obcym, który został zesłany. Nie jestem Kazachem, ani nie żyłem wśród Kazachów. Mogę im jednak zawdzięczać moją edukację i światopogląd. W Polsce też spotykałem się z objawami nieprzyjęcia. Nie wszyscy rozumieją co to znaczy że jestem Polakiem z Kazachstanu i jeszcze w dodatku mówiącym po rosyjsku. Kiedy przyjechałem nie znałem dobrze polskiego. W domu nauczyłem się tylko modlitw, pojedynczych słów i zwrotów i nie zawsze poprawnie. Jestem po prostu Polakiem ze wschodnią mentalnością.
Wschodnia mentalność? Jak to rozumiesz?
Wschodnia mentalność kojarzy mi się z takimi cechami: większa duchowość, otwartość na przyrodę, ludzi, bezpośredni kontakt, żywe emocje, dobre poczucie humoru, łatwość w cieszeniu się życiem, drobnymi rzeczami. Polacy wydają mi się być bardziej zamknięci, ukrywający często swoją prawdziwą twarz, emocje, nie są tak swobodni i bezpośredni we wzajemnych relacjach.
A te „objawy nieprzyjęcia”?
To, że urodziłem się w Kazachstanie to skutek losów moich przodków i tak naprawdę Kazachstan poza rdzennymi mieszkańcami był miejscem zesłań, co było efektem polityki Stalina. Teraz kiedy Kazachstan odzyskał niedawno niepodległość szuka swojej tożsamości i wymaga od swoich obywateli znajomości języka kazachskiego, kultury itp., a my nie widzimy powodu dla którego mielibyśmy wtapiać się w kazachski świat, skoro nie czujemy się jego częścią i nie przynależymy do tego narodu. W Polsce często ludzie gdy słyszą kogoś mówiącego ze wschodnim akcentem mają niemiłe skojarzenia z Rosją, ze wschodem. A ja bardzo cenię rosyjską kulturę i język, bo powstało w nim wiele niesamowitych dzieł. Kultura rosyjska jest piękna i nie rozumiem niektórych nieprzychylnych reakcji.
>>Chcesz wiedzieć więcej? Wejdź na stronę poświęconą bitwie o marzenia!
W Kazachstanie gdzie dokładnie się urodziłeś? Czy to jest jakaś wioska zamieszkana typowo przez Polaków?
Urodziłem się w Krasnodolsku. Jest to wioska stworzona przez Polaków – zesłańców, którzy w 1936 roku zostali wyrzuceni w środku stepu i musieli sobie radzić. Dziś mieszka w mojej wiosce ok. 200 ludzi – wielu umarło, a niektórzy wrócili do Ojczyzny.
Powiedziałeś w 1936… To przed II wojną światową też były jakieś zsyłki ludności? Gdzie mieszkali wcześniej Twoi pradziadkowie?
To było tak, że w latach 20 XX w. została zmieniona granica i tereny które należały do Polski, czyli Lwów i tereny dzisiejszej Ukrainy zostały przyłączone do Związku Radzieckiego. Stalin w obawie, że Polacy z tamtych terenów zaczną się buntować i współpracować z Polakami aby wrócić do kraju, wysyłał ich do Kazachstanu. Pradziadek pochodził z Majdanu, a prababcia z Rostowki. To maleńkie wioski, których prawdopodobnie już nie ma.
Czym zajmują się ludzie w Krasnodolsku? Czy patriotyzm i tęsknota za Polską, to zjawisko występujące często, czy to raczej domena Twojej rodziny? Jakie są najważniejsze wartości dla ludzi mieszkających tam?
Ludzie zajmują się raczej gospodarstwem. Niektórzy pracują w szkole. To jeszcze jedyne miejsce gdzie jest praca, ponieważ do miasta jest daleko – ok. 120 km i dojazd jest bardzo trudny, szczególnie zimą i jesienią, kiedy pada. Szkołę niedługo zamkną, ponieważ nie rodzą się dzieci. Kilka okolicznych wiosek tak właśnie „wyginęło”. Po zamknięciu szkoły ludzie muszą wyjechać w poszukiwaniu środków na utrzymanie. Chcą wracać do Polski i szukają możliwości, choć boją się, bo to dla nich inny, odległy świat. To nie tylko patriotyzm i tęsknota, ale także poszukiwanie lepszego życia, szukanie perspektywy na przyszłość której nie widać w Krasnodolsku. Najważniejsze wartości to: wiara, szacunek dla starszych, dla natury, życzliwość, podstawowe wartości chrześcijańskie – ponieważ polskość w wiosce, dla zesłańców zawsze wiązała się przede wszystkim z kościołem katolickim. Wymieniłbym jeszcze przywiązanie do tradycji i wzajemną pomoc.
Kiedyś czytałam pamiętniki polskich zesłańców na Syberię. Pamiętam również zajęcia z geografii w szkole. Czy warunki życia w Kazachstanie, w środku stepu są faktycznie tak surowe?
Ja jestem przyzwyczajony do takich warunków, bo żyłem w nich od dziecka, dlatego mogę je ocenić tylko w porównaniu z przeciętnymi polskimi warunkami życia. W Kazachstanie jest surowy, skrajny klimat. Zimą dochodzi do minus 40 stopni, a latem do plus 40. Nie mamy dróg. Droga do miasta to nawet nie jest droga, bo nie ma znaków i nie ma asfaltu. Na stepie po prostu są wyjeżdżone ścieżki i trzeba się nieźle orientować, żeby trafić na miejsce zwłaszcza gdy jest błoto, czy śnieg. Tego ostatniego zimą jest często tak dużo, że absolutnie nie można wyjechać z wioski. Nie mamy także lekarza, najbliższy jest w Tainszy ok. 70 km od wioski, a najbliższy szpital w Kokczetaw – 120 km . Nie mamy łazienki i ciepłej wody. Wodę pitną przywozimy z sąsiedniej wioski. Toaletę mamy na zewnątrz, tzw. „wychodek”. Nie ma pracy, a ceny w Kazachstanie są bardzo wysokie i nie stać nas często na podstawowe rzeczy. W przeliczeniu na przykład para porządnych butów kosztuje 300 zł, a zarobki miesięczne mojej mamy na polskie złote to 420, a taty 500.
To jak sobie ludzie radzą??
Albo kupują chińskie tanie buty, albo mają duże gospodarstwo i jak od czasu do czasu zabiją świnię, to mogą sobie coś lepszego kupić. My też mamy kilkanaście świń i krowę i właśnie tata będzie teraz zabijać świnię (uśmiech).
Jak długo trwa podróż z Kazachstanu do Polski?
Samolotem 6-7 godzin, z przesiadką w Kijowie lub Mińsku. Pociągiem 4 – 5 dni.
Asiu to teraz pytanie do Ciebie. Wiem, że dwa lata temu odbyłaś wraz z siostrą i Dimą taką podróż wgłąb Kazachstanu. Jak wyglądało to starcie kultur? Jakie były Twoje wyobrażenia, czy może bardziej stereotypy?
AM: To wyobrażenie tworzyło się w efekcie starcia trzech perspektyw: Dimy, moich bliskich i internetu. Dima opowiadał mi fajne rzeczy o ludziach, o ich dobroci, otwartości, o bezkresnym stepie i trudnych warunkach. Z kolei moi bliscy podchodzili bardzo ostrożnie mówiąc, że to niebezpieczny kraj, dziki, że mogą nie wypuścić mnie z lotniska, zaatakować na ulicy. W internecie szukałam obrazów natury i kultury. To był taki mishmash – wyobrażenia o dzikim kraju, bardzo odległym od tego w którym żyję, z krajobrazem który jest mi obcy.
A jak było rzeczywiście? Co najbardziej zapadło Ci w pamięć?
Przede wszystkim bezkresny step, który trzeba zobaczyć, żeby uwierzyć, a żadne zdjęcie czy filmik w internecie tego widoku nie odda. Poza tym wioska Dimy: jego dom i rodzice, którzy okazali się niesamowicie ciepłymi i prostymi ludźmi, pełnymi radości, którzy podzieliliby się wszystkim, co mają mimo, że mają niewiele. Zapamiętałam też przepiękne krajobrazy i miejsca: Ałmaty, Kanion Czaryński- nieskażony cywilizacją, wolny od rzeszy szalonych turystów.
W jakim języku porozumiewają się potomkowie zesłańców?
W rosyjskim. Polacy, kiedy ich zesłano, nie mieli możliwości mówienia po polsku – Rosja nie pozwalała. Z następnym pokoleniem polski został wyparty i został głównie w kościele.
Dima, powiedziałeś jakie są warunki życia w Kazachstanie i czego nie mają Polacy mieszkający tam, a czego Twoim zdaniem brakuje Polakom mieszkającym w Polsce? W Twojej rodzimej miejscowości są surowe warunki życia, więc czy naprawdę my jako Polacy mamy na co narzekać? Wiele młodych osób na przykład wyjeżdża z Polski w poszukiwaniu pracy i wyższego standardu życia.
DP: Moim zdaniem Polacy często nie potrafią cieszyć się z tego co mają. Często szukają wzorców w zachodnim świecie, w mediach i tak budują swoje oczekiwania i pragnienia na tym świecie, przez co tracą swoją więź z tradycjami i wartościami które towarzyszyły im przez wieki. Nierzadko Polacy nie zauważają prostych rzeczy, nie umieją się nimi radować, doceniać, być wdzięcznym. Dostrzegam też zbyt duży materializm, przy coraz słabszych relacjach i zwracaniu uwagi na drugiego człowieka. U nas nie ma takiej technicyzacji: dzieci nadal głównie bawią się na ulicach, wchodzą w relacje które nie są wirtualne, a rodziny bardzo mocno wspierają się – tego czasem już brakuje w Polsce, gdzie często jest pęd i zazdrość.
Czego się najbardziej obawiałeś przyjeżdżając do Polski 2,5 roku temu?
Bałem się że będę nieprzyjęty, że nie znajdę przyjaciół. Bałem się również zaczynać wszystko od początku. Wyjechałem, zostawiłem wszystko ponad 4 tys. km za sobą…
I co? Znalazłeś przyjaciół? Bo na pewno też są jakieś pozytywy. Jak poradziłeś sobie z językiem?
Tak, bardzo szybko się zaaklimatyzowałem i pokochałem Lublin. Szybko nauczyłem się komunikować po polsku, bo nie miałem wyjścia. Znalazłem wielu przyjaciół i moja Asię, którą poznałem bardzo szybko po moim przyjeździe.
KG: A co Ciebie w Polakach najbardziej zaskoczyło?
Spotkałem w Polsce ludzi, którzy potrafili pójść za swoimi marzeniami, odważnie, za tym czego pragną. _ Polacy często podążają za sercem, są bardzo twórczy w pracy – to zauważyłem i to mnie zaskoczyło, bo w Kazachstanie nie spotkałem takich ludzi.
To powiedzcie jeszcze jakie problemy napotykają Polacy mieszkający w Kazachstanie, chcący wrócić do Polski?
Biurokracja, tłumaczenie dokumentów bardzo dużo kosztują. Tłumacze przysięgli to towar deficytowy w Kazachstanie, a jak już się taki znajdzie, to chce wielkie pieniądze. Trzeba zebrać wiele dokumentów i wszystko zawozić do Astany (stolica), a to daleka wyprawa. Ludzie też boją się, bo nie wiedzą co ich spotka w Polsce. Boja się opuszczać to co znają i wyjeżdżać tak daleko, szczególnie gdy nigdy wcześniej tu nie byli. Cały proces trwa długo, bo ok. 5 – 7 lat. Długo trwa przede wszystkim poszukiwanie mieszkań i pracy w Polsce. Mało gmin otwiera się na przyjęcie repatriantów. No i trzeba zdać test z polskiego.
Jak myślisz, co najbardziej ułatwiłoby takim Polakom przeprowadzkę?
Większa otwartość ze strony polskich gmin. Poczucie, że Polacy chcą ich powrotu. Na przykład moi rodzice bardzo się bali, ale kiedy teraz na te osiem dni przyjechali do Polski to poczuli, że ludzie są tu życzliwi, że życzą im dobrze. Nabrali wiary i jeszcze bardziej ożywiło się ich pragnienie powrotu. Gdyby były jakieś punkty konsultacyjne przy konsulatach, czy bezpłatne tłumaczenia przysięgłe, to byłoby o niebo lepiej. Bo ci ludzie prości, ze wsi, nie orientują się w biurokratycznych sprawach i jest im samym ciężko.
Rozumiem. To teraz odnośnie „Bitwy o dom”*. Skąd wziął się u Was pomysł wzięcia udziału w programie? Jak to się stało?
AM: Ja to wymyśliłam. To było bardzo spontaniczne, bo przez zupełny przypadek moja mama włączyła finał I edycji i ja widziałam fragment, a zwłaszcza ogłoszenie o naborach do II edycji. Szybko zadzwoniłam do Dimy, napisaliśmy poemat rymowany na zachętę dla komisji rekrutacyjnej: o domu, o rodzicach, o tęsknocie… Wysłaliśmy zdjęcia i zadzwonili. Jednak odmówiliśmy przyjazdu do Warszawy na rekrutacje do II edycji bo Dima musiał wracać do Kazachstanu po wizę. A z rozpoczęciem naborów do III edycji sami zadzwonili do nas i zaprosili na rozmowę. I udało się (śmiech). Rzuciliśmy wszystko na trzy miesiące i pojechaliśmy…
Mieszkanie ma być dla rodziców Dimy?
DP: Tak.
AM: Choć niektórzy twierdzą, że robimy je dla siebie, a rodzice to tylko przykrywka. Ale ten program uczy nas uodparniać się na różnorakie opinie ludzkie.
Przeprowadzka rodziców Dimy z Krasnodolska to spore wyzwanie logistyczne, ale to zrozumiałe, że mieszkanie musi być, żeby myśleć o czymkolwiek innym typu praca… Prowadzący zrobili Wam niespodziankę i sprowadzili na tydzień rodziców. To był ich pierwszy pobyt w Polsce, więc jakie były ich wrażenia?
AM: To był ich pierwszy pobyt w Polsce, więc ich wrażenia były niesamowite. Przede wszystkim nie spodziewali się, że na lotnisku powitają ich trzy kamery, reżyser i pani Małgosia Rozenek*, której jeszcze nie znali. Nie spodziewali się oprowadzania po mieście, obiadu w polskiej restauracji Magdy Gessler*, noclegu w kilkugwiazdkowym hotelu, kamery chodzącej za nimi przez większość czasu… Polska przywitała ich na bogato (śmiech).Ale przede wszystkim pomogli nam w pracy w ogrodzie*, mama gotowała kazachskie przysmaki (jest kucharką) i częstowała naszych sąsiadów. Nie mieliśmy szansy pozwiedzać innych miejsc poza Warszawą, ale to co zobaczyli rodzicie w Warszawie ich „przerosło”. Ale chyba pozytywnie. Mama kiedy weszła na szczyt Pałacu Kultury i Nauki prawie straciła przytomność. Oni najwyżej byli na dziewiątym piętrze w bloku u swojego drugiego syna, a ten ogrom wieżowców, tanie ubrania i kiełbasa w sklepach – to zrobiło na nich wrażenie. Na tacie szczególnie cena kiełbasy – nakupił tyle, ile zdołał zabrać…
Asiu od razu byłaś chętna do rzucenia wszystkiego na trzy miesiące i pomocy przy „walce” o mieszkanie? W ogóle jak to wygląda za kulisami – skąd bierzecie inspiracje do wystroju pomieszczeń w programie?
AM i DP: Nie no, pewnie że były wątpliwości, wiele spraw do załatwienia. Ale tak naprawdę pisząc się na to nie sądziliśmy, że dojdziemy tak daleko. Nasza przygoda mogła potrwać przecież tylko tydzień. Inspiracje czerpaliśmy z głowy, nie przeglądaliśmy najnowszych katalogów, bo jeśli już nam wpadły w ręce, to nie bardzo do nas przemawiały. Chcieliśmy zachować swój styl, mnóstwo symboli. To nasza radosna twórczość.
Jeśli chodzi o ten styl, to widziałam, że wprowadzacie do wystroju wnętrz elementy kultury kazachskiej. Jaka ona jest?
AM i DP: Kultura kazachska wiąże się przede wszystkim z rdzennymi mieszkańcami Kazachstanu, którzy jako ludy koczownicze przemierzali step i mieszkali w jurtach. Zresztą do dziś mieszkają. Ta kultura ściśle wiąże się też z islamem. Muzułmanie to znaczna część Kazachstanu, choć islam nie jest tam tak radykalny, jak w krajach arabskich. My w naszym mieszkaniu głównie korzystaliśmy właśnie z tych skojarzeń stepowych: kolory farby o nazwie „step bengalski”, beże, kolory pustyni i stepu, oraz elementy kazachskich ornamentów – symbolizujące zwierzęta, ponieważ wizerunków ludzkich nie mogą sporządzać. Jest to kultura ludów koczowniczych, stepowych. Stąd też nasze wielbłądy w łazience. Wprowadzamy je również po to, żeby się rodzicom kojarzyły, ale też żeby pokazać ludziom w Polsce trochę Kazachstanu, dlatego też na przykład wyrzeźbiliśmy w drewnie flagę Kazachstanu (orła i słońce). Poza tym Dima jest historykiem i dla niego symbole są bardzo ważne.
Czy jeśli się zdarzy, że nie otrzymacie kluczy do mieszkania*, to czy nadal będziecie chcieli sprowadzić tu rodziców Dimy? A jeśli tak, to jakiej pomocy potrzebowalibyście w pierwszej kolejności?
AM i DP: Jeśli się nie uda, to oczywiście, że nie ustaniemy, bo nasz zamiar sprowadzenia rodziców był wcześniejszy niż program. Mamy nadzieje, że program również pomoże – przede wszystkim może jakieś gminy się otworzą, znajdą się jacyś ludzie, którzy zechcą pomóc. Każda pomoc będzie przydatna, ale wszystko wydaje się być proste, w porównaniu z poszukiwaniem mieszkania i pracy – to jest rzecz podstawowa.
W takim razie życzę Wam powodzenia w realizacji Waszego planu i dziękuję za rozmowę.
*”Bitwa o dom” to reality show realizowane przez TVN – polskojęzyczną stację telewizyjną. Polega on na tym, że wśród zgłoszeń wybiera się 12 rodzin, które przez trzy miesiące będą rywalizowały o nagrodę główną – mieszkanie w warszawskiej dzielnicy Białołęka. Co tydzień mają za zadanie wyremontować i zaaranżować jedno pomieszczenie np. kuchnię, sypialnię ale też i ogródek. Co tydzień też według werdyktu jury odpada jeden uczestnik programu. W finale 28 maja 2014 wśród trzech rodzin, głosami publiczności zostanie wybrany zwycięzca (podczas przeprowadzania wywiadu 16 maja nie wiedziałam jeszcze kto znajdzie się w finale; Asia i Dima niestety odpadli w odcinku półfinałowym, wyemitowanym w dniu 21 maja).
~Katarzyna Guziak
Autorka należy do oddziału poznańskiego Stowarzyszenia KoLiber
Fot: http://bitwaomarzenia.weebly.com/