Po 18 dniach od morderstwa 6-letniego Olusia służby odnalazły zwłoki jego ojca – Grzegorza Borysa. Choć wstępne wyniki sekcji wskazały, że przyczyną zgonu było utonięcie, na ciele znaleziono liczne obrażenie, m.in. rany cięte oraz postrzałowe… Co naprawdę stało się z żołnierzem? Ekspert zwraca uwagę, że proponowana wersja jest nielogiczna.
W poniedziałek media obiegła informacja o odnalezieniu ciała Grzegorza Borysa. 44-letni żołnierz Wojska Polskiego był poszukiwany w związku z morderstwem 6-letniego synka Olusia. Dziecko zostało znalezione 20 października z podciętym gardłem.
Podczas trwającej prawie 20 dni obławy przeczesywano tereny Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. „Poszukiwany zabrał ze sobą rzeczy, które według niego dadzą mu gwarancję przetrwania” – informowali policjanci. Funkcjonariusze przyznawali także, że odkrywali kryjówki Borysa w lesie, co mogło sugerować, że mężczyzna przygotowywał się do ukrywania.
Tymczasem po znalezieniu zwłok i ich identyfikacji przystąpiono do sekcji. Jej wyniki są zaskakujące. Przede wszystkim, jako przyczynę zgonu podaje się utonięcie. Poza tym na ciele odkryto rany cięte na przedramionach, udach, a nawet szyi o charakterze powierzchownym (charakterystycznych dla niedoszłych samobójców).
Na skroniach znaleziono rany po postrzale z broni pneumatycznej, prawdopodobnie gazowej. Prokuratura przekonuje jednak, że nie miały one związku ze śmiercią mężczyzny.
Czy Borys kilkukrotnie próbował popełnić samobójstwo, a następnie zginął przypadkiem, wpadając w naturalną „pułapkę”? Do wersji tej odniósł się nadkom. Dariusz Loranty w rozmowie z „Faktem”. Były negocjator policyjny zwraca uwagę na szereg nieścisłości.
Nowe informacje nt. Grzegorza Borysa. Dlaczego to zrobił? Ekspert wątpi w wyjaśnienia
– Zupełnie nielogiczne wydaje mi się, że Borys najpierw się nacinał. Cięcia przedramion robią zazwyczaj albo młode osoby, albo kobiety z nadzieją, że a nuż ktoś nas odratuje. Mężczyźni nacinają się zazwyczaj na przegubach dłoni – stwierdził.
– Nie słyszałem też o samobójcy, który przeciąłby sobie uda. Owszem znajdują się w tym miejscu tętnice, ale nigdy nie słyszałem o tego rodzaju przypadkach samobójstw. Pamiętajmy też, że to był żołnierz. Każdy żołnierz odbywa naukę strzelania, więc po co miałby się ciąć? – mówi ekspert.
– Jeżeli miał ze sobą przeróbkę broni gazowej, to po co miałby kombinować z nożem? Okaleczanie się i łażenie po bagnie, to gwarancja zakażenia i umierania w mękach, natomiast oddanie strzału z broni to zazwyczaj szybka śmierć – dodał.