Śledczy badają sprawę śmierci 36-letniej Polki i jej 7-letniego synka, którzy wypadli za burtę promu Stena Spirit. Na jaw wychodzą nowe fakty o tragedii na Bałtyku. Psychiatra dr Jerzy Pobocha zwrócił uwagę na dramatyczny szczegół.
Tragedia w wodach Bałtyku rozegrała się w czwartkowe popołudnie. Matka i jej 7-siedmioletnie dziecko wpadli do wody z ogromnej, około 20-metrowej wysokości. W wyniku poszukiwań udało się ich wyłowić i przetransportować do szpitala. Niestety w piątek poinformowano o śmierci.
Dlaczego doszło do tragedii? Wiadomo, że w sprawie prowadzone jest śledztwo zarówno przez polską, jak i szwedzką stronę. Kwalifikacja zmierza w stronę zabójstwa, tzw. samobójstwa rozszerzonego.
Wypadli za burtę promu. Czy dało się temu zapobiec?
Na ciekawy wątek zwrócił uwagę w rozmowie z „Faktem” dr n.med. Jerzy Pobocha. To psychiatra specjalizujący się m.in. w leczeniu depresji i biegły sądowy. – Faktycznie promami podróżuje stosunkowo niewiele osób, dlatego ten prom tu może budzić emocje, natomiast jeśli chodzi o śmierć samobójczą, to jest to typowe działanie – powiedział.
Specjalista zwraca uwagę, że w takich sytuacjach osoba, która chce popełnić samobójstwo sięga po wszelkie możliwe środki. – Jak ma nóż to podcina sobie żyły, jak ma sznur to się wiesza, a jak jest na promie to skacze w morską otchłań – tłumaczy.
Ekspert wyjaśnia także, jak trudno jest wyczuć, że ktoś nosi się z zamiarem popełnienia samobójstwa. – Osoby, które zdecydowały się popełnić samobójstwo, to w tym ostatnim okresie zachowują się spokojnie. Tak że nawet bardzo wnikliwi obserwatorzy nie byliby w stanie czegokolwiek u tej osoby zauważyć – stwierdził.
Przy okazji dr Pobocha zwrócił uwagę na mechanizm, jaki powstaje u rodzica-samobójcy. – Tylko kobiety, matki mają tak silny związek uczuciowy z dzieckiem, który powoduje, że chcąc uchronić dziecko przed dalszym tragicznym życiem bez matki, żeby uwolnić je od tych dalszych cierpień i braku przyszłości, to uważa, że lepiej je zabić i potem zabić siebie – podkreślił.