„Scotland Yard” Alexa Greciana otwiera serię „Brygada Zabójstw”, w której do tej pory ukazały się trzy powieści. Autor, znany wcześniej z serii komiksowej „Proof”, postanowił spróbować swoich sił w pisarstwie, przenosząc świat przedstawiony do XIX-wiecznego Londynu. Efektem tego jest zgrabnie napisana powieść kryminalna, która cofa czytelnika do okresu, w którym znana obecnie kryminalistyka nie istnieje, a Kuba Rozpruwacz jako seryjny morderca jest ewenementem i dopiero rozpoczyna falę psychopatycznych zabójców.
Gdy w 1889 roku postrach londyńskich cór Koryntu zniknął równie tajemniczo, jak się pojawił i działał, londyńska policja nie ma zbyt dużego poparcia wśród społeczeństwa. Każdy „krawężnik” i „śledź” musi się liczyć z tym, że wszyscy w Londynie wiedzą, iż zawalili śledztwo w sprawie Zuchwałego Kuby. I wtedy staje się najgorsze – zamordowany zostaje jeden z inspektorów Scotland Yardu. Brutalne zabójstwo stawia londyńską policję na nogi. Nie dość, że stracili z oczu szalonego mordercę, to jeszcze ktoś zabił jednego z nich! Sprawę wyjaśnić ma inspektor Walter Day, świeżo upieczony komisarz Scotland Yardu. Presja nowego otoczenia i rangi popełnionego przestępstwa napełnia go niepewnością, czy dobrze zrobił, przenosząc się z niewielkiego Devonu do stolicy Zjednoczonego Królestwa. Sytuacja jest o tyle niezręczna, że seryjni mordercy to novum, z którym śledczy wcześniej nie mieli do czynienia. Morderstwa w afekcie nie brały się w końcu z czystej chęci zabijania, jaką przejawiał Kuba Rozpruwacz. A co z nowym zabójcą? Walter Day musi rozwiązać zagadkę jego tożsamości, podnosząc jednocześnie reputację urzędu sprawiedliwości – w końcu dwóch szaleńców na ulicach Londynu to już przesada!
Kolejną ważną postacią „Scotland Yardu” jest doktor Kingsley, który pomaga policji w prowadzeniu śledztwa. Jest on o tyle ważną postacią, że stara się wprowadzić do postępowania zaawansowane metody kryminalistyki – zaawansowane w tamtych czasach, oczywiście. Należy pamiętać, że mówimy o okresie, kiedy to nie przykładano się do zabezpieczania miejsc zbrodni i dowodów rzeczowych. Przeprowadzając sekcje zwłok oraz wdrażając metody, bez których dzisiaj nie potrafimy sobie wyobrazić kolejnego odcinka CSI, Kingsley ma zarówno swoich zwolenników, jak i napotyka na sceptyków, którzy uważają jego działania za ekscentryczne i mało pomocne. Na tym tle powieść Alexa Greciana się wyróżnia – w dobie nowoczesnych kryminałów autor wraca do korzeni, kiedy śledztwa opierały się na błądzeniu we mgle i łączeniu poszlak, jednocześnie nawiązując do początków kryminalistyki. Był to ciekawy element książki, który mnie zaintrygował i pobudził ciekawość co do rozwoju tejże nauki. Liczę, że w dalszych tomach autor nie porzucił tej tendencji.
Powieść osadzono w Londynie, jaki dobrze znamy z licznych przedstawień czy to z literatury bądź z filmów – jest to mroczne i brutalne miejsce, gdzie aż strach wchodzić w pomniejsze uliczki, w których złowieszczo unosi się mgła gęsta jak mleko. Zarówno miasto jak i postaci są przedstawione wiarygodnie i skrupulatnie, przez co łatwo wsiąkłem w historię opowiedzianą przez Alexa Greciana. Moją uwagę przykuł szczególnie początek powieści, kiedy to poszczególne wątki były dla mnie jeszcze wielką zagadką pełną tajemnic. Autor skutecznie żongluje kilkoma historiami, które stopniowo się ze sobą w pewien sposób łączą. Szkoda jednak, że wątek główny szybko staje się oczywisty. Widziałem sporą szansę na wciągający kryminał w starym stylu, gdzie czytelnik podąża za śladami mordercy, którego należy jak najszybciej pochwycić, zanim zabije kolejną ofiarę. Niestety czar szybko prysł za sprawą modnego ostatnio przedstawiania czarnego charakteru już na samym początku (naprawdę – ile kryminałów ostatnio nie czytałem, w większości z nich zabójca był dość szybko przedstawiony czytelnikowi w osobnym, poświęconym dla niego wątku). Nie wiem czy bierze się to z fascynacji „tymi złymi”, ale przez ten zabieg szybko straciłem zainteresowanie głównym wątkiem. Znając przestępcę i jego motyw autor nie miał mnie czym zaskoczyć ani zachwycić. W napięciu trzymają jedynie wątki poboczne, których finału nie byłem do końca pewny. Żałuję, że główny wątek nie był w stanie zapewnić mi tyle emocji, chociaż uważam, że autor poległ na tym polu na własne życzenie.
Nie uważam, aby słuszne było twierdzenie, że książką tą zachwyci się fan Sherlocka Holmesa. „Scotland Yardowi” brak błysku geniuszu, którym charakteryzowały się brytyjskie kryminały mistrzów gatunku. Gdy już na zimno oceniłem debiut Alexa Greciana, uzmysłowiłem sobie, jak wiele mu brakuje do najwyższego poziomu. Przeniesienie historii powieści do przeszłości nie sprawi, że stanie się ona z automatu wciągającą prozą. Mimo sprawnie sporządzonych charakterów i wciągającego języka, „Scotland Yard” nie oferuje rozrywki na najwyższym poziomie. To porządnie napisana powieść, którą dobrze się czyta – lecz nic więcej. Autorowi nie udało się mnie zaskoczyć lub zapędzić w kozi róg, gdzie zbaraniałbym z wrażenia. W tym aspekcie nie wybił się ponad przeciętność średnich kryminałów, które przynudzają przeciągającym się śledztwem, chociaż czytelnik/widz już wszystko wie. Dlatego też nie daję „Scotland Yardowi” najwyższej noty, adnotując zarazem, że jest to powieść dobra, której zabrakło nieprzewidywalności i poważniejszego suspensu. Jestem też ciekaw, co pokaże w kolejnych tomach – mam nadzieję, że będę mógł wtedy powiedzieć więcej niż „czytało się dobrze”. Oczekiwałbym jednak nieco więcej londyńskiego mroku.
Fot.: wydawnictwoalbatros.com