Czy można wywrócić świat do góry nogami na niecałych 300 stronach? Andrzej Zieliński udowadnia, że można. Kłamstwa, przemilczenia i półprawdy – historia Polski jest nimi usiana. Autor nie dość, że je przybliża, to rozprawia się również z narodowymi mitami.
Kim jesteśmy? Skąd przyszliśmy? Dokąd idziemy? Te pytania stawiamy sobie wszyscy razem i każdy z osobna. Odpowiadamy, że jesteśmy Polakami, Europejczykami, Słowianami. Jesteśmy stąd, zawsze tu byliśmy. Czy jednak to prawda? Czy Polacy zawsze byli w Polsce? Od kiedy mówimy o sobie „Polacy”? Czemu czasem mówimy o sobie „Kujawianie”, „Mazowszanie” czy „Wielkopolanie”, choć tak naprawdę nimi jesteśmy na drugim miejscu? Czy to Niemcy wymyślili słowo „Polska”?
W pierwszym akapicie postawiłem pytania dziwne i, może według części osób, zahaczające o herezję. Idźmy więc dalej. Bohaterska obrona Częstochowy; kto z nas nie zna księdza Kordeckiego, który zatrzymuje Szwedów pod murami klasztoru na Jasnej Górze? Sienkiewiczowski „Potop” idealizuje „ku pokrzepieniu serc” jej obronę. Tymczasem prawda wygląda zupełnie inaczej. Zieliński bez ogródek pisze, iż przedstawiony w „Trylogii” opis walk pod Częstochową jest literacką fikcją. Czy ma na to dowody? Tak. I to całkiem mocne.
Andrzej Zieliński w swojej książce mówi o rzeczach niepopularnych, niemal zapomnianych. Czy to źle? To zależy. Zależy po której stronie barykady jesteśmy. Czy chcemy żyć w prawdzie, czy w słodkim kłamstwie. Powyżej bardzo ogólnikowo streściłem tylko dwa z dwunastu mitów, o których mówi autor.
Jednak to nie wszystko. Nie uchodzi jego uwadze nasza miłość do bycia „narodem wybranym”, który walczy o „wolność Waszą i naszą”. My Sarmaci, katolicy. Co jednak naprawdę wiemy o swojej przeszłości? Kim byli Sarmaci? Skąd przybyli? Czy Mieszko I na pewno zamienił pogaństwo na katolicyzm?
W szkole średniej nauczyciele bardzo często zadają swoim uczniom do przeczytania nowelę „Gloria Victis”. Tym samym umacniają jeden z wielu naszych mitów. Czcimy porażki i pokonanych. Znamy daty przegranych powstań narodowych czy bitew, z których nasza armia schodziła na tarczy. Autor traktuje to jako poważny błąd. Pyta co ze zwycięstwami i dlaczego ich nie ma? Hołd ruski, powstanie wielkopolskie, bitwa pod Kircholmem – z tych wydarzeń powinniśmy być dumni i je celebrować. Niestety, lubujemy się w klęskach, przez co każda dyskusja na temat, chociażby Powstania Warszawskiego, kończy się odwoływaniem do emocji, które zasłaniają argumenty rozumu.
Andrzej Zieliński, z wykształcenia historyk, odsłania drugą stronę medalu. Pokazuje, że popularne w naszym kraju myślenie nie zawsze jest prawdziwe. Autor, jako jeden z niewielu, postanawia rozprawić się z narodowymi mitami. Nie neguje ich przydatności, bowiem według niego mity są potrzebne, zwłaszcza w trudnych dla państwa chwilach. Polacy nie są pod tym względem wyjątkiem. Czy jednak bycie „przedmurzem chrześcijaństwa” jest powodem do dumy? Zieliński bardzo prosto tłumaczy i wyjaśnia, że nie.
Podsumowując, Zieliński napisał książkę, która moim zdaniem jest potrzebna. Powinniśmy być szczerzy wobec swojej historii, a ta publikacja otwiera furtkę do dyskusji. Wiemy, że w Polsce palono na stosie. Nie ukrywajmy tego. Nie bądźmy lepsi na siłę. Walczyliśmy o „wolność Waszą i naszą” i jak na tym wyszliśmy? Może więc czas pomyśleć o sobie i przestać być „Chrystusem narodów”?