Daniel Olbrychski nie kryje irytacji wobec opinii, że aktorzy powinni trzymać się z dala od polityki. Swoje oburzenie wyraził podczas rozmowy z Wirtualną Polską.
– Co? Całe społeczeństwo powinno mieć odebrane prawo? Ja należę do społeczeństwa, jestem obywatelem tego kraju i dlaczego miałbym mieć odebrany głos?– reaguje. Podkreśla, że jest obywatelem jak każdy inny i nie widzi żadnego powodu, by jego zdanie miało być mniej ważne tylko dlatego, że wykonuje określony zawód. Jak zaznacza, doświadczenie życiowe i profesja wręcz zobowiązują go do zabierania głosu w sprawach publicznych.
Aktor przypomina, że sztuka od zawsze była nierozerwalnie związana z historią i polityką. – Ten zawód ma korzenie w starożytnych Grekach jeszcze. Potem był Kochanowski, potem Szekspir, potem nasi romantycy. Wszystko to jest w moich komórkach – mówi, podkreślając ciągłość kultury i jej wpływ na sposób myślenia artystów.
W rozmowie z Wirtualną Polską aktor sięga również po osobiste wspomnienie związane z Warszawą. Opowiada o ulicy Nowogrodzkiej, na której spędził dzieciństwo i młodość. –Całe dzieciństwo spędziłem na pięknej ulicy w centrum Warszawy, która nazywa się Nowogrodzka. Jest to ulica mojego dzieciństwa, mojej wczesnej młodości – mówi. Dziś jednak nazwa ta budzi w nim gorzkie skojarzenia. – Ta nazwa się kojarzy z siedzibą partii, której nie znoszę i uważam, że ta partia wyrządza nieustające zło mojemu krajowi. Jest mi przykro, że ta ulica moja ukochana kojarzy się właśnie z tą nielubianą przeze mnie partią – przyznaje.
Olbrychski podkreśla, że świadomie mówi o swoich poglądach i emocjach. Jego zdaniem udawana neutralność nie jest cnotą, lecz formą nieuczciwości wobec rzeczywistości. – Wolę mówić wprost, co myślę i czuję – podsumowuje. Cała rozmowa TUTAJ.






