Słuchając składanki Don’t Panic, We Are From Poland miałam wrażenie, że płyta nie jest naszą rodzimą produkcją, ale wypadkową europejskich trendów elektronicznych.
Oznacza to mniej więcej tyle, że pomysłodawcy płyty udało się osiągnąć zamierzony efekt. Płyta ma ukazywać bowiem gotowość naszych wykonawców do podboju światowych rynków. Geneza tej składanki tkwi w 2008 roku. Wtedy przywieziono z konferencji muzycznej RegiON w Budapeszcie pomysł na stworzenie polskiego showcase’u. Stworzenie tej płyty było również spowodowane brakiem przestrzeni do spotkania się ciekawych polskich wykonawców. Przestrzeń ta została więc zorganizowana na krążku. Nieśmiały dotychczas showcase, stał się cyklem prezentacji polskiej muzyki w Europie i na świecie. Marka Don’t Panic! We Are From Poland zaczęła być postrzegana jako podstawowy nośnik eksportu naszych wykonawców w świat.
Czytaj także: 1000 odsłon piękna - Sia - \"1000 forms of fear\" [recenzja]
Wydanie otwiera skład Rebeka utworem Melancholia. Spokojne, aczkolwiek zróżnicowane elektroniczne brzmienie w połączeniu z niewinnym, kobiecym wokalem Iwony Skwarek przynosi dość ciekawy efekt. Tekst o słodkiej i bezpiecznej melancholii nadaje elektronicznym bitom nieco refleksyjny i trochę senny charakter. Piosence brakuje jednak trochę bardziej odkrywczej linii melodycznej, która jest zaskakująco prosta i miejscami nudna. Całą pracę wykonują efekty elektroniczne i wokal.
Moją uwagę zwróciła również formacja Bokka utworem Town Of Strangers. Delikatna elektronika ciekawie współgra z wokalami o nietypowej barwie. Piosenka jest spokojna i senna, jednak jej tekst opowiada o życiowej sile – o tym, że człowiek idzie do przodu mimo burz i upływającego niemiłosiernie czasu. Temat bardzo pozytywny i miły dla ucha. Piosenka Who Woludn’t Noviki ma dwie szczególne zalety: naprawdę dobry wokal i interesującą, dynamiczną melodię, która nawiązuje do jej wcześniejszej twórczości.
Varsovie Brodki to utwór, którego nie mogło zabraknąć. Jasny i przyjazny głos laureatki „Idola”, elektroniczne, aczkolwiek bardzo subtelne sample i dynamika melodii powodują, że można się naprawdę zakochać. Utwór ten zresztą odniósł bardzo duży sukces na polskiej scenie muzycznej.
Misia FF opowiada w swojej piosence o niespełnionej miłości i krzywdach, jakich doznaje się od bliskiej osoby. Kartonem to leniwy pop z elektronicznymi akcentami. Piosenka ma dość spory potencjał, ale miejscami robi się nudna i to na tyle, że nadawałaby się na kołysankę.
Fismoll zaczyna swoje Let’s Play Birds rytmiczną gitarą klasyczną. Następnie pojawia się męski, spokojny wokal. Piosenka, jak większość na tej płycie, jest bardzo spokojna i nieśpieszna. Jest to chyba najbardziej klasyczny kawałek ze wszystkich, ponieważ opiera się głównie na instrumentach klasycznych. Próżno doszukiwać się w nim elektroniki, ale w tym przypadku wychodzi to raczej na plus. To miłe urozmaicenie na tle całej track-listy.
Nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, ale Coldair w Sign to takie wyciszone i stonowane Queen. Co jest w manierze wokalnej Tobiasza Bilińskiego, co przypomina mi Freddy’ego – tego określić nie potrafię. Różni się może tym, że jest delikatniejszy i bardziej „oszlifowany”. W Sign występują ciekawe efekty dźwiękowe , grane na instrumentach dętych, zgrabnie wkomponowane w perkusję i elementy elektroniczne.
Track-listę zamyka Mikromusic utworem Takiego chłopaka. Dziewczęcy, niewinny wokal wyśpiewuje litanię do losu, w której wymienia cechy mężczyzny, których jej chłopiec nie powinien mieć. Nie powinien więc być leniem, pijakiem, palaczem, wariatem, biedakiem i … Polakiem. Trochę nie zgadza się to z całym zamysłem płyty, ponieważ według wokalistki Mikromusic, Polak = zły, mający cechy niepożądane. Trochę jest to więc strzał w stopę na koniec składanki.
Ogólnie rzecz biorąc, wydanie Don’t Panic! We Are From Poland jest fajnym pomysłem na słuchanie przy pracy, na coś co za bardzo nie zmąci myśli i pozwoli zająć się swoimi sprawami z miłymi dźwiękami w tle. Nie nadaje się za to do nastrajania, ponieważ większość utworów nie ma w sobie specjalnych pokładów emocji. Jeśli o to chodzi, album jest dość jałowy. Naprawdę trudno żeby kogokolwiek wzruszył lub napędził do działania – jest na to zbyt stonowany i spokojny. Brak tam wokalnych uniesień lub druzgocących upadków. Składanka jest zdecydowanie bardziej pragmatyczna niż emocjonalna i nastrajająca. Dla mnie, jako melomana, jest to wada. Jednak ogólnie, jeśli chodzi o muzykę alternatywną z tego rodzaju, album wpasował się świetnie w światowe trendy – czyli ani ciepłe, ani zimne. Po prostu letnie.
fot. warnermedia.pl