Podawanie leków niezgodnie z charakterystyką produktu leczniczego rodzi skutki prawne i odwleka właściwą terapię – podkreśla szef Kliniki Chorób Zakaźnych w Szpitalu Klinicznym nr 1 w Lublinie prof. dr hab. Krzysztof Tomasiewicz odnosząc się do informacji dotyczących skuteczności leczenia COVID-19 amantadyną.
Profesor w rozmowie z PAP wskazał, że amantadyna nie ma rekomendacji organizacji, które dopuszczają leki do stosowania w terapii. Nie ma też dowodów na to, że ten lek działa i nie stosuje się jej od dłuższego czasu. Przyznał, że od początku epidemii w terapii COVID-19 stosuje się różne leki, ale amantadyna nie była brana pod uwagę.
„Mieliśmy etap, gdy rozpatrywaliśmy leki, które działają na przykład przy leczeniu wirusa HIV czy chlorochinę, bo były podstawy, chociażby teoretyczne, do stosowania tych leków. W przypadku amantadyny takich podstaw specjalnie nie było i nie ma” – podkreślił profesor.
Odnosząc się do doniesień o skuteczności tego leku w terapii COVID-19, powiedział, że najpierw trzeba udowodnić to w badaniach klinicznych.
Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł w niedzielę wieczorem napisał na Twitterze: „Amantadyna działa na covid! Jestem przykładem. Najpierw syn, potem żona, w końcu ja: wysoka gorączka, ogromny ból, silny kaszel, wg. lekarza tak 7 dni, a potem apogeum, więc wziąłem amantadynę – piorunujący efekt! Zadziałało!”. Warchoł zapowiedział też, że będzie domagał się, by Ministerstwo Zdrowia zajęło się tym lekiem.
Zdaniem prof. Tomasiewicza „to skandaliczna wypowiedź, bo zachęca do stosowania leku niezalecanego przez specjalistów, na podstawie prywatnych obserwacji”.
„Rozumiem, że pan wiceminister sam sobie zaaplikował lek. Pytanie skąd wziął ten lek? Z drugiej strony, to zachęcanie do zastosowania leku, który nie znajduje się w żadnych rekomendacjach. Widocznie wiceminister tworzy jakieś rekomendacje” – zaznaczył profesor.
Jak zasugerował, dyskusję na temat skuteczności leku można by rozpocząć, ale po przeprowadzeniu badań klinicznych nad lekiem.
„Jeżeli ktoś uważa, że to działa, to niech zrobi randomizowane badania kliniczne i gdy otrzyma wyniki, to zaczniemy dyskusję na temat tego leku. Nie możemy podawać leku ot tak, bo ktoś twierdzi, że to działa. Równie dobrze można podać herbatę z miodem i powiedzieć, że leczy” – dodał.
Rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz pytany w poniedziałek o amantadynę pokreślił, że nie ma badań klinicznych na szeroką skalę, które potwierdziłyby jego skuteczność w leczeniu COVID-19. Dodał, że resort nie może rekomendować nieprzetestowanych terapii. We wtorek minister zdrowia Adam Niedzielski mówił, że amantadyna to lek, który w swoich zaleceniach jest przewidziany do leczenia choroby Parkinsona i tylko w takim zakresie chorobowym jest dopuszczona na polskim rynku.
Prof. Tomasiewicz przypomniał, że za stosowanie leku, które jest niezgodnie z charakterystyką produktu leczniczego można ponieść skutki prawne i jest to nieakceptowalne.
„Owszem czasami decydujemy się na terapię eksperymentalną, ale wcześniej musimy otrzymać zezwolenie komisji bioetycznej. Tak też czynimy od początku epidemii COVID-19. Stosujemy na przykład tocilizumab, a wcześniej remdesiwir, który dopiero od pewnego czasu jest dopuszczony w terapii COVID-19” – powiedział.
Zauważył też, że stosowanie leków, które nie pomagają faktycznie odwleka moment podania właściwych terapii.
Amantadyna to lek stosowany w leczeniu schorzeń neurologicznych. Lek ten oficjalnie jest wykorzystywany w leczeniu choroby Parkinsona, stwardnienia rozsianego i ostrego uszkodzenia mózgu. Jednak wykazuje także działanie przeciwwirusowe i może hamować zakażanie komórek układu oddechowego.
Na początku listopada media donosiły, że niektórzy lekarze w Polsce twierdzą, że amantadyna jest pomocna w zmaganiach z COVID-19. Pulmonolog z Przemyśla dr Włodzimierz Bodnar zapewniał wówczas, że ma udokumentowanych ponad 100 przypadków wyleczeń z COVID-19 przy użyciu tego leku.
Stwierdzenie to wywołało jednak wiele kontrowersji w środowisku medycznym. Amantadyna nie została umieszczona w najnowszych, trzecich już rekomendacjach Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, dotyczących leczenia COVID-19 opublikowanych 13 października 2020 r.
Natomiast eksperci PTEiLChZ zalecili terapię różnymi lekami w zależności od stadium choroby. Wskazali na przykład, że pacjentom, którzy pozostają pod opieką lekarza podstawowej opieki zdrowotnej (I stadium), a mają objawy można zalecać leki przeciwgorączkowe.
Nie wskazane jest stosowanie glikokortykosteroidów, bo nie udowodniono ich skuteczności u pacjentów, którzy nie wymagają tlenoterapii. Jak podkreślili w swoich rekomendacjach przedwczesne ich zastosowanie może spowodować nasilenie replikacji wirusa i pogorszyć przez to rokowanie. Również z powodu zakażenia SARS-CoV-2 w I stadium niewskazane jest stosowanie antybiotyków, leków przeciwgrypowych, witaminy D, czy heparyny drobnocząsteczkowej, „o ile nie uzasadnia tego inne schorzenie”.
Natomiast, jeśli pacjent wymaga leczenia szpitalnego, jedynym zarejestrowanym lekiem przeciwwirusowym jest remdesiwir. Powinien być stosowany – według rekomendacji epidemiologów i zakaźników – przez 5 dni, bo dłuższa terapia (pierwotnie zalecano 10 dni) nie przynosi dodatkowych korzyści.
„U chorych leczonych remdesiwirem jednocześnie pozostających na tlenoterapii należy rozważyć włączenie małych dawek deksametazonu w celu zapobiegania +burzy cytokinowej+. W ramach terapii przeciwwirusowej w tym stadium choroby można rozważyć zastosowanie osocza ozdrowieńców” – zalecają eksperci.
Jeśli u pacjenta dochodzi do tzw. burzy cytokinowej (w III stadium choroby) możliwe jest zastosowanie – zgodnie z zaleceniami PTEiLChZ – „tocilizumabu będącego antagonistą receptorów IL-6” oraz lub niewielkich dawek glikokortykosteroidów.
Z kolei, gdy dochodzi już do ostrej niewydolności oddechowej (ARDS) (IV stadium) pacjenta należy skierować do oddziału intensywnej terapii ze względu na wysokie prawdopodobieństwo konieczności zastosowania wentylacji mechanicznej.
„W tym stadium choroby celowe jest nierzadko stosowanie relatywnie wysokich dawek glikokortykosteroidów i zwykle empirycznej antybiotykoterapii o szerokim spektrum działania obejmującej prawdopodobne czynniki mikrobiologiczne odpowiedzialne za zakażenia w konkretnym oddziale intensywnej terapii” – wskazali eksperci PTEiLChZ.(PAP)
autorka: Klaudia Torchała / PAP