Jak poinformował warszawski radny Piotr Guział, zwolennikom odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz z urzędu prezydenta Warszawy nie udało się zebrać odpowiedniej liczby podpisów do przeprowadzenia referendum.
Wniosek o referendum podpisało 140 tys. osób. Do przeprowadzenie głosowania niezbędne było zebranie 135 tys. ważnych podpisów, co stanowi 10 proc. warszawiaków, posiadających uprawnienia do głosowania. Radni przyznali jednak, że liczba ta jest zbyt mała, by zlecić sprawdzanie ważności podpisów urzędnikom. Stwierdzili, iż część może być nieczytelna, a niektóre mogły złożyć nieuprawnione osoby. W 2013 r., gdy Guział zbierał podpisy o odwołanie prezydent Warszawy, za nieważne uznano prawie 30 tys. podpisów.
– W akcji referendalnej byliśmy osamotnieni. Gdy organizowaliśmy kilka lat temu pierwsze referendum, działacze PiS przynieśli 50 tysięcy podpisów, a teraz nic. Partie dużo mówiły o wsparciu, dużo obiecywały, ale nic nie zrobiły. Zachowały się jak Armia Czerwona w 1944 roku. Stały obok i biernie się przypatrywały – mówił Guział.
Czytaj także: Zabłocki : Ile Warszawiacy zapłacili za nieudolność obecnej władzy?
Sytuację skomentował również Piotr Ikonowicz z Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, który wspierał akcję Guziała. Według niego „akcja referendalna padła ofiarą partyjnych gierek”.
Czytaj także: Bezdomny z Warszawy domaga się od miasta 600 tys. zł.