Lato to czas wyjazdów na wakacje, w tym roku – przez epidemię – mocno utrudnionych. Ale jak to: nie pojechać sobie nawet na kilka dni, daleko od domu, wypocząć? W maskach, z zachowaniem ustawowych odstępów i dezynfekując często ręce, Polacy wyruszyli na wczasy. Jak co roku, na leśnych polanach pojawili się też tajemniczy, niewielcy osobnicy w charakterystycznych jednolitych strojach. Krasnoludki? Otóż nie – to harcerze. Na co dzień niewidoczni, nie rzucający się w oczy harcerze stanowią jedną z ostatnich organizacji twardo opierających się ponowoczesnym trendom. W poprzek historii wciąż kultywują zapomniane, ale i wyszydzane wartości: wiary, patriotyzmu, dyscypliny, a także swoją bogatą obrzędowość. Jak ostatni ptak dodo dawnego konserwatywnego wychowania (albo raczej jego polska wersja- ostatni tur) wciąż trwają na swoich leśnych obozach.
Umundurowani 12-latkowie salutujący sobie nawzajem i wznoszący okrzyki mogą się wielu wydawać groteskowi, ale właśnie ich wymuszona powaga i niezłomny szacunek dla symboli (może wyszytych niesprawną jeszcze ręką) stanowi niezwykłe bogactwo, które ciężko przecenić. Niełatwo przecież komukolwiek wmusić szacunek do jakiegokolwiek symbolu, a przekazanie tej wartości nastolatkom dla wielu pedagogów jest zadaniem po prostu awykonalnym. Podobnie z dyscypliną, uczynnością, patriotyzmem, oraz – w przypadku harcerzy katolickich – z autentyczną wiarą, wolną od głębokiej hipokryzji czy dewocyjnej duchowości. Tym niemniej harcerstwu, dzięki metodom wypracowanym przez pokolenia (a może odziedziczonym od bardziej światłych przodków?), udaje się te i inne wartości przekazywać młodszym. Jakby tego było mało, podaje się je w przyjemnym subkulturowym sosie z własnymi strojami, symbolami czy radosnymi piosenkami. I co najważniejsze: uzyskane w ten sposób przez harcerzy mocne poczucie identyfikacji pozwala im na niezatracenie samych siebie w popkulturowej papce.
Wręcz szokujący może wydawać się fakt, że młodzi harcerze nie tylko jadą mieszkać w lasach na skraju cywilizacji, ale też sami sobie tam organizują czas, sprzątają, gotują, a nawet budują z drewna i płacht namiotowych wszystkie potrzebne konstrukcje (od magazynów przez kuchnie aż po wychodki). Dowodzą nimi jedynie inni, starsi harcerze. Nie ma w zanadrzu hotelu, gdzie można się w razie czego wyspać po bieganiu po lesie, nie ma prysznica z ciepłą wodą, nie ma nawet prądu, a cywilizacja w praktyce kończy się na poziomie kompasu, żeliwnego gara, zapałek i latarki na baterie. Samodzielność tych młodych chłopaków wydaje się z perspektywy wygodnego mieszkania w bloku niewyobrażalna, a w czasach państwa dobrobytu i dominacji komercyjnych usług – wręcz buntownicza. Bo jak to tak samemu sobie postawić obóz bez półproduktów, markowych elementów i jeszcze wypełnić sobie czas na długie tygodnie nie tylko bez internetu, ale nawet bez opłaconych animatorów. Ale jednak kolejne dziesięciolecia… im się udaje.
Ustalony rytm dnia, fizyczna praca (oczywiście – dostosowana do możliwości), świeże powietrze i konieczność radzenia sobie samemu tworzą dobry klimat do wszechstronnego rozwoju młodego człowieka. Zapewniają też, że zawsze będzie „jeszcze coś do zrobienia” – a to zebrać drewno, a to ugotować obiad na ognisku. Bardzo ważną częścią tego, co się na tych obozach dzieje, jest obrzędowość i uroczystość. Ten najśmieszniejszy (kto nie widział, jak grupa dziesięciolatków salutuje sobie nawzajem i sporządza „poważne” raporty, ten nie zrozumie użycia tutaj powyższego wyrazu) na pierwszy rzut oka element stanowi głęboką wewnętrzną siłę całego ruchu: nadaje powagę, wyznacza każdemu uczestnikowi miejsce, gdzie jest niezbędny, a w duchowym sensie – czyni wszystko co się dzieje w trakcie takiego wyjazdu uroczystym i sakralnym. Sakralizacja całego życia (przez ustalony ryt… dosłownie wszystkiego), jest odziedziczoną po dawnych wiekach katolicką tradycją, pozwalającą odnaleźć się pomiędzy dewocyjną duchowością, każącą spędzać na modlitwie codziennie długie godziny, a zupełnym brakiem religii. Częste odniesienia do Boga przy codziennych czynnościach, w niecodziennych okolicznościach zamieszkiwania na polance, stanowią praktyczną realizację biblijnego wezwania: „Cokolwiek robicie, czy jecie czy pijecie, nieustannie się módlcie”. Tak bardzo praktyczną, że nie zabiera dużo cennego czasu przeznaczonego na zrobienie czegoś konstruktywnego.
Harcerstwo pomimo ponad stuletniej tradycji i podejścia, które wydaje się być z innej epoki, nie starzeje się i wciąż wciąga co roku tysiące dzieci w swoje szeregi. Jaką pełni w społeczeństwie rolę? Bez wątpienia pozytywną – promuje bowiem dobre wartości i daje nieocenioną pomoc rodzicom w wychowywaniu kolejnych młodych pokoleń, broniąc wielu ludzi przed uwikłaniem się w społeczne patologie. Już sama trzeźwość harcerzy – nawet jeśli nie zawsze przestrzegana ortodoksyjnie… – ma duże znaczenie. Na pewno z konserwatywnego punktu widzenia konkluzja jest jasna: kto ma w sercu Boga i Ojczyznę niech wspiera harcerzy, bo drugiej organizacji tak wspierającej moralne wychowanie nie sposób zbudować.