Internet. Potężne medium, które powoli, lecz nieodwracalnie wypiera konwencjonalne środki przekazu. Zmiana warty odbywa się zresztą na naszych oczach. Portale odbierają czytelników gazetom papierowym, stacje telewizyjne tracą widzów na rzecz Youtube, a Facebook z każdym dniem rewolucjonizuje sposoby międzyludzkiej komunikacji. Siła Internetu widoczna jest na każdym kroku, również w polityce. Najświeższy przykład? Kongres Nowej-Prawicy. Ugrupowanie Janusza Korwin-Mikkego, według najnowszych sondaży przekracza próg wyborczy i ma spore szanse, żeby ulokować swoich przedstawicieli w Parlamencie Europejskim. O tym, że partia, która w swoim logo umieściła majestatycznego Feniksa, staje się pełnoprawnym uczestnikiem debaty publicznej, świadczą ostatnie tygodnie i nieustanna obecność przedstawicieli KNP w mainstreamowych mediach. Mnogość programów telewizyjnych, w których tzw. eksperci głowią się, w jaki sposób Korwin wraz ze swoją ekipą zanotowali tak duży wzrost popularności, to niestety dowód na to, że w naszym kraju Internet, wciąż traktowany jest po macoszemu. A to błąd. Duży błąd.
Sondażowy sukces KNP, to – oprócz skonkretyzowanych poglądów – świetna promocja w sieci. Co ciekawe, bardzo często inicjowana przez sympatyków ugrupowania. Oczywiście, facebookowy fanpejdż Janusza Korwin-Mikkego ma ponad 300 tysięcy polubień, a każdy wpis prezesa Nowej Prawicy wywołuje ogromne poruszenie, ale nie należy zapominać o ogromnej liczbie tzw. „fanowskich” fanpejdży, które zarówno przed, jak i w czasie trwania kampanii wyborczej, wykazują dużą aktywność. Do tego dochodzą kompilacje wypowiedzi JKM na YouTube, czy zabawne memy, których głównymi bohaterami są przedstawiciele KNP, najczęściej obnażający absurdy istniejącego systemu. Pierdoła? Niekoniecznie.
Wyborca KNP to najczęściej młody człowiek, dla którego Internet, w wielu przypadkach, jest jedynym źródłem pozyskiwania informacji. Ceni w nim bezpośredniość, możliwość szybkiej interakcji, a przede wszystkim selekcję treści, której nie daje mu telewizja. Narracja partii JKM, abstrahując od wyznawanych przez internautę wartości, jest mu najbliższa. Dosłownie. Większość znanych mu polityków, to wygodnie rozsiadający się w telewizyjnych studiach panowie, którzy bardzo zgrabnie się wypowiadają, ale efektywność ich retoryki – co pokazuje przeszłość – jest dramatycznie niska. Tymczasem od partii Korwina, otrzymuje podany niemal na talerzu, fajnie opakowany produkt, często przedstawiony w przystępnej, humorystycznej formie, negujący wszystkie znane mu dotychczas sposoby uprawiania polityki. Zero mdłej poprawności i zero litości dla oponentów. Polityczni rywale JKM, próbujący dyskredytować go w telewizyjnych programach, natychmiast są wyszydzani na portalach internetowych. Ich ataki, przynoszą skutek odwrotny od zamierzonego i najczęściej wracają do nich jak bumerang. Internauci najpierw delikwenta gryzą, później przeżuwają, a na koniec wypluwają. Po kilku takich zabiegach, w sieci jest skończony. W konsekwencji, reprezentanci innych ugrupowań, usiłujący wejść na internetowe poletko – tracą na wiarygodności. Nawet jeżeli uda im się w jakimś stopniu zaistnieć na tym obszarze, to „często, gęsto” poruszają się w nim z gracją słonia w składzie porcelany, co owszem, wywołuje oddźwięk, ale na zasadzie – „Ty, patrz jaka żenada!”. Bywa też, że topowi politycy powierzają tę formę promocji swoim podwładnym, którzy zdają się nie rozumieć, że Internet powinien skracać dystans i na facebookowych fp zanudzają potencjalnych wyborców, suchym i ugrzecznionym przekazem. Hola! hola! – powie ktoś. A Sikorski? A Róża Thun? Oni również wykorzystują portale społecznościowe po to, aby zbliżyć się do ogółu. Co więcej, przyjęło się, że wspomniana dwójka, stawiana jest za wzór, w kwestii umiejętnego zarządzania swoim wizerunkiem w „necie”. Cóż, moim zdaniem więcej w tym teorii i pobożnych życzeń. Zestawiając ich z Korwinistami – wypadają blado. Ludzie z KNP reprezentują nowy typ polityka – nie unikającego konfrontacji ze swoimi krytykami, potrafiącego włączyć się w ciekawą konwersację i nie stroniącego od niekonwencjonalnych zachowań (patrz taniec Artura Dziambora). Przedstawiciele partii rządzącej, poza pozostawieniem wpisu na twitterze, zazwyczaj nie uczestniczą w dalszej dyskusji z jego odbiorcami. To samo tyczy się sympatyków obu ugrupowań. Popularne „kuce” zasypują Internet materiałami promującymi KNP, a przypadki, gdy zwolennicy PO, czy PiS prowadzą kampanię na własną rękę, są rzeczą raczej niespotykaną.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Walka o poparcie społeczności internetowej, to również ogromna inwestycja w przyszłość. Dla kolejnych pokoleń, matryca laptopa będzie tym, czym dla naszych rodziców i w dalszym ciągu dla części z nas, ekran telewizora. Ten kto pierwszy zagospodaruje cybernetyczną przestrzeń, będzie czerpał z niej największe profity. Na dzień dzisiejszy, zarówno KNP, ale i Ruch Narodowy, wyprzedzają na tym polu mainstreamowe partie, o co najmniej dwie długości. To warunki sprzyjające „wychowywaniu” wyborców. Wprawdzie mówi się, że perspektywa, w której Internet zastępuje telewizję jest dosyć odległa, ale nie da się ukryć, że ten proces stale postępuje i nie ma żadnych przesłanek, żeby coś miało go zahamować.
Wynik KNP, w nadchodzących wyborach jest ciężki do przewidzenia. Optymiści zwiastują poparcie na poziomie 7%, z kolei pesymiści mają wątpliwości, czy elektorat JKM, w ogóle stawi się przy wyborczej urnie. W zasadzie jedyna rzecz, której można być pewnym, to potencjał drzemiący w ugrupowaniu i w jego potencjalnych wyborcach. Jeżeli ktoś po drodze nie wykona fałszywego ruchu, za kilka lat możemy być świadkami narodzenia się nowej politycznej siły. A wtedy? Wtedy Internet ostatecznie skruszy zabetonowany mainstream.
Fot. Wikimedia/Cassubia1238