Pragnęli szczęścia, chcieli kochać, marzyć, mieli swoje pomysły na przyszłość, jednak historia przewidziała dla nich inny scenariusz. Kiedy znienawidzony wróg przyszedł zdeptać ich plany, byli tacy jak my, choć trudno powiedzieć, czy my potrafilibyśmy być tacy jak oni.
Ich krwią, łzami i ostatnimi westchnieniami pisana jest nasza wolność. Nie dane im było ujrzeć blasku słońca i błękitu nieba nad niepodległą Ojczyzną. Nie widzieli naszej wdzięczności, kiedy na wieczność zamykali swe powieki. Myśl o przyszłych pokoleniach przynosiła im ukojenie, gdy śmierć całowała ich usta. Wargi, które nigdy nie wypowiedziały słów zdrady, nie znały rezygnacji. Kochali Polskę każdym oddechem, choć nieraz brakowało im tchu. Dzisiaj dech w piersiach zapierają nam opowieści o ich bohaterstwie, lojalności wobec Ojczyzny i przyjaciół.
Taką ilustracją jest dramat wojenny „Kamienie na szaniec” w reżyserii Roberta Glińskiego zrealizowany na podstawie książki Aleksandra Kamińskiego o tym samym tytule. Dzieło filmowe prezentuje losy grupy członków Szarych Szeregów.
Tadeusz Zawadzki „Zośka” (Marcel Sabat), Maciej Aleksy Dawidowski „Alek” (Kamil Szeptycki) i Jan Bytnar „Rudy” (Tomasz Ziętek) znajdują się ze swoimi ambicjami i wizjami przyszłości w trudnym momencie dziejowym. Poczucie obowiązku wobec Ojczyzny nie pozwala im stać z boku, kiedy Niemcy zamieniają w ruinę ukochaną Warszawę. Harcerze próbują odnaleźć się w realiach II wojny światowej i aktywnie poszukują swojego miejsca wśród walczących z hitlerowskim okupantem. Zajmują się propagandą uliczną. Po aresztowaniu „Rudego” przez Gestapo, „Zośka” podejmuje działania w celu odbicia przyjaciela. Akcja pod Arsenałem kończy się uwolnieniem zatrzymanego. Niestety, Bytnar umiera z powodu obrażeń odniesionych podczas brutalnego przesłuchania. Podczas akcji śmiertelnie ranny zostaje Dawidowski. Zawadzki ginie w trakcie innej operacji.
Pierwszy raz piszę recenzję ze łzami w oczach i świadomością, że nawet najbardziej wyrafinowane słowa nie oddadzą wielkości bohaterów tamtych chwil. Chciałabym skierować skromne podziękowania w stronę twórców filmu, a w szczególności młodych aktorów, którzy wykreowali swoje postaci niezwykle starannie i realistycznie.
Na początku moją uwagę przyciągnęły brawura i młodzieńczy entuzjazm „Alka”, którego poznajemy malującego buntownicze hasła na murach kina. Niestety, później jego sylwetka staje się mniej dynamiczna i wyrazista, znika w tle błyskotliwego intelektu „Zośki” i heroicznych czynów „Rudego”. Za taki stan rzeczy nie odpowiada gra aktorska Szeptyckiego, lecz scenariusz, który spycha w cień odważnego chłopaka. W spojrzeniu Dawidowskiego możemy dostrzec dziecięcą ufność i wiarę w ideały, których nie tracili członkowie Szarych Szeregów i które pięknie udały się wyrazić młodemu aktorowi.
Po wyjściu z kina trudno zapomnieć twarz „Zośki”, która skrywa w sobie delikatność, subtelność i opanowanie. Sabat wspaniale przekazuje refleksyjną naturę granej przez siebie postaci. Jego gesty są precyzyjne, przemyślane. Wzrok pełen troski o Ojczyznę budzi podziw i uznanie widza, który zapoznaje się z bohaterem, w napięciu obserwuje jego działania, towarzyszy jego krokom. To właśnie perfekcyjnie zbudowana sylwetka „Zośki” wzbudza największą sympatię i współczucie, wywołuje wzruszenie odbiorcy. Łzy, które płyną po policzku Zawadzkiego podczas spotkania z pobitym przyjacielem oraz po jego śmierci, kiedy rozważa odebranie sobie życia, nie świadczą o jego słabości, lecz dodają mu autentyzmu.
Widz przejmuje się dramatyzmem losów członków Szarych Szeregów, doświadcza chwil zwątpienia, które zdarzały się walczącym o wolność. Podejmuje refleksję nad niezłomnością charakterów i wyjątkowością młodych ludzi, którzy szli na śmierć „jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec”. Recytacja fragmentu poezji Juliusza Słowackiego przez „Zośkę” jest krytycznym momentem w trakcie seansu. Dokończenie cytatu przez skatowanego „Rudego” potęguje emocje. Każda kropla krwi Bytnara, która hojnie leje się w drastycznych scenach tortur w siedzibie Gestapo, wywołuje myśl na temat sensu cierpienia dzielnych Polaków. W trakcie trwania filmu nieustannie zastanawiałam się, za jakie wartości ginęli członkowie polskiego podziemia niepodległościowego, co motywowało ich do najwyższych ofiar.
Najszlachetniejsi i najodważniejsi synowie i córki polskiego narodu bez wahania podejmowali ryzyko, jak w utworze Dawida Podsiadło do filmu „Kamienie na szaniec” – oddawali wszystko, żeby wszystko mieć. Pozostaje wierzyć, że cieszą się wieczną chwałą w niebie i patrzą na nas z dumą, kiedy upominamy się o nich. Naszym obowiązkiem jest przywracać im honor i pielęgnować historię, która wyraźnie pokazała, kto był bohaterem, a kto katem.
Najznakomitsi ginęli, ponieważ zachowali człowieczeństwo w bestialskim okresie. To właśnie ich wyprostowana postawa definiowała pojęcie godności. Tracili życie, ponieważ je szanowali. Potrafili pięknie umierać, bo umieli pięknie żyć. Odwaga, która pozwalała im przetrwać, prowadziła ich na śmierć.
Nie chciałabym oceniać zgodności dramatu z faktami historycznymi oraz literacką ilustracją, ponieważ film jest osobną formą wyrazu, posługuje się własnym językiem i środkami. Nie oczekuję od kina fabularnego objawienia prawdy, lecz wywołania głębokich uczuć i skłonienia do zadumy.
Celem ekranizacji było pokazanie młodemu pokoleniu Polaków stylu życia, w którym nie ma miejsca na przeciętność i bylejakość, liczą się ponadczasowe wartości i odpowiedzialność za tych, którzy przyjdą po nas. Prezentacja panteonu bohaterów narodowych bez sztucznie lśniącej aureoli, ukazanie zwykłych aspektów życia niezwykłych ludzi.
Dynamika scen i zdecydowana muzyka budzą napięcie i odwołują się do współczesnego kina akcji. Naturalny język pozbawiony patosu i humor słowny nawiązują dialog z ponowoczesnością i zmniejszają dystans między bohaterami a odbiorcą.
W okresie odrodzenia idei narodowej, zachwytu nad serialem wojennym „Czas honoru” i projektem muzycznym „Panny Wyklęte” warto podtrzymywać pozytywne tendencje kulturowe i tworzyć filmy ukazujące sylwetki tych, którzy zachowali się jak trzeba. Niektórzy młodzi ludzie nie potrafią odnaleźć swojego miejsca w codziennej batalii. Tańczący na hitlerowskiej fladze mogą być dla nich wzorem.
Warto wspomnieć o damskich kreacjach w „Kamieniach na szaniec”. Bohaterki filmu znajdują się nieco w cieniu mężczyzn, nie włączają się w działania narodowowyzwoleńcze, towarzyszą swoim ukochanym i podtrzymują ich na duchu, lecz nie pełnią żadnych istotnych funkcji. Emocjonalna i momentami histeryczna natura kobiet skontrastowana jest z rozwagą mężczyzn. Szkoda, że nie pojawia się żadna łączniczka czy sanitariuszka o chłodnym spojrzeniu na rzeczywistość i silnym charakterze, bo takich dam w polskim podziemiu niepodległościowym nie brakowało.
Rozczarować może również akcja pod Arsenałem, która została nakręcona w Lublinie. Pasjonaci okupowanej stolicy mogą tęsknić za urokiem warszawskiego Śródmieścia, którego widzimy niewiele. Niektórych może przerazić brutalne przesłuchanie „Rudego”, jednak uważam, że dobrze się stało, że tortury nie zostały pominięte. Naturalne światło i kolorystyka scen, a także stylowe kostiumy i fryzury nadają filmowi realizmu, który został zachowany również w scenach śledztwa. Innych mogą oburzać akty miłosne, jednak warto zauważyć, że w czasach wojennego terroru potrzeba bliskości z drugim człowiekiem była jeszcze silniejsza niż obecnie. Młodzi ludzie nie zwlekali z okazywaniem uczuć, bo wiedzieli, że każdy dzień może być ich ostatnim. Miłość pozwalała im choć na moment zapomnieć o otaczającej ich przemocy, niosła poczucie wolności.
[image src=”http://ocdn.eu/images/pulscms/OWE7MDQsYzgsNWIsM2RhLDIyYTswNiwzMjAsMWMy/f6bb0ea78ca47c1828fcd03dc19db5f4.jpg” width=”450″ height=”300″ lightbox=”yes” align=”center”]
„Kamienie na szaniec” stawiają pytanie, czy warto podejmować działania pozbawione szans na powodzenie, ginąć od przypadkowych kul i strzelać z zacinającej się broni, kochać wielkie sprawy głupią miłością, a historia i poezja udzielają odpowiedzi.
Niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!Juliusz Słowacki
Fot. Monolith Films