Papieski jałmużnik kardynał Konrad Krajewski od pewnego czasu przebywa na Ukrainie, gdzie zapewnia wsparcie humanitarne. Gdy udał się do ludności pozostałej na linii frontu, znalazł się pod ostrzałem wojsk rosyjskich. W rozmowie z Vatican News przekazał wstrząsającą relację.
Kardynał Krajewski relacjonował, że wspólnie z biskupami katolickim i protestanckim udał się z Zaporoża w stronę linii frontu. Towarzyszył im także ukraiński żołnierz. Zabrali ze sobą pomoc humanitarną dla przebywającej tam ludności.
„Cały czas są tam Rosjanie, ale także ludzie, którzy pozostali na miejscu i którzy z różnych przyczyn nie wyjechali. Jest ok. 4 tysięcy. Pojechaliśmy do nich. Oni wiedzą, w jakich punktach się gromadzić. Tam podjeżdżaliśmy z wielkimi problemami. Trudno przedostać się do strefy wojennej, ponieważ tam nie ma żadnych praw, nie ma tam żadnego kodeksu” – relacjonuje.
„Po prostu Rosjanie strzelają do wszystkiego, co się rusza. Przestrzegano i pouczono nas, żeby tylko pozostawić jedzenie i szybko uciekać, żeby również nie narażać tych ludzi, bo wszędzie, gdzie ludzie się gromadzą, Rosjanie od razu strzelają i tak też było niestety, że w jednym miejscu między blokami nagle spadły rakiety. Dobrze, że był z nami żołnierz, który powiedział, gdzie uciekać, bo pierwszy raz nie wiedziałem, w którą stronę uciekać” – przyznaje kardynał Krajewski.
„Ta pomoc jest konieczna. Rozdaliśmy wszystkim różańce od Ojca Świętego, podobnie i żołnierzom. Nieważne, kto jakiego jest wyznania. Krzyż dla nich jest najważniejszy. Zakładali te różańce od papieża Franciszka od razu” – relacjonuje kardynał Krajewski.
„Pomodliliśmy się przez chwilę, na tyle na ile żołnierz nam pozwalał. Udzielałem błogosławieństwa wraz z biskupami wszystkim obecnym i czym prędzej rozchodziliśmy się, żeby nie można nas było namierzyć, bo wystarczy, że parę osób się zbiera i od razu następuje ostrzał” – opisuje.
Źr. wPolityce.pl