Ze zdumieniem przeczytałem tekst członka Rady Decyzyjnej Ruchu Narodowego, rysownika satyrycznego, p. Jerzego Wasiukiewicza, który odniósł się do mojego wystąpienia w Sanoku. Autor przytacza bowiem początek mojej wypowiedzi:
„Zwykle spotkania ruchów opozycyjnych polegają na narzekaniu, że rząd się nami źle opiekuje. Np. Ruch Narodowy żałuje czy narzeka, że w szkołach za mało uczy się patriotyzmu, a Ruch Palikota narzeka, że nie ma przymusowej edukacji seksualnej dla dzieci. (…) My natomiast stoimy na stanowisku odmiennym. My nie narzekamy, że rząd się nami źle opiekuje, my narzekamy, że rząd się w ogóle nami opiekuje. Np. rząd toczy heroiczną walkę z problemem bezrobocia (…)”
Po czym komentuje to stwierdzeniem:
„W taki prosty sposób Autor tych słów, chcąc w sposób dowcipny poprowadzić swoje wystąpienie, zrównał Ruch Narodowy z Ruchem Palikota nie wchodząc w zasadzie w żadne niuanse. Jest to jak najbardziej wypowiedź populistyczna. Pozornie tylko spójna logicznie”.
Tymczasem nie tylko można, ale i należy porównywać wszystko ze wszystkim, wskazując cechy wspólne (lub różniące), bez konieczności zrównywania czegokolwiek. No bo co by było, gdyby P.T. Autor usłyszał na Animal Planet informację: „Człowiek zjada średnio 75 kg mięsa rocznie, a pies 50 kg. Nosorożce natomiast nie jedzą mięsa wcale”. Napisałby tekst oskarżający amerykańską telewizję o zrównywanie ludzi z psami?
P. Wasiukiewicz cytuje również fragment Deklaracji Ideowej Ruchu Narodowego, który potwierdza moje słowa:
„Polska będzie taka, jak uformowani zostaną młodzi Polacy. Dzieci i młodzież mają prawo do patriotycznego wychowania w szkołach, do wykształcenia formującego umysły w klasycznym duchu. Ruch Narodowy nie zgadza się na poddawanie młodzieży kolejnym eksperymentom edukacyjnym, ani na płynącą z mediów i instytucji kultury falę liberalno-lewicowej propagandy. Położymy także nacisk na upowszechnianie sportowego trybu życia.”
Po czym dokonuje zdumiewającej oceny:
„Nie ma w tym punkcie mowy o żadnej opiece”.
Tak samo jak porównywanie nie musi być zrównaniem, opieka nie musi być podawaniem herbatki malinowej do łóżka. Opieka nad narodem prowadzona przez współczesne państwo, niestety, idzie znacznie dalej. Polega właśnie na przymusowym zabieraniu dzieci rodzicom, by „formować ich umysły” (!!) i zapewniać im „sportowy tryb życia” w państwowych instytucjach (na ogół polegający na rzuceniu piłki na boisko między lekcją angielskiego i fizyki przez znudzonego urzędnika państwowego zwanego „nauczycielem W-F-u”).
No, ale według Autora w tym fragmencie jest jedynie „wyrażony brak zgody na pewne szkodliwe działania („eksperymenty edukacyjne”), które od lat dokonują środowiska liberalno-lewicowe”. Problem polega na tym, że „eksperymentem edukacyjnym” jest właśnie istnienie przymusu edukacji, czyli odbierania dzieci rodzicom (z wykorzystaniem aparatu represji), aby decydować za nich czy i czego ich dziecko ma być uczone. Eksperyment państwowej edukacji jest podważeniem władzy rodzicielskiej, którą prawica – oczywiście – uznaje. Jest zbrodnią na umysłach młodych ludzi. Ktoś, kto chce udoskonalić tę zbrodnię, zamieniając lekcję wychowania seksualnego na lekcję patriotyzmu, faktycznie odróżnia się tutaj od środowisk liberalno-lewicowych i może spokojnie nazwać się przedstawicielem środowisk „patriotyczno-lewicowych”.
Każdy o skłonnościach do opiekowania się cudzymi dziećmi, chętnie powoła się na akt prawny, który mu to umożliwi. Tak też robi Autor, przywołując Konstytucję:
Art. 70
1. Każdy ma prawo do nauki. Nauka do 18 roku życia jest obowiązkowa. Sposób wykonywania obowiązku szkolnego określa ustawa. (…)
Ciekawe, czy równie mocno byłby przywiązany do Konstytucji, gdyby lewicy udało się ją zmienić i np. wpisać obowiązek spróbowania przez każdego dojrzewającego chłopca obcowania z drugim chłopcem (tak, by wedle postępowego nurtu, mógł świadomie wybrać swoją „orientację”). W związku z tym, że byłby to zapis konstytucyjny, który trudno zmienić, Autor zapewne w swoim rozsądnym pragmatyzmie wywierałby nacisk na władzę, by imprezy zapoznawcze młodych chłopców odbywały się na festiwalu pieśni patriotycznych… Pisze zresztą dalej, że:
„Będąc więc na stanowisku środowiska opozycyjnego, które nie ma wpływu na zmianę tejże Konstytucji można tylko wywierać nacisk na władzę, aby tak jak w tym przypadku nie dokonywała eksperymentów edukacyjnych”
Jeśli można wywierać nacisk na władzę, by inaczej wykonywała prawo, to dlaczego nie można wywierać nacisku na parlament, by ten zmienił konstytucję??
A trzeba robić wszystko, by ją zmienić, bo póki państwo będzie „formować umysły” dzieci, póty stając się dorosłymi nie będą one mogły pojąć, jak państwo mogłoby się nimi nie opiekować, czego doskonałą ilustracją są kolejne słowa p. Wasiukiewicza:
„To jest mówienie, że rząd jest nam w ogóle do niczego niepotrzebny skoro ma się w ogóle nami nie opiekować”
Państwo powinno być właśnie po to, by ochronić obywatela przed ludźmi, którzy np. chcieliby „zaopiekować” się jego dziećmi (porywacze) czy pieniędzmi (złodzieje). I przed innymi państwami, które chciałyby zaopiekować się naszą ziemią… Ochrona przed taką „opieką” jest co najmniej złem koniecznym, ufundowanym na ludzkiej naturze (dylemat więźnia). Nie jest za to konieczne, jak sugeruje autor, żeby walczyć z monopolami interweniując w gospodarkę. Monopole z definicji mogą istnieć tylko w sytuacji, gdy ten interwencjonizm zachodzi.
Niestety – prawdziwym problemem jest to, że państwo w ogóle się nami opiekuje, a nie to, że źle się nami opiekuje. Zmiana formy tej opieki (na bardziej sportową i patriotyczną, na przykład), to jak poprawianie makijażu 150-kilogramowej kobiecie, która chciałaby pojawić się na wybiegu modelek. My chcemy zmienić to obrzydliwe, rozpasione państwo – i konstytucję też! Działanie w jego ramach doprowadzić mogłoby tylko do demoralizacji naszych działaczy. Wiara w to, że da się drobnymi kroczkami naprawić system jest mrzonką. System działa na zasadzie homeostatu. Jak wahadło, które odchylone lekko w jedną stronę, natychmiast wraca do stanu równowagi. Do stanu optymalnego tempa rozrostu i optymalnego wyzysku obywateli.
Nie każdy jednak to rozumie. Nic dziwnego – żyjemy w czasach ekspansji postmodernizmu, który na gruncie filozofii odrzuca założenie, że jej nerwem jest logika, traktując ją jak ograniczające umysł pęta. A wbrew pozorom tendencje filozoficzne mają ogromny wpływ na to, co pod strzechą – stąd coraz mniej pod nią logiki.