Zerwanie Konkordatu, wycofanie lekcji religii ze szkół i zdjęcie krzyża wiszącego w sali sejmowej – oto recepta palikotowej lewicy na naprawę naszego państwa.
To nie korupcja sięgająca szczytów władzy (vide b. Minister Transportu Sławomir Nowak) to nie gigantyczny rozrost biurokracji (100 tysięcy nowych urzędników w ciągu ostatnich 6 lat), to nie wciąż rosnące podatki (jak choćby VAT) są przyczyną sytuacji, w której się znajdujemy. Winą za wysokie bezrobocie i gospodarczy zastój należy obarczyć Kościół. Czy może – używając języka Newsweeka – kler, lub – jeszcze lepiej – Watykańską okupację Polski. Jest ona przyczyną wszelkiego zła. Armand Ryfiński – do niedawna poseł Twojego Ruchu – stwierdził ostatnio nawet, że Kościół jest winny… otyłości wśród dzieci.
Brzmi absurdalnie? Niestety, nie dla wszystkich. Przyjrzyjmy się największym kłamstwom, jakie lewica podnosi w walce z Kościołem Katolickim.
Czytaj także: O nierówności płci i gender, moim zdaniem
Księżą nie płacą podatków! Opodatkujmy kler, a Polska wyjdzie z kryzysu!
Pomysł ten byłby świetny, gdyby nie drobny fakt – Księża i siostry zakonne płacą podatki. Rocznie z ich tytułu wpływa do budżetu państwa ponad 100 milionów złotych.
Duchowni płacą zarówno podatki dochodowe od wynagrodzenia, jak i podatek zryczałtowany. Podatki dochodowe na dokładnie tych samych zasadach co wszyscy pozostali podatnicy płacą księża, zakonnicy i siostry, którzy są zatrudnieni na etacie. Najczęściej wykonywane prace to katecheta, nauczyciel, wykładowca, pomoc medyczna czy kurialista.
A wszyscy duchowni – bez wyjątków – płacą tzw. podatek od posługi duszpasterskiej, czyli np. od ofiar za odprawiane Msze św. czy nabożeństwa pogrzebowe, a także otrzymywanych podczas odwiedzin kolędowych. Wysokość ryczałtu jest co roku ustalana przez urzędy skarbowe.
Tego jednak nie usłyszycie z ust polityków lewicy. Tu warto przypomnieć, że sam Janusz Palikot – o czym informowały media – notorycznie zataja część dochodów w swoich oświadczeniach majątkowych.
Kler to pedofilska szajka!
Każdy czyn pedofilski powinien być rozliczony maksymalnie surowo – co do tego nie ma wątpliwości. Moim zdaniem karą powinno być dożywocie i chemiczna kastracja. Niezależnie od tego, czy takiego czynu dopuścił się nauczyciel, bezrobotny czy ksiądz. Ale najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie o realną skalę pedofilii wśród duchownych. Odwołajmy się do faktów, a nie marzeń Tomasza Lisa, czy Janusza Palikota. W odpowiedzi na zapytanie Marszałka Senatu Bogdana Borusewicza z dnia 22 listopada ubiegłego roku, Ministerstwo Sprawiedliwości podało informację na temat pedofilów osadzonych w jednostkach penitencjarnych. W piśmie podsekretarza stanu Stanisława Chmieleckiego (w imieniu Ministra Sprawiedliwości) czytamy:
Według posiadanych danych na dzień 18 listopada 2013 r, w jednostkach penitencjarnych, karę pozbawienia wolności za wyżej wymienione przestępstwa o charakterze pedofilskim odbywało 1468 skazanych (…) Z posiadanych danych wynika, że na wskazaną wyżej liczbę osadzonych, blisko 900 osób nie posiadało wyuczonego zawodu, około 70 osób wykonywało zawód murarza, 40 pracowników dorywczych, około 30 ślusarza, około 30 rolnika, 25 mechanika samochodowego. (…) Spośród nich zawód np. inżyniera, lekarza, nauczyciela, pedagoga, duchownego wyznania rzymskokatolickiego, wychowawców w placówkach oświatowych, wychowawczych i opiekuńczych, wykonywały pojedyncze osoby.
Czy ktokolwiek bije na alarm, że w Polsce grasuje szajka pedofilów murarzy/ ślusarzy/rolników? Nie, a byłoby to dużo bliższe rzeczywistości, niż podobne zarzuty pod adresem Kościoła.
Kolejna sprawa to zarzut rzekomego krycia księży pedofilów przez hierarchów Kościoła. Weźmy na tapetę najświeższą sprawę – arcybiskupa Wesołowskiego.Gdy tylko Kościół w wewnętrznym postępowaniu potwierdził zarzuty, o których mówiły media, Papież Franciszek odwołał go, wezwał do Watykanu, a następnie zezwolił na jego aresztowanie – właśnie w Stolicy Apostolskiej.
W ubiegłym roku, Franciszek zdymisjonował irlandzkiego biskupa Wiliama Lee, za podejrzenia tuszowania czynu pedofilskiego, którego dopuścił się ksiądz w jego diecezji.
Papież Franciszek nie jest tu wyjątkiem. Równie bezlitośnie z przejawami pedofilii nawet wśród wyskokich rangą duchownych – jak biskupów i arcybiskupów – rozprawiali się jego poprzednicy. Benedykt XVI w ciągu zaledwie siedmioletniego pontyfikatu zdymisjonował kilku biskupów nie tylko za czyny, ale nawet za podejrzenia tuszowania podobnych spraw.
Kto walczy z Kościołem?
Rzeczywistość nie są jednak zbyt interesująca dla przeciwników Kościoła. Dla nich, źródłem wszelkiego zła jest kler, który zamiast płacenia podatków gwałci małe dzieci. Jeśli fakty nie pasują do tej tezy, to tym gorzej dla faktów.
Skąd tak zawzięty atak na nasz Kościół? Stare przysłowie mówi, że jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o… pieniądze. Pomyślmy chwilę. Rynek środków antykoncepcyjnych globalnie jest wyceniany na – lekką ręką – kilkadziesiąt miliardów dolarów rocznie. Rynek aborcji – legalnych i nielegalnych – drugie tyle. Do tego dochodzi potężniejący z roku na rok przemysł In Vitro. Tymczasem Kościół był i pozostaje największym i najbardziej słyszalnym głosem negującym stosowanie antykoncepcji i ostro potępiającym zabijanie dzieci nienarodzonych.
Komu zatem może zależeć na zrujnowaniu autorytetu Kościoła, wbrew oczywistym faktom? I kto może mieć pieniądze na opłacenie tak zmasowanego medialnego ataku? To nie teoria spiskowa. Weźmy choćby Polski sejm. Nie jest tajemnicą, że nawet jego wicemarszałek, Wanda Nowicka jest na liście płac przemysłu aborcyjnego. Ilu polityków jest opłacanych w ten sam sposób co ona? A ilu dziennikarzy? Obserwując narastające fale ataków na Kościół można wysnuć wniosek, że bardzo wielu. Są oni coraz aktywniejsi. I szkodzą nie tylko Kościołowi, ale wszystkim obywatelom, zaśmiecając debatę publiczną. Odwracają uwagę opinii publicznej od realnych problemów i kierują ja w stronę Kościoła.
Karol JałtuszewskiAutor jest reporterem Telewizji Republika.