Krew, która w nim płynęła od początku kierowała go do życia duchowego. Obdarzony inteligencją i sprytem wszedł na ścieżkę, która zaprowadziła go do przybrania imienia Leon. Jednak zanim to nastąpiło przeszedł przez trudne okoliczności, które go ukształtowały.
Obserwując świat dookoła wydaje mi się, że ludzkość zna tylko trzech papieży: Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka. Dzisiaj zapomina się o wielu wybitnych osobowościach Kościoła. Nie pamięta się ich czynów i nauk. Myślę, że jednym z takich przypadków jest papież Leon XIII, postać wielkiego formatu. Dał się poznać jako wybitny kapłan i świetny praktyk-ekonomista. Pokazał światu jak Kościół potrafi rozmawiać z politykami i jak wiele może wnieść do życia społecznego.
Pierwsza część mojego tekstu dotyczyć będzie początkowych lat życia Joachima Pecciego, bo tak nazywał się Leon XIII. Niezbędne jest to do zrozumienia pewnych cech jego charakteru. Doskonale będzie je widać w pierwszych etapach kapłańskiej posługi naszego bohatera.
Dzieciństwo w Carpineto
Joachim Wincenty – takie imiona nosił następca Piusa IX. Bóg zesłał go do Carpineto, gdzie 2 marca 1810 roku przyszedł na świat w rodzinie Peccich. Jego ojciec Ludwik był wojskowym, pułkownikiem, dodatkowo mocno związanym z zakonami: jezuitów i franciszkanów. Matka Joachima nazywała się Anna Prospen Buzi. Była potomkinią dzikiego trybuna ludowego Cola di Rienziego, który w 1347 roku wywołał rewolucję ludową. Na podstawie jego historii, Richard Wagner skomponował operę Rienzi, ostatni z trybunów, która była uwielbiana przez… Adolfa Hitlera. Ale wróćmy na chwilę do rodziny przyszłego Leona XIII, bo warto wspomnieć więcej o jego matce. Była ona bardzo przedsiębiorczą kobietą. Pecci zawdzięczają jej uratowanie majątku rodowego.
Dlaczego o tym wspominam? To ważne dla zrozumienia działań Joachima Pecciego, jako duchownego i papieża. Widać w nich, że przyjął od matki zmysł ekonomiczny, a od rodziny po kądzieli zamiłowanie do ludu. Niewątpliwie, naleciałości wojskowej, ojcowskiej, dyscypliny też były widoczne u bohatera naszej historii.
W następnych latach szczęśliwego dzieciństwa małego Joachima dotknęła tragedia. Na łoże choroby legła jego matka. W 1824 umarła, ale z poczuciem dobrego wychowania swych synów. Sprawili oni jej niebywałą przyjemność tuż przed śmiercią: Józef, starszy, oznajmił, że wstąpi do jezuitów, a nasz Joachim pojawił się w trójgraniastym kapeluszu. On sam także był chorowitym dzieckiem, co później będzie miało skutki podczas pontyfikatu. Wtedy to prasa często wypuszczała informację o rzekomo ciężkiej chorobie papieża grożącej jego życiu.
Przez uniwersytet do kapłaństwa
Wyższe wykształcenie Joachim zdobywał na Uniwersytecie Grzegorza Wielkiego w Rzymie. Tam w 1832 roku został doktorem teologii. Planował on dalsze kształcenie na Akademii dei Nobili Ecclesiatici. Była to papieska szkoła dyplomacji dla arystokracji, która została powołana do stanu duchownego. Jednak Pecci nie był pewien tego czy rzeczywiście nadaje się do tej prestiżowej instytucji. Zresztą miał taki zwyczaj, że przed podjęciem ważnej decyzji długo ją rozważał. Wszystko po to, aby być pewnym i móc włożyć maksimum swojej energii do pracy. Na pytanie swego prorektora, kardynała Sali, o to czy już zdecydował o wstąpieniu do akademii, odpowiedział, że jeszcze musi się oddać dalszym rozważaniom. Joachim na to usłyszał, że gdyby każdy kandydat się tyle zastanawiał to papież dawno musiałby zamknąć swoje Collegium Nobilum.
W ostateczności Pecci wylądował w tej szkole. Kształcił się, doskonalił swoją wiedzę oraz umiejętności. Robił to m.in. podczas dysput w obecności kardynałów. Podczas nich wychodziły poglądy Joachima na świat. Chciał on silnego rządu, który będzie mógł zabezpieczyć kraj przed rewolucją. Nie bardzo podobała mu się przepojona liberalizmem Francja, natomiast sympatią darzył Austrię. W 1834 roku otrzymał niższe święcenia kapłańskie, dopełnione one zostały w 1837 roku. W tym samym czasie został przez Grzegorza XVI mianowany prałatem papieskim. To kończy łatwiejszy okres życia Joachima Pecciego.
Papieski namiestnik
Benewent był prowincją, która nie miała bezpośredniego, terytorialnego połączenia z resztą Państwa Kościelnego. Kraina była napadana i nękana przez bandytów. Dodatkowo miała kiepską sytuację ekonomiczną. Do takiej prowincji papież Grzegorz XVI skierował naszego Joachima, jako swego namiestnika.
Sprawę bardzo utrudniła także choroba Pecciego, której nabawił się po przybyciu do Benewentu. Jednak, gdy tylko odzyskał zdrowie wziął się do pracy. Dokonał przeglądu wojsk papieskich i skierował je na bandy nękające ludność. Walczył także z lokalnymi baronami przewodniczącymi kontrabandzie. Przyniósł ulgę mieszkańcom znosząc uciążliwe podatki i otwierając nowe drogi handlowe. W „nagrodę” przeniesiono go do Perugii – największej prowincji kościelnej. Tamtejsza kraina przepełniona była rewolucyjnymi spiskami Mazzaziniego i Garibaldiego, których poglądy zionęły antyklerykalizmem. Jednak i tam poradził sobie główny aktor naszej opowieści. Uporządkował on wszystkie sprawy administracyjne i ekonomiczne, co pozwoliło mu hojnie przyjąć, podczas odwiedzin, Grzegorza XVI.
Jak widać, papież nie rozpieszczał Pecciego i wysyłał go w trudne krainy. Prawdopodobnie poznał się na jego sprycie i pracowitości. Gdy Pecci ustabilizował sytuację w Perugii, Ojciec Święty w 1843 roku postanowił znaleźć dla niego nowe zadanie. Tym razem naszego bohatera czekać miała podróż o wiele dłuższa niż ostatnie. Jego celem miał być kraj katolicki, z protestanckim władcą i zupełnie innym niż Włochy społeczeństwem. Lecz to opowieść na następną część.
Czytaj także: Leon XIII – papież robotników. Cz. II: nuncjusz i biskup
Artykuł opracowany na podstawie: Antoni Szlagowski, „Leon XIII”, Warszawa 2002.
fot. commons.wikimedia.org