Thomas Thurnbichler będzie nowym trenerem polskich skoczków. Decyzja dla wielu osób jest zaskakująca, miedzy innymi dlatego, że będzie to pierwsze tak duże wyzwanie młodego szkoleniowca. O kulisach jego zatrudnienia mówił w rozmowie z „Super Expressem” Adam Małysz.
„Wniesie świeżość jako nowa osoba, przezwyciężenie monotonii. Ale ważniejsze, że jest ambitny, chwalony przez znawców i lubiany w środowisku” – w ten sposób Thomasa Thurnbichlera w rozmowie z „Super Expressem” ocenił Adam Małysz.
Orzeł z Wisły pytany był, czy fakt, że Austriak jest tak młody, nie sprawi, że nie będzie miał autorytetów u części skoczków. „Skoro zawodnicy chcą się rozwijać, nie będzie to przeszkodą. Podobnie jak z Robertem Hrgotą u Słoweńców. Tomas ma nie tylko wykształcenie, ma już doświadczenie i osiągnięcia, zwłaszcza z austriackimi juniorami, którzy niedawno zdobyli wszystkie trzy medale indywidualne i wygrali „drużynówkę” w mistrzostwach świata juniorów w Zakopanem” – powiedział.
Małysz przyznał także, że afera, jaka wybuchła w Planicy, o mało nie doprowadziła do wycofania się Thurnbichlera z rozmów. „Dla mediów wiele znaczy samo nazwisko. Owszem, rozmawialiśmy i z Miką Kojonkoskim i z Alexandrem Pointnerem. Ten ostatni chciał stworzyć system, który byłby dla nas za drogi. Ale potem bardzo nam pomógł w nakłanianiu Thurnbichlera, którego przedtem chciał mieć za asystenta, a którego austriacki związek nie chciał wypuścić. Także wtedy, gdy Thomas chciał się wycofać z rozmów, kiedy w Planicy powstała przykra sytuacja wokół Michala Doleżala. Był o krok od rezygnacji” – wyznał.
Małysz: „Obiecałem, że go nie zostawię”
Jak się okazuje, to Adam Małysz przekonał nowego trenera, by nie zrywał rozmów z PZN. „Obiecałem, ż ego nie zostawię i pomogę mu. Ukłony należą się też Pointnerowi. A przy tak pełnym energii trenerze mnie także nadal się chce. Postanowiłem, że pozostanę dyrektorem od skoków w PZN” – powiedział.
Małysz po raz kolejny był też pytany o aferę, jaka wybuchła między skoczkami a Polskim Związkiem Narciarskim. „Zrobiło mi się przykro, bo byłem razem z tą grupą od chwili zatrudnienia Stefana Horngachera, tymczasem w Planicy usłyszałem, że nie należę do tego zespołu. Dość mocno to przeżyłem. Od końca sezonu do dziś nie rozmawiałem z zawodnikami” – mówił.
Tymczasem sami skoczkowie mają teraz czas na odpoczynek. To różnica w stosunku do praktyk z poprzednich lat, gdy od razu rozpoczynano przygotowania do kolejnego sezonu. „System przejścia z jednego sezonu bezpośrednio do drugiego przestał działać. A ponadto pewne ćwiczenia zalecane przez doktora Pernitscha stały się dziwne. Działały na partie mięśni niezwiązane ze skokami. Na przykład przeciąganie liną samochodu albo pewne ćwiczenia na drążku. Do końca kwietnia mają dobrze odpocząć i zregenerować się” – powiedział.
Czytaj także: Auto Igi Świątek wzbudza zachwyt. Wkrótce może wygrać kolejne
Źr.: Super Express