„Uważam, że sama matura jest szkodliwa i nauka do niej nie rozszerza a zwija, szczególnie jeżeli chodzi o języki. Powinna być ona zastąpiona egzaminami na studia” – twierdzi Michał Kiełtyka, który do niedawna uczył się na nauczaniu domowym w rozmowie z portalem wMeritum.pl
wMeritum.pl: Jesteś na czymś w rodzaju nauczania domowego. Jak to wygląda?
Michał Kiełtyka: Ciężko to nazwać nauczaniem domowym bo formalnie do końca kwietnia byłem uczniem liceum zaocznego dla dorosłych, ale praktycznie wyglądało to tak, że uczyłem się w domu. Sam skonstruowałem grupę nauczycieli do których chodziłem. Uważam, że taki system nauczania jest dużo bardziej efektywny, ale trzeba uzyskać zaufanie rodziców i mieć możliwości finansowe. [box type=”note” color=”#5C4O33″ bg=”ffcc00″ head=”Edukacja domowa” headbg=”#8C1717″ headcolor=”#fbfbfb”]Możliwość nauczania domowego w Polsce gwarantuje konstytucja oraz ustawa o systemie edukacji z 1991 roku. Szacuje się, że z tego systemu korzysta kilkaset osób w całej Polsce. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w Stanach Zjednoczonych, gdzie z edukacji domowej korzysta około miliona dzieci. Głównie korzystają z tego rodziny chrześcijańskie, bądź antypaństwowe, które chcą, aby ich dzieci mogły się uczyć tego, co chcą rodzice. Zarówno w USA, jak i w Polsce działa wiele organizacji skupiających rodziców, których dzieci uczą się w domu, w Polsce są to m.in. Stowarzyszenie Edukacji Domowej i Stowarzyszenie Edukacji w Rodzinie[/box]
Czyli nie jest to typowy system amerykański w którym uczeń jest w domu i uczy się sam z książek?
Nie, ja uczyłem się sam, ale chodziłem do nauczycieli i oni mi wyznaczali pewną drogę: co mam robić, jak mam robić, oni mi pomagali, jak czegoś nie wiedziałem to się zatrzymywaliśmy, jak wiedziałem, to lecieliśmy z tym szybciej. System był dopasowany do mnie, to się opierało na moim zaufaniu do nauczycieli i nauczycieli do mnie.
Musiałeś zatrudnić własnych nauczycieli, to przecież duży koszt
W mojej okolicy żaden nauczyciel nie bierze mniej niż 40zł za godzinę lekcji. Ja uczęszczałem na język polski, rosyjski, angielski, matematykę i chemię, także wychodziło to około 8 godzin tygodniowo. Na pewno jest to koszt, ale jest to nie do porównania z nauką w szkole. Szkoła może mieć wysoki poziom, ale możemy w niej trafić na dobrych nauczycieli i na tych złych, którzy nie wiadomo dlaczego uczą i męczą uczniów niepotrzebnymi zadaniami. To nie jest coś normalnego.
Czyli uczyłeś się tylko przedmiotów maturalnych?
Można tak powiedzieć. Język Polski zdawałem na poziomie podstawowym ale jak poznałem odpowiedniego nauczyciela i zaczęliśmy się odpowiednio uczyć to ten język bardzo mi się spodobał i zauważyłem że jest to bardzo wartościowy przedmiot. Generalnie nauki humanistyczne w szkole są bardzo zaniedbywane bo nauczyciele nie potrafią ich uczyć. Na matematyce wiemy że dwa plus dwa nie równa się osiemnaście i to nie podlega żadnej wątpliwości, ale podejście humanistyczne jest bardziej złożone i szkoda że jest to zaniedbywane. Języków obcych można się uczyć w szkole, ale porozmawiajmy o tym, czy ktoś zdał język rozszerzony nie chodząc na żadne korepetycje. Uważam, że sama matura jest szkodliwa i nauka do niej nie rozszerza a zwija, szczególnie jeżeli chodzi o języki. Powinna być ona zastąpiona egzaminami na studia.
Jesteś już po maturze, zaliczyłeś ją satysfakcjonująco?
Jestem w stanie odpowiedzieć na razie na wyniki z ustnych przedmiotów. Z polskiego miałem 100%, z języka rosyjskiego 86%, a angielskiego 84%. Paradoksalnie, angielskiego uczę się osiem lat, a rosyjskiego półtora roku. Jeżeli chodzi o przedmioty pisemne to zdawałem rozszerzony WOS, matematykę i angielski, z podstawowych polski, rosyjski i chemię, którą po prostu się interesuję. Myślę, że poszło mi dobrze, ale nie możemy o tym mówić przed wynikami.
Często w Polsce wyraża się obawy że nauczanie domowe może być szkodliwe dla ucznia ze względu na to, że nie spotyka się on ze swoimi równieśnikami. Czy rzeczywiście tak jest?
Nie, jedyną wadą mojego nauczania może być to że nie przeżywam szkoły w sposób duchowy i nie przeżywam zabawnych szkolnych sytuacji, które w szkole się odbywają. Ale w pewnym momencie sobie uświadomiłem, że albo się uczę, albo się bawię. Trzeba pewne rzeczy rozgraniczyć, szkoła ma fajne aspekty psychologiczne: przyjaciół, znajomych, ale jeśli chodzi o sam system nauczania, to jest ona mizerna i lepsze jest nauczanie domowe. Nie uważam, że rodzice pozwalając dziecku na takie nauczanie powinny mieć jakieś obawy, w moim przypadku to była nieprawda.
Dlaczego w takim razie na taki sposób nauczania przeszedłeś tak późno, dopiero przed maturą?
Musiałem do tego dojrzeć, zrozumieć co chcę robić, jak chcę to robić i poznać to nauczanie w liceum które różni się od gimnazjalnego. Półtora roku przed maturą przepisałem się do szkoły zaocznej. Zrobiłem to w pierwszym możliwym momencie, w roku ukończenia 18 lat. Wiem, że są też inne formy nauczania domowego i można je już zacząć w pierwszej klasie liceum. Jednak wtedy uczeń musi co jakiś czas zdawać egzaminy robione przez nauczycieli, czy komisję, czyli dalej musi się uczyć tego co chce szkoła, a nie tego co go interesuje. To poważna sprawa, bo panowie w komisjach nie są w stanie wiedzieć czego ja chcę się uczyć i jakie są moje możliwości i wady.
A czy gdybyś miał w przyszłości dzieci, to również byś je posłał na nauczanie domowe?
Dążyłbym do tego, ale musiałbym być pewny, że moje dziecko ma dyscyplinę, albo sam bym go tego nauczył. Bez dyscypliny, bez poznania tego co chcemy robić w swoim życiu nie możemy przejść na nauczanie domowe i w ogóle nie będziemy w stanie osiągnąć sukcesu w swoim życiu jeżeli nie będziemy wiedzieli co chcemy w nim robić.
Rozmawiał Karol Handzel